Ta płyta któregoś dnia pod koniec lat 80-tych po prostu znalazła się w moim domu. Z wcześniejszych lat pamiętam z radia Dance Me To The End Of Love. Kto nie pamięta :) W latach 80-tych Cohen był w Polsce większą ikoną niż jego rodzimej Kanadzie. Przede wszystkim za sprawą Macieja Zembatego, który był w pewnym sensie ambasadorem, tłumaczem i wykonawcą utworów Cohena w naszym kraju... Mógłbym opisać tutaj historię zjawiskowego koncertu Cohena w spragnionej muzyki z zachodu, ukrytej za żelazną kurtyną Polsce roku 1985. Mógłbym napisać kilka słów o tym jak Leonard Cohen - poeta, stał się Leonardem Cohenem - piosenkarzem. Ale te tematy były już wielokrotnie opisane, a moim celem nie jest powielanie Wikipedii i Allmusic.
I'm Your Man - tę płytę wydały na winylu Polskie Nagrania i któregoś dnia za sprawą starszej siostry po prostu trafiła do mojego domu. To była chyba jedna z pierwszych 10 płyt jakie w ogóle do niego trafiły... Od tego czasu minęło ponad 25 lat i znów zapragnąłem jej posłuchać. Chwycić słuchawki by wybiec w styczniowy, wciąż bardziej wiosenny niż zimowy poranek, przed siebie, pobiegać uliczkami Gdańska i usłyszeć tę muzykę tak jak brzmiała ona 25 lat temu.
Inspirując się Cohenem Andrew Eldtritch wymyślił nazwę swojej grupy: The Sisters Of Mercy. Nick Cave na jednej ze swoich pierwszych płyt coverował w mrożący krew żyłach sposób Avalanche. Do inspiracji Cohenem przyznają się także: Bono, Tori Amos, Susanne Vega czy Sting. Na mojej półce stoi dokładnie 10 płyt Cohena, znam na pamięć większość z nich. Ale to właśnie I'm Your Man była tą pierwszą i dlatego mam największą ochotę do niej powracać. Przewrotnie to płyta najbardziej plastikowa, nagrana zgodnie z tendencją lat 80-tych aby dosłownie wszystko robić na syntezatorach. Ale w tym wypadku ten plastik kompletnie nie wpływa na wydźwięk płyty. Dwa powiedzenia przychodzą mi na myśl:
- odpływ pokazuje kto pływał nagi
- piękna kobieta nawet w worku wygląda dobrze
I'm Your Man brzmi tak jak brzmiała muzyka lat 80-tych. Tamto brzmienie minęło ale Cohen nie jest nagi i wygląda bardzo dobrze. Broni się melodia, broni się poezja.
Leonard Cohen smakuje tak samo dobrze w sobotę wieczorem przy butelce wina jak i w styczniowy poranek przy tętnie 140 biegnąc rytmicznie ulicami Gdańska. Everybody knows, that's how it goes everybody knows :)
Słuchałem tego na winylu, The Best of Abba i Piccolo coro dell'Antoniano też. Jak ci w dzieciństwie utkwi jakaś muzyka, to już później zawsze kojarzy się z jakąś mistyczną głębią. Take this waltz.
OdpowiedzUsuńvodkamaster
Zgadza sie. W pewnym sensie nasze emocje były sterowane tym jakie płyty winylowe w PRL Polskie Nagrania wydawały. Ja na szczęście dość szybko zorientowałem się, że program II a potem III polskiego radia puszcza wszystko co wydaje się na zachodzie praktycznie bez cenzury... No moze poza wycięciem jednego utworu z the final cut - Pink Floyd, gdzie śpiewają o Breżnieiwe.
Usuń