piątek, 31 października 2014

Jedzenie na ultra - to nie zdrada

Tytuł może być mylący, dlatego od razu wyjaśniam. Nie mam na myśli rad ani przemyśleń jak się odżywiać w trakcie biegu, jakie żele kiedy wciągać. Napiszę pare zdań o pułapkach żywieniowych związanych z trzydniowym wyjazdem na bieg na drugi koniec Polski w kontekście naszego wyjazdu na Łemkowynę.
copyrights: wikicommons

wtorek, 28 października 2014

Łemkowyna Ultra Trail 70 - relacja z wyprawy


Dla mnie i ekipy z Gdańska bieg w górach to nie jest tylko bieg - to wielka wyprawa. Jesteśmy facetami pomiędzy 30-tką a 40-tką i od dawna nie żyjemy już w studenckich czasach, gdzie każdy dzień był przygodą i fajnie było zasypiać w innym miejscu niż się obudziło. W Trójmieście biegamy wieczorami albo wcześnie rano. Na taki wyjazd logistycznie możemy sobie pozwolić 2-4 razy w roku. Tym bardziej precyzyjnie wybieraliśmy nasz debiut w górskim biegu ultra. Kilka miesięcy temu rzuciłem hasło: "Panowie, rok temu biegłem Wigry i było świetnie. Ta sama ekipa robi ultra w górach, po Beskidzie Niskim, jedziemy?" Parę dni później Jarek, Dominik, Michał i ja byliśmy już zapisani.

Cieszyliśmy się zbliżającym terminem biegu jak dzieciaki. 10 razy przeglądaliśmy listę obowiązkowego wyposażenia. Noclegi w Chyrowa Ski czekały na nasze przybycie (zarezerwowany ostatni wolny pokój!). W środę Michał napisał, czemu jutro nie jest piątek... Przeczekaliśmy jednak jeszcze jakoś czwartek i w piątek o 5:00 rano zadzwonił budzik! Yeah! Przygoda się zaczyna. Nie spałem już od pół godziny!

piątek, 24 października 2014

8 godzin przed Łemko

Za 8 godzin postawię swoje pierwsze kroki w biegu górskim. Naprawdę nie wiem czego się spodziewać, czy będzie to 10 x większy wysiłek niż biegi na podobne dystanse w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym. A może pójdzie całkiem lekko i przetarcie, które robimy po naszych lokalnych pagórkach wystarczy aby przebiec górski dystans bez większego problemu.


Do Chyrowej dotarliśmy o 15:00. Było sporo czasu aby doświadczać przedbiegowej atmosfery. Obiad, "izotoniki", odbiór pakietów wraz ze sprawdzeniem wyposażenia obowiązkowego, odprawa...



środa, 22 października 2014

I Bieg Morsa w sezonie 2014/15


Co to za bieg morsa, kiedy na termometrze w niedzielę było 21 stopni? Woda co prawda o połowę chłodniejsza, co po części może usprawiedliwiać nazwanie naszego biegu - biegiem morsa. Jakby tego nie interpretować, 19 października, w niedzielę, zainaugurowaliśmy cotygodniowe biegi z Gdańska-Południe nad Bałtyk. Pewnie nam się znudzi po kilku razach, albo się tradycyjnie rozchorujemy w styczniu, ale póki co chęć jest.

Moja małżonka wieczorem w sobotę poprosiła mnie grzecznie: "Tylko przygotuj sobie WSZYSTKO abyś mnie czasem nie obudził swoim krzątaniem". Jasne, jasne, spoko, spoko, wszystko mam. Długie leginsy z Lidla, plecak, komórka się ładuje, 20 PLN jest, ręcznik i koszulka na przebranie jest.

6:30 budzik! Delikatnie wymykam się z łóżka i wszystko idzie zgrabnie, cichutko i na paluszkach. Wyjadam resztki z kolacji, ubieram się, pakuję rzeczy do plecaka ale ... czegoś zaczyna mi brakować... Bezszelestnie otwieram kolejne szuflady. Kocimi ruchami przemieszczam się od komody do szafy i z powrotem. Szukam na półkach, na suszarce, w pralce, rozglądam się po podłodze i NAGLE słyszę głos spod kołdry:
-"Czego k**** szukasz??!!"
-"Gaci...." - odpowiedziałem ze spuszczoną głową....

niedziela, 19 października 2014

Kiedy oceniać buty do biegania?


Buty do biegania to najbardziej emocjonujący atrybut biegacza. Na forach tematycznych działy dotyczące butów pękają w szwach. Blogerzy z niekrytym podnieceniem recenzują najnowsze nabytki lub gifty zanim te tak naprawdę dobrze się rozchodzą. Oczywiście trudno zrecenzować gift inaczej niż pozytywnie. Zakup także trudno zrecenzować inaczej niż pozytywnie, bo negatywna recenzja produktu, na który poszła niemała kasa czynilaby z recenzujacego frajera, co dał się nabić w butelkę sprzedawcy i wykręcił mu najlepszą marżę albo po prostu przed zakupem prześledził o 1000 wątków na forach za mało i nie wiedział w czym ma być mu wygodnie.

sobota, 18 października 2014

III Bieg Doliną Raduni

Jeszcze tylko jeden bieg... i się ogolę i pójdę do fryzjera

Bieg Doliną Raduni ze Straszyna do Juszkowa jak sama nazwa wskazuje jest biegiem, którego trasa wiedzie wzdłuż malowniczych krajobrazów Raduni. Szkoda trochę, że jest to tak krótki bieg (5 km) i tylko 2 początkowe kilometry prowadzą leśną ścieżką przy samej rzece. Potem trzeba przebić się przez Straszyn i już do końca biec po asfalcie/betonie. Fajna jest też końcówka - zbieg schodami do promenady w Juszkowie, kilkaset metrów przy samej rzece, na końcu podbieg i finisz na boisku sportowym.

Kącik Biegowego Melomana: King Crimson - Starless and Bible Black


To więcej niż pewne, że w kąciku biegowego melomana pojawi się każda z 7 płyt King Crimson wydanych w klasycznych latach 70-tych. Może pojawią się też 3 płyty z lat 80-tych. Biegałem przy każdej z nich. Każda z nich ma w sobie to co najbardziej pasuje mi w muzyce podczas biegania: brak jednostajnego rytmu, chaos, który szuka drogi do porządku, melodie wyłaniające się z otchłani i wielopłaszczyznowość.

piątek, 17 października 2014

From The Beginning - part II

W poprzedniej części tego wpisu opisałem mój falstart biegowy w 2011 roku. Na koniec obiecałem, że podzielę się wynikami jakie osiągałem podczas drugiego podejścia w trakcie tych pierwszych wyjść na "walcowanie" biegowych ścieżek ze 130 kg na pokładzie we wrześniu 2012.

Przypomnę jeszcze moje główne motywacje do wyjścia i nie poddawania się:
  • Autentyczny strach przed ewentualnymi chorobami związanymi z nadwagą. Można nawet powiedzieć, że zachowałem się nie-po-polsku bo każdy Polak mądry po szkodzie, a ja to zacząłem rozumieć będąc po prostu gruby, ale jeszcze bez żadnych bezpośrednich symptomów.
  • Czas sam na sam z muzyką w słuchawkach. Uwielbiam słuchać całe płyty, jako pełne kompleksowe dzieła sztuki. W życiu standardowego trzydziestoparolatka (rodzina, praca) nie ma miejsca na godzinkę wolnego aby w ciszy posłuchać muzyki. Bieganie mi to dało!
  • Endomondo. Możliwość zapisywania swoich treningów, oglądania tras, śledzenia tempa i postępów było tym co wyzwoliło we mnie ducha inżyniera-kolekcjonera. 
Poza tym, było bardzo bardzo ciężko. Motywowanie się do kolejnego i kolejnego wyjścia było jak układanie domku z kart. Na początku wiedziałem, że muszę przełamać "regułę 21". Kiedyś o tym czytałem, że liczba 21 powtórzeń wykonywanej czynności jest punktem granicznym. Ktoś, kto postanawia coś zmienić, np. nie jeść mięsa, albo chodzić na basen, albo robić przysiady przed snem, albo nawet pisać bloga musi wykonać tę czynność przynajmniej 21 razy. Wtedy wchodzi ona nawyk i znacznie rośnie szansa, że się nie zaprzestanie. Zdecydowana większość osób, która rozpoczęła ale przestała biegać - zrobiła to mniej niż 21 razy. 

