sobota, 18 października 2014

Kącik Biegowego Melomana: King Crimson - Starless and Bible Black


To więcej niż pewne, że w kąciku biegowego melomana pojawi się każda z 7 płyt King Crimson wydanych w klasycznych latach 70-tych. Może pojawią się też 3 płyty z lat 80-tych. Biegałem przy każdej z nich. Każda z nich ma w sobie to co najbardziej pasuje mi w muzyce podczas biegania: brak jednostajnego rytmu, chaos, który szuka drogi do porządku, melodie wyłaniające się z otchłani i wielopłaszczyznowość.

Starless and Bible Black to płyta, której powinienem posłuchać późną bezgwiezdną nocą, stąpając po mniej lub bardziej znanym terenie bez czołówki na głowie. Ale wybór płyty, którą włączam szykując się do biegu często następuje całkowicie spontanicznie. Czasem pół dnia myślę o tym, że pobiegam np. przy Dream Theater, a tuż przed włączeniem start w playerze zabrzmią w mojej głowie takie nuty, które bezwzględnie zmienią decyzję na inną. Tak było kilka dni temu, kiedy około 17:00 odstawiwszy samochód żony do serwisu na przegląd przed zimą decyzję o włączeniu King Crimson podjąłem całkiem w afekcie. Oczywiście mogłem poczekać i odebrać samochód tego samego dnia, ale byłaby to zwyczajna strata czasu. Lepiej było pobiec do domu, a następnego dnia pobiec go odebrać. Padał deszcz. Nie do końca to przewidziałem i nie wziąłem mojej super-katanki, ale było na tyle ciepło, że nie stanowiło to problemu. Przewijając listę wykonawców, patrząc w jesienne niebo chylące się ku nocy zabrzmiało w mojej głowie:

Cigarettes, ice cream, figurines of the Virgin Mary

The Great Deceiver i pierwsze półtora kilometra pod górkę. Daliśmy radę. To bardzo dziwna płyta King Crimson. W połowie nagrywana w studio, a w połowie na żywo, ale z wyciszonymi oklaskami i reakcjami publiczności. Rok 1974. King Crimson w składzie: Fripp, Cross, Wetton i Bruford. Rok wcześniej wydali jedno ze swoich największych dzieł - Lark's Tongues In Aspic - jeszcze w składzie z Jamie Muirem (który odszedł z zespołu prosto do klasztoru i odsunął się z życia publicznego). Kilka miesięcy później King Crimson w tercecie (już bez Davida Crossa) wydaje swoje magnum opus - album Red. John Wetton był załamany rozwiązaniem zespołu. Stało się w momencie kiedy King Crimson był o malutki krok od osiągnięcia sławy i statusu zespołu z komercyjnej półki Pink Floyd czy Genesis.

Starless and Bible Black to najgorszy z możliwych album na początek przygody z King Crimson. To album wytrawny, który dzięki temu ma dwie cechy - nie można się nim przesłodzić, ale też czasami wykręca gębę swoją surowością...

Shine, shine, the light of good works shine
The watch before the city gates depicted in their prime

The Night Watch - muzyczna ilustracja Nocnej Straży - Rembrandta. Dźwiękowa perełka. Jeden z niewielu utworów wokalnych na tej płycie. Można powiedzieć - ballada. Zbiegam z górki, lekki deszcz chłodzi mi twarz... oooo yeaaah! To są momenty kiedy następuje superpozycja dwóch bodźców - endorfin z biegania i endorfin ze słuchania. 

Dobiegam do domu, ale dopiero zaczyna się ostatni na płycie Fracture. 11-minutowa instrumentalna jazda, której energii może pozazdrościć każdy heavymetalowy zespół na tym świecie. Nie jestem w stanie się zatrzymać. Mijam dom i biegnę dalej. Mniej więcej wymierzam w głowie pętlę, która pozwoli mi wybiegać Fracture do końca. Razem z ostatnim dźwiękiem tej płyty zatrzymuję się pod drzwiami. Czuję się spełniony.

Nie każda płyta w trakcie biegania działa na mnie w ten sposób. Czasem zdarza mi się wyłączyć albo zmienić płytę po kilku lub kilkunastu minutach. Czasem wysłucham do końca, ale nie wywołuje ona we mnie takich emocji aby pisać o tym na blogu. I często są to bardzo dobre płyty, ale nie zgrywają się ze stanem przestrzennych emocji w trakcie biegu. Kącik biegowego melomana, to nie jest po prostu miejsce gdzie pisze o płytach, które lubię. To miejsce, w którym pisze o płytach, które lubię biegając.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy