Kończąc dzisiejszy bieg zacząłem się zastanawiać dlaczego dziś pobiegłem aż o 8 minut szybciej?
Poszukując różnicy przeskanowałem wszystkie możliwe czynniki:
- dystans i trasa identyczne
- pora dnia taka sama
- temperatura w obu przypadkach około 16 stopni
- mój dzień do wieczora w obu przypadkach wyglądał podobnie, samochód, biureczko, komputer, dzieciaki...
- wyspałem się tak samo
- kilometraż z poprzedzających dni wyglądał następująco:
- niedziela 40 km
- poniedziałek 0 km
- wtorek - bardzo spokojne, spacerowe 15 km
- ilość posiłków i odstępy bardzo podobne
W zawodowym sporcie na wszystko jest wytłumaczenie, z parametrów krwi można bezbłędnie wyczytać formę i skupić się na treningu mentalnym. Natomiast taki człapiący amator, który biega dla zdrowia może tylko usiąść w środku lasu na kamieniu i bezmyślnie zjeść czekoladkę patrząc się w światła na słupie które naprawdę są planetami nad bieszczadzkim niebem.
I wtedy uświadomiłem sobie jaką jedyną rzecz zrobiłem inaczej wczoraj i dziś. Co wpłynęło na moją tak diametralnie różną dyspozycję dnia.
Wczoraj zjadłem sporo węgli, a trzy godziny przed treningiem wciągnąłem 3/4 pizzy. Mąka, mąka i jeszcze raz mąka.
Dziś na lunch warzywa i szklanka zsiadłego mleka, a na obiad sałatka z melona, truskawek, oliwek i pleśniowego sera. Zero węgli!
Ta hipoteza staje w kompletnej opozycji do teorii, że przed startem trzeba najeść się węgli! Ale popatrzmy na mój najbardziej nieudany bieg w życiu: wieczorem przed Niepokornym Mnichem wciągnąłem giga pizze, następnej nocy kiedy ruszył bieg przez trzy godziny turlałem się jak bączek, a z biegu zdjęli mnie na 67 km z powodu przekroczeni limitu. Najlepszy bieg w kontekście samopoczucia to Ardeny rok temu, kiedy 1,5 dnia przed biegiem żyłem praktycznie na samych lekkich sałatkach i wystartowałem do biegu głodny. Co prawda w trakcie biegu żywiłem się goframi, colą i pomarańczami, ale przez cały dystans miałem poczucie lekkości.
W sumie pisałem już o tym kiedyś we wpisie Biegacz vs Pizza. I bardzo się cieszę, że wczorajszy i dzisiejszy trening uświadomił mi jak mąka wpływa na tzw. dyspozycję dnia.
Za dwa tygodnie o tej porze będę się pakował na Sudecką 100-tkę. I o ile po biegu będę żył jakby piekła nie było, to przed biegiem NA PEWNO nie dam namówić się na żaden fast food w Boguszowie-Gorcach :)
Coś może być na rzeczy.Przetestuję na sobie.A jak tam Twoja waga?Coś poleciało w dół na roślinach?Widzisz jakieś efekty uboczne typu zmęczenie osłabienie?
OdpowiedzUsuńPoleciało 6-7 kg, ale ciężko powiedzieć, czy to po roślinach czy po "dzienniczku", który spisywałem Dominikowi. Ostatnio (2 tygodnie) się trochę zaniedbałem z dzienniczkiem i waga nie ruszyła w dół, a może nawet i delikatnie poszła w górę... ale to przez ME :D
Usuń