Mój pierwszy zapisany na endomondo trening wyglądał tak:


Na powyższym screenie widać trzy dramatyczne zrywy w okolicach 500 metra, 1 km oraz tuż przed 2 km. Te zrywy kosztowały mnie znalezieniem się na granicy wyrzygania. Tempo 8 min/km doprowadzało mnie do fizycznej i psychicznej granicy, na której każdy krok był walką o wszystko, a za tą granicą istniała tylko ciemność. A najgorsze w tym wszystkim było... spotkać sąsiada na spacerze z żoną. Sorry, ale mimo wielkiej kurtuazji i pełnego politycznego zrozumienia mojej niecodziennej czynności, mówiąc mi "dzień dobry" widziałem w trakcie mijania przez ten ułamek sekundy za wcześnie wznoszący się uśmiech niedowierzania, z którego udawało mi się wyczytać resztę tej myśli: "....o ja pierdolę, ten grubas z dziewiątki zaczął biegać".


czwartek, 16 października 2014

Być jak Waldek Miś

Nie jest chyba żadną tajemnicą, że w trójmiejskim środowisku ultrasów trochę się podglądamy. Przynajmniej ja podglądam komu jak idzie na endo, kto jaką relację wysmażył z Rzeźnika, Chojnika czy innego B7D. Kilka miesięcy temu zaciekawił mnie Waldek Miś i jego bieganie po schodach. Hmmm, bieganie po schodach musi miec sens skoro Waldek całkiem spokojnie pozaliczał kilka górskich ultra w tym sezonie.


poniedziałek, 13 października 2014

Moja metamorfoza w Radio Gdańsk


O Tobiaszu Całuchu i o mnie. Fajny artykuł na stronach portalu Radia Gdańsk. Patrzę zawsze z zazdrością na tych, którym udało się zejść w okolice 70 kg czyli do całkiem przyzwoitej wagi startowej. Ja muszę jeszcze trochę powalczyć. Nie jest łatwo i wiem, że na tym poziomie i w tym wieku więcej niż połowę sukcesu stanowi dieta.

Z innej beczki - obejrzałem dziś film Bogowie - historię Zbigniewa Religi i jego zespołu transplantologicznego. Film oglądało się jednym tchem. A jedna z wielu refleksji po nim jest taka, że gdybym nie zaczął biegać dwa lata temu - nie byłoby niczym dziwnym gdybym znalazł się na tym stole...

Link do artykułu: http://radiogdansk.pl/index.php/pomorze-biega/item/17112-biegowa-metamorfoza-tobiasza-calucha-i-tomasza-kaszkura.html


niedziela, 12 października 2014

Dzielnice Biegają: Ujeścisko

Naprawdę nie wiem co kierowało Dominikiem, że zaproponował abyśmy się nie golili do Łemkowyny. I co kierowało mną, że się bezrefleksyjnie zgodziłem. Jest coraz gorzej. I absolutnie nie wyglądamy jak Anton Krupicka oraz Rob Krar ale jak dwóch bezdomnych co się zapisało na bieg, bo był darmowy i jeszcze rozdawali drożdżówki. Zawsze to jakaś odmiana od biegania od śmietnika do śmietnika po puste puszki.


