poniedziałek, 16 grudnia 2019

Miesiąc na siłce

Piszę ten post po to, aby podsumować ile można zrobić z miesięcznym karnetem za około "stówkę". "Miesiąc na siłce" brzmi trochę jak trzeci album w niedokończonej trylogii Queen zaraz za "Noc w Operze" i "Dzień na wyścigach". Ale najpierw bracia Marx musieliby nakręcić film pod tym tytułem...

Nie jestem  właścicielem karty multisport, za moimi kroplami potu nie stoi żadna korporacja. Jestem sponsorem każdej wydanej złotówki i dlatego jest mi paradoksalnie o wiele łatwiej. Płacąc za coś co trwa miesiąc chcę wycisnąć z tego jak najwięcej. Wybrałem kartę tylko do jednej sieci siłowni i tylko w godzinach 6:00-15:00 (tzw. karnet poranny). To było też zbawiennym wyborem: jeżeli nie skorzystałbym z siłowni przed robotą - straciłbym dzień, nie skorzystałbym w ogóle. Żadnych wymówek typu "poćwiczę wieczorem". Wieczorem nikt by mnie nie wpuścił, wieczorem to co najwyżej mógłbym pobiegać dookoła zbiorników.

Liczby:




Zacząłem jak widać spokojnie od treningu obwodowego, coraz bardziej przenosząc ciężar na bieżnię oraz trening siłowy. Oczywiście "siłowy" i "obwodowy" to pojęcie, które miesza w moim lamerskim przypadku podobne ćwiczenia. Na endo coś musiałem zaznaczyć. Jeżeli uważałem, że więcej było takiego treningu ogólnego, to ustawiałem obwodowy, ale jeżeli w grę wchodziło więcej ciężarów - to siłowy.

Odkryciem była bieżnia, bo na niej spędziłem 9,5 godziny.



Pozostałe aktywności łącznie również zajęły mi niecałe 9,5 godziny.






Licząc łączny czas spędzony na siłce wychodzi: 18 godzin 45 minut w ciągu 17-stu wizyt.

Średni czas aktywności dziennej to 1 godzina i 7 minut, ale dodając czas na przebranie się, prysznic i czasami saunę wychodzi lekko 1,5 godziny. Dojazdu nie liczę, bo specjalnie wybrałem siłkę w niedalekiej okolicy pracy.

Jedna godzina kosztowała mnie niecałe 6 zł.


Spaliłem 14.845 kcal czyli mniej więcej 2 kilogramy czystego ludzkiego tłuszczu.

Ostatnia ze statystyk to znów pieniądze. Skoro karnet kosztował 100 zł a spaliłem 2 kg tłuszczu to daje 50 zł za kilogram w dół. Tanio, prawda? Gdybym otworzył sklep, gdzie można by ot tak po prostu za 50 zł zredukować swój brzuszek o kilogram sadła nie robiąc nic więcej poza przyłożeniem karty płatniczej do terminala... to byłbym miliarderem tego samego dnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy