niedziela, 12 maja 2019

O tym jak złamałem 40 minut, czyli relacja z Biegu Europejskiego w Gdyni 2019

- "Teraz zamknij oczy i daj z siebie wszystko!" - wykrzyczał do mnie Krzysiek Sarapuk, który był pacemakerem na 40 minut.

Było jakieś 1,5 kilometra do mety. Średnie tempo na zegarku 3:56 min/km. Zawsze jest taki moment w biegu, kiedy zaczynam wierzyć, że uda się osiągnąć cel. Dziś uwierzyłem właśnie teraz. To moje pierwsze podejście do łamania 40-tki, choć wcześniej kilka razy biegłem 5 km na parkrunie poniżej 20 minut wcale nie musiało się to przełożyć na łatwe złamanie 40 min na 10 km. Cały czas bałem się, że jednak mnie odetnie...

Kiedy usłyszałem te słowa uśmiechnąłem się, bo poczułem, że są one skierowane tylko i wyłącznie do mnie. Przecież jestem specjalistą od biegania z zamkniętymi oczami :) Od mety dzieliła mnie tylko długa prosta. Obrałem odpowiedni azymut i ... zamknąłem oczy.


* * *

O tym, że będziemy biegać po lotnisku w Kosakowie dowiedziałem się jakoś tydzień temu. Byłem przekonany, że zmierzę się po raz kolejny z podbiegiem na Świętojańskiej. Tak samo jak 6 lat temu, kiedy biegłem tutaj pierwszy raz. Albo rok temu, kiedy wracałem z dalekiej podróży i pobiegłem 51 minut. Tak więc pobiegamy po pasie startowym? Hmmm.. I będzie płasko? Czyli trudniej będzie... nie zrobić dobrego wyniku. 

O bezpośrednich przygotowaniach być może zrobię osobny post. Było tradycyjnie: 10 dni ostrzenia formy według planu na łamanie 40 min, ładowanie węgli, weekend z mocno ograniczonym alko i bardzo dużo niepewności. Klasyka. 

Połowa niedzieli to kręcenie się z miejsca na miejsce. W końcu godzina 13:00. Odpalam pierwszy trigger, wyprowadzam auto z garażu i jadę. Tym razem sam. Pogoda idealna dla biegaczy (13 stopni, przelotne opady) nie jest wymarzona dla rodziny. W samochodzie włączam na pełen regulator Blood Sugar Sex Magik - Red Hot Chilli Peppers i czuję się jakbym jechał na Openera. Ta sama trasa, ten sam korek za mostem, prawie ten sam parking, ten sam pas startowy. Mam godzinę czasu, kończę batonika Scotta Jurka i popijam izo. Robię krótką przechadzkę po parkingu i spotykam ekipę z naszego parkruna. Gadamy z 15 minut (Mariusz, a gdzie było selfie??). Jest bezwietrznie i nie czuć tych 13 stopni. Wydaje się, że jest cieplej. 

Wracam co samochodu i postanawiam biec w samym singlecie. No... bardziej to jest bawełniana podkoszulka z lidla, ale nazwijmy ją singletem. W czasach kiedy niemal każda podkoszulka ma jakieś logo, bieganie w czymś no-logo jest nawet hipsterskie. 

Idę na rozgrzewkę. Jest 45 minut do startu. Wyłączam większość zmysłów, więc jeżeli kogoś nie poznałem to przepraszam, ale naprawdę zależy mi na złamaniu 40 minut. Nie mogę dopuścić do swojej głowy najmniejszej niepewności. Rozpoczynam etap postrzegania tunelowego. Robię 3 km truchtu, skipy, rozciąganie dynamiczne, sprinty. Zerkam na tętno na zegarku i czuję, że jest dobrze. 

Kiedy konferansjer zaprasza do zajmowania stref wchodzę jaki jeden z pierwszych. Moja strefa to 40-45, więc ustawiam się z przodu, przy samej tasiemce. Spotykam Kubę Klajnę, wymieniamy kilka kurtuazyjnych zdań (na zdecydowanie większym luzie porozmawiamy później po biegu). Nie tracę koncentracji. Uśmiecham się sam do siebie, bo czuję, że będzie dobrze. Stoję w konkretnym celu, bez żadnych wymówek. 

Notuję fakty zero-jedynkowo. 
  • Przyszli pacemakerzy = 1. 
  • Moja strefa startuje razem z elitą = 1. 
  • Odliczanie = 1. 
  • Start, więc włączmy zegarki = 1. 
  • Widzę tuż przed sobą baloniki = 1. 
  • Minął pierwszy kilometr w tempie 3:53 = 1. 

Pierwsza analiza dotarła do mojej głowy dopiero po 4 minutach biegu. Jest dobrze, mógłbym rozmawiać, gdybym musiał. Wymieniam nawet kilka zdań z moim zającem na temat balonika, który poleciał w kosmos (ale została żarówiasta koszulka). Biegniemy trochę szybciej i po niespełna 3 kilometrach Krzysiek mówi, że musi zaczekać na grupę. Proponuję, że zaczekam razem z nim, bo nie chcę lecieć sam już od 3-ciego kilometra. Wybija mi z głowy takie szarpnięcie tempa (w dół) i każe lecieć.

Odnotowuję 2 km w 3:56 i 3 km w 3:54.

Jestem nietoperzem.