środa, 8 października 2014

Comfortably Numb

Halo?
Jest tam kto?
Po prostu skiń głową, jeśli mnie słyszysz.
Czy ktoś jest w domu?
No dalej...
Podobno fatalnie się czujesz,
Ale mogę złagodzić twój ból
I znów postawić Cię na nogi.



fot. Alan Parker -  The Wall

Od dwóch dni staram się uchwycić w słowa ten stan, w jakim zawsze czuję się po przebiegnięciu maratonu albo ultra. Nie mówię tutaj o zawodach, ale po prostu takich treningowych +- 50 km. Jako tytuł i cytat na początku tego wpisu wybrałem słowa utworu Comfortably Numb - Pink Floyd. Oczywiście kontekst jest tam inny: Pink nie wytrzymuje ciśnienia sławy i z jednej strony mając wszystko czuje się jakby nie miał nic i ratuję się "dając sobie strzała", po którym staje się przyjemnie odrętwiały. Kolejna cegiełka w murze. Ja jestem daleki od ratowania się w ten sposób ale po raz kolejny dopadła mnie pomaratońska huśtawka nastrojów. Szukałem trochę w necie opisów tego stanu, ale albo źle szukałem, albo zdecydowana ich większość opisuje ten stan z perspektywy fizjologii i regeneracji. Nie znalazłem za wiele opisów chemii, która ma miejsce w głowie.

niedziela, 5 października 2014

Ostatnie długie wybieganie przed ŁUT70

Całkiem niedawno było lato. Można było wstać nawet o 4 rano i oblać się potem po 200 metrach biegu. Bardzo się zdziwiłem, kiedy budzik nastawiony na 5:30 obudził mnie... w środku nocy. Kiedy pół godziny później w dwóch warstwach na górze i krótkich legginsach wybiegłem z domu uderzyła mnie ściana lodu. Michał - który ruszał w tym samym czasie jak potem przyznał "szukał śniegu". Spotkaliśmy się mniej więcej na 5-tym kilometrze i w dalszą drogę ruszyliśmy razem. Naszym planem było zrobić minimum dystans maratonu, a może i trochę więcej. Za trzy tygodnie biegniemy Łemkowynę - 70 kilometrów po Beskidach i dzisiejszy dzień miał być ostatnim długim wybieganiem. Kiedy mijaliśmy Plac Zebrań Ludowych temperatura na ledowym wyświetlaczu pokazała 3.5 stopnia Celsjusza! Tak zimno jeszcze nie było...

sobota, 4 października 2014

From the Beginning - part I

"Większość blogów o bieganiu totalnie omija początkowy okres, kiedy bieganie jest najcięższe, a wyniki najsłabsze. Brakuje mi takiej inspiracji dla początkujących"


To słowa, które po dzisiejszym Parkrunie usłyszałem od uczestnika biegu, który podszedł do nas po biegu. Intencjonalnie krótka, kurtuazyjna wymiana zdań zamieniła się w kilkunastominutową dyskusję na temat początków biegania. 

W sumie to prawda. Mało kto prowadzi bloga od samego początku biegania i przez to mało kto zapisuje swoje ewidentne początki. Zazwyczaj - tak jak i w moim przypadku - blog powstaje po jakimś czasie, np. po roku, kiedy z jednej strony autor czuje się bezpieczniej, nie jest już kompletnym ignorantem, ale umykają przez to emocje biegania w ogonie przy jednoczesnym uczuciu robienia rekordu świata. 

Od kilku godzin moja małżonka strasznie mnie męczy abym przyznał się do epizodu z bieganiem z 2011 roku. Ważyłem wtedy 120 kg. Rok pózniej waga była o 10 kg większa, i właśnie rok póżniej zaczyna się moja oficjalna historia. Ale ten epizod z jesieni 2011 był jedną z moich większych porażek, której do tej pory tutaj nie poruszałem.