poniedziałek, 29 czerwca 2015

Endomondo - nowa strona treningu


Pospolite ruszenie, które miało miejsce przy nocnej zmianie starego layoutu endomondo na nowy będzie pewnie na długo ciekawym case'em w środowisku zajmującym się tzw. user experience. Nie tylko w mojej opinii tamta zmiana była wykonana bez jakichkolwiek większych konsultacji czy testów konsumenckich. A jeżeli już była konsultowana - to na pewno nie w środowisku biegaczy, lub - nie w środowisku europejskich biegaczy. Po prostu amerykański potentat Under Armour kupił sobie firmę z Danii (nie wiedząc pewnie nawet czy Dania to miasto czy państwo) i pokazał nam - jak się robi aplikacje.

Przyznam szczerze, że nie liczyłem, że nawet tak wielka fala krytyki jaka przetoczyła się na wielu forach i profilach społecznościowych coś zmieni. A jednak! Krytyka po prostu przekroczyła i to znacznie poziom regularnego hejtu, jaki ma miejsce, kiedy coś się po prostu zmienia. Zawsze pewien procent głośno krzyczących osób krzyczy tylko dlatego, że coś się zmieniło. Tym razem wszelkie wskazówki potencjometrów wyszły poza skalę. Znacznie. Nawet Amerykanie musieli przyznać się, że coś poszło nie tak. I tak zrobili. Miesiąc temu endomondo powróciło do starego layoutu. Można było sobie ręcznie przestawić na nowy, ale wszyscy użytkownicy zarejestrowani przed kwietniem 2015 otrzymali stary layout domyślnie. Ufff.


Dziś zauważyłem na widoku treningu zachętkę do przełączenia się na nowy poprawiony layout. Prawdę mówić nie miałem ochoty, ale przecież i tak niewiele to chyba by zmieniło. Niedługo będzie to pewnie jedyny możliwy wybór.

niedziela, 28 czerwca 2015

Buszujący w zbożu dookoła jeziora Raduńskiego


Nie spodziewałem się, że ledwie tydzień po 144 km na Hel znów ujrzę, a nawet przebiegnę fragment tej trasy. A jednak siedząc wczoraj wieczorem na FB zgadałem się z Michałem, że może zamiast porannego TPK okręcimy jakieś jeziorko. Jezioro Raduńskie Dolne chodziło mi po głowie już od jakiegoś czasu. Chyba nawet przymierzaliśmy się do niego w zeszłym roku. Do Chmielna mamy 30 minut samochodem, plan dnia zakładał powrót do domu przed 11:30. Zaplanowaliśmy więc wyjazd z GDA na 7:00 rano i z tą myślą poszedłem spać.

Kiedy o 6:15 zadzwonił budzik za oknem trwała regularna ulewa bez perspektywy na jakieś rozpogodzenie. Przytuliłem się do poduszki otworzyłem jedno oko i napisałem do Michała, że to chyba bez sensu.

- Ale ja jestem z psem i na horyzoncie się przejaśnia - odpisał.

piątek, 26 czerwca 2015

Kącik biegowego melomana: Björk - Homogenic


Czasami mam tak, że rozpoczynając bieg kompletnie nie wiem czego posłucham i niemal losowo wybieram album z telefonu. Innym razem przypominam sobie w głowie bardzo odległą płytę, którą słuchałem lata temu, ale znam każdą jej nutę i dosłownie odliczam minuty kiedy wybiegnę na ścieżkę właśnie z TĄ płytą.

Kilka razy pisałem już na tym blogu, że totalnie obszedłem bokiem epokę, w której dorastałem. Zamiast grunge'u słuchałem rocka progresywnego, ale w drugiej połowie lat 90-tych zaczęło się dziać coś w muzyce, to sprawiło, że baczniej przyglądałem się nowym trendom. Nazywaliśmy to wtedy trip-hopem. W 1994 roku Massive Attack wydało Protection. Dwa lata później zadebiutował Faithless. Koncerty tych grup. które odbyły się kilka lat później na Open'airze uważam za najmocniejsze momenty w całej jego historii. W 1997 roku kiedy drugi album Portishead trafił na rynek ja już totalnie wsiąkłem w tą muzykę. Chyba pierwszy raz w życiu słuchałem muzyki, która była ówczesną teraźniejszością.

Na naszym rodzimym podwórku w bardzo podobnym stylu tworzyła Kasia Nosowska i o ile jej poczynania z Hey latały mi koło nomen omen - nosa, to jej solowa "Milena" była jedną pierwszych polskich płyt jakie kupiłem sobie na CD.

Jednak bohaterką tego wpisu nie jest żadna z Pań śpiewająca na powyższych płytach. Bohaterką jest Björk. Ale by poznać pełne spektrum mojej "znajomości" z Björk musimy się cofnąć o kolejne 10 lat...

czwartek, 25 czerwca 2015

666 zakrętów w drodze na HEL - relacja z ultra 144 km


Jest taki element konstrukcyjny książek o bieganiu, że zaczynają się one w samym środku akcji, w jej przełomowym momencie. Dean Karnazes na pierwszych stronach Ultramaranończyka zamawiał pizzę przez telefon podając dostawcy miejsce gdzie prawdopodobnie będzie, kiedy ten wyjmie ją z pieca. Także Chrissie Wellington czy Scott Jurek na dzień dobry wpuszczają nas w sam środek akcji by nagle ją przerwać i powrócić do samych fundamentów i opowiedzieć jak właściwie się tam znaleźli. Ostatnio nawet Dominik zastosował ten zabieg opisując Niepokornego Mnicha.

Nie będę łamał tego sprawdzonego schematu...

wtorek, 23 czerwca 2015

From Heaven to Hell - 144 km [film]

Niebo dzielą od Piekła 144 kilometry. Przy założeniu, że Niebem nazwiemy dzielnicę wsi o nazwie Kolano, a piekłem bez jednego "l" miasto Hel na samym krańcu półwyspu.

Trasa z Nieba do Piekła bardzo fajnie wyglądała na mapie. Poza tym łatwo do niej stworzyć legendę. Gorzej, kiedy rano okazało się, że nie ma żadnej tablicy z napisem "Niebo" a tylko dużo mniej wzniosłe "Kolano". Z Kolana do Piekła w sumie też ciekawie brzmi...

Rozpoczęliśmy w sobotę o 9:00 rano. Dominik, Jarek, Michał i ja. W najdłuższy dzień roku i najkrótszą noc. Przed nami było ponad 140 kilometrów biegu po pięknych kaszubskich drogach. Do celu dotarliśmy następnego dnia po ponad 25 godzinach przygody.

Zanim opiszę fakty, emocje i refleksje związane z tym biegiem tradycyjnie zapraszam do obejrzenia 3-minutowej relacji w postaci ruchomych obrazów:

piątek, 19 czerwca 2015

140 km - Heaven & Hell


Kto nie lubi wątróbki? Podobno ludzie dzielą się na takich co lubią i takich co nienawidzą. Mnie tuż przed północą poprzedzającą start do mojego najdłuższego biegu w życiu taka ochota naszła. Tłumaczę sobie, że jest dobra na krew :) A dobra krew się przyda podczas ~24 godzin biegu jaki mnie czeka. 6 godzin temu na obiad zjadłem makaron. W kontekście jedzenia chyba jestem gotowy, ale czy to wystarczy? :)

niedziela, 14 czerwca 2015

Slow running & negative split w kontekście biegów ultra


Pod tym naukowym tytułem postu nie kryje się nic więcej niż trochę weekendowych przemyśleń popartych dwoma zwyczajnymi treningami. Nie będzie więc amerykańskich uczonych a jedynie Dominik, Michał i Jarek z Tricity Ultra, z którymi dyskutujemy na FB, czy w czasie wspólnych biegów.

Negative split to taktyka biegania polegająca na wolniejszym początku i przyspieszaniu w trakcie biegu. Są na ten temat opisane w internecie tomy wiedzy. Jednak w praktyce z tej taktyki korzysta kilka % osób. W biegach ultra, a szczególnie takich ponad 100 km 99% osób ZAWSZE rozpoczyna pseudo-powolnym biegiem będącym w rezultacie i tak znacznie szybszym niż ostatnie kilometry zawodów. Sam też w zeszłorocznym biegu na Hel (100 km) zaczęliśmy z chłopakami w tempie poniżej 6 min/km. Po 50 km było już dość ciężko, a finalne kilometry ostatecznie kończyliśmy marszem, ew lekko podbiegając. Bez sensu. Niby bez sensu, ale trzeba mieć naprawdę mocną psyche, aby potrafić biec w tempie ledwie 7:30 min/km na samym początku, kiedy mięśnie są świeże i wypoczęte, adrenalina buzuje w tętnicach, świat jest piękny a jutra nie widać.

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Relacja z Grand Trail des Lacs et Chateaux - Surister, Belgia. 30-V-2015


Do tej pory belgijskie Ardeny znałem głównie z relacji F1 z toru Spa Francorchamps. To tutaj Robert Kubica w 2010 roku stał na najniższym stopniu podium. Pamiętam, że ten tor słynie z największych przewyższeń wśród torów F1. Dodatkowo często zdarza się, że deszcz pada tylko po jednej jego stronie. Jak to w górach. Ardeny nie są zbyt wysokie. Najwyższe szczyty to ledwie 600 metrów wysokości, ale poza tym wszystko jest tutaj jak w górach. 30 maja przebiegłem je tempem trochę wolniejszym niż Kubica 5 lat temu, jednak przez większość biegu zza wzniesień dochodził do mnie ryk silników sesji kwalifikacyjnej do wyścigu z cyklu Formuły Renault.

niedziela, 7 czerwca 2015

17 km z Michałem po Kaszubskich lasach


Patrzę na te zdjęcie u góry, na te przerzedzone lub siwiejące włosy i zastanawiam się jak byśmy wyglądali, gdybyśmy nie biegali, a rozrywki ograniczyli do piwka i grilla. Prawda jest taka, że to tylko efekt zdjęcia buffek po kilku kilometrach w południowym słońcu. Naprawdę jesteśmy młodzi i przystojni :)

Wiem, że wiele osób czeka na najważniejszy wpis ostatniego tygodnia, czyli o tym jak mi poszło w Ardenach na Grand Trail des Lacs et Chateaux. Popełniłem błąd, że nie opisałem tego wydarzenia na gorąco. Ledwie po tygodniu od 60 km w rejonie Liege, pewne emocje się już zacierają, zatrzymują na wewnętrznym filtrze. Obiecuję jednak jeszcze dziś przysiąść i przelać myśli na "papier".

Tymczasem wczoraj, po ledwie pierwszym dniu w PL, siedząc sobie przy grillu w Chojnicach i czytając co tam się wydarzyło w internecie wyczytałem takiego oto newsa: "Do niedzieli jestem za Brusami" - napisał Michał. "Hmmmm, ja też jestem za Brusami!!" - pomyślałem.