Czwarty kilometr lecę sam, ale czuję się jak ... nietoperz. Mam jakieś 50 metrów przewagi nad balonami, wyłączone wszystkie ludzkie zmysły ale włączony ten jeden nieludzki: zmysł echolokacji. Kamil Jeremicz, drugi z moich pacemakerów ciągle pokrzykuje do naszej grupy (tej, od której się oddaliłem na 50 metrów). Robi to dosłownie co 10 sekund :) Gdybyśmy cofnęli się do czasów galerników, jakby wziął tę swoją grupę na statek wiosłowy i zaczął po swojemu na nas krzyczeć to byśmy po godzinie byli w Szwecji :) Ale ja każdy taki krzyk interpretuję. Głowa zaczyna mi analizować, zamiast myśleć o biegu zaczynam skupiać się na pochodnej prędkości, czyli poprzez różnicę w odległości oceniam czy zwalniam czy przyspieszam. Kilometr nr 4 w 4:00, kilometr 5 w 4:03

Co robić? Lekka panika. Robię więc klasyczne sprawdzanie systemów, które kiedyś wyczytałem na blogu Michała Sawicza. Płuca są w porządku? No są! Nogi są w porządku? No są! Co mi przeszkadza? Głowa!!! Jak ją mam wyleczyć? Patrzeć na łydki pacemakera!!

W tym momencie prześciga mnie Krzysztof, pierwszy z moich zajęcy. Troszeczkę na niego poczekałem, bo wiedziałem, że jest tuż za mną. Musiałem natychmiast wyłączyć myślenie, a skoro nie mogłem sobie posłuchać Red Hotów, to musiałem przynajmniej popatrzeć na łydki pacemakera :)


fot. KD Photo
Zaraz za punktem z wodą poleciałem na prawo i zająłem pozycję metr na Krzyśkiem.

- Idź na lewo! Schowaj się w grupie! - taki dostałem OPR

Schowałem się na chwilę, ale zaraz potem znów zająłem pozycję za łydkami Krzyśka. 

Ulga.

6 km w 3:50. W tym momencie po raz pierwszy uwierzyłem. Nie, że byłem spokojny o wynik, ale uwierzyłem, że jest wszystko w porządku. Płuca, nogi i głowa. Mechanizm działał. Do mety zostało już niewiele. 7 km w 3:48. 8 km w 3:51. 

- "Teraz zamknij oczy i daj z siebie wszystko!" - wykrzyczał do mnie Krzysiek

Jestem specjalistą od biegania z zamkniętymi oczami :) Od mety dzieliła mnie tylko długa prosta. Obrałem odpowiedni azymut i ... zamknąłem oczy. 9 km w 3:57. Przekłamanie dystansu na TomTomie bardzo niewielkie, kilka sekund. Naprawdę nie może się już nic wydarzyć w tym biegu. Nic złego. 10 km 3:50.


fot. KD Photo

Przekraczam metę kiedy na zegarze brutto wciąż jest 39 z przodu. Zapamiętuję czas 39:19 i odejmuję z niego 6 sekund różnicy między rozpoczęciem biegu a moim przekroczeniem linii startu. 39:13 - wszystko zgadza się co do sekundy. Z takim czasem netto kończę ten bieg. 

fot. Leszek Służewski

fot. Leszek Służewski

Za metą czekam na grupę, przybijam piątki i zamieniam kilka zdań z zającami. NAPRAWDĘ to jest super sprawa biegać z kimś, kto myśli za ciebie. Dziękuję im, bo zrobili ogromny kawał, ogromnie potrzebnej roboty. Między moim czasem a momentem kiedy zegar zamienia trójkę na czwórkę wbiega 40 osób. Jestem pewny, że każdy z tych wyników, to zasługa Krzyśka i Kamila. Po prostu nie sposób było ich nie słyszeć i nie biec troszkę szybciej :)

* * *

Chwytam butelkę wody, nachylam się po fajny medal z samolotem (jak na bieganie po pasie startowym przystało). Spotykam kilku znajomych, trochę dłużej rozmawiam z Kubą, który przybiegł ciut za mną :) Cieszę się, że wygenerowałem w Kubie trochę sportowej złości, bo wspólne ściganie w momencie kiedy jesteśmy na tym samym poziomie to coś co może dać nam obu podium na parkrunie w Charzykowach - tylko musimy dogadać termin! 

Jestem szczęśliwy. To niby banalne stwierdzenie, ale jestem tak zwyczajnie szczęśliwy. Złamanie 40 minut wcale nie było takie łatwe. Kosztowało mnie sporo, choć z pewnością nie jest to koszt w sensie ekonomicznym. To relacja win-win. Nie ma tutaj przegranych. Czuję też ulgę. Mogę teraz spokojnie wrócić do rdzenia mojej zmiany, do dalszego utrwalania nawyków - zarówno sportowych jak i żywieniowych.  

Moje wyniki z tego roku czyli:
  • 19:01 na 5 km,
  • 39:13 na 10 km,
  • 1:29:04 w półmaratonie,
  • 3:11:50 w maratonie,

to jak egzamin maturalny. Czas iść na studia i skupić się na nauce i zdobywaniu wiedzy, a nie tylko na uczeniu do egzaminów. 

1 komentarz:

  1. Gratulacje. Po raz kolejny twoje "wyczyny" są dla mnie motywacją.

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy