niedziela, 12 czerwca 2016

Dookoła jeziora Straszyńskiego AD 2016

Czas płynie, ale pewne rzeczy wciąż pozostają takie same. Kiedy wybierasz się na 25-kilometrową pętlę dookoła jeziora Straszyńskiego możesz być pewny, że do Dominika zadzwoni Ela. Możesz też być pewny, że żółty szlak po obu stronach Raduni to jeden z bardziej dzikich fragmentów biegowych tras w okolicy Gdańska. Jest jak odzwierciedlenie naszych umysłów, promienie światła przebijają się przez chaszcze, rzeką płynie brązowa woda, jar prowadzi w górę i dół, tną komary i od czasu do czasu pies ujada za wiejską zagrodą. I NIKT tędy nie biega. Tylko dzicy ludzie. Ten szlak nie jest tak ekstrawertyczny jak nadmorska promenada, ani tak hipsterski jak TPK czy klify. Nie jest ograniczony obwodnicą. Jest wolny.


Bardzo podobną trasę zrobiliśmy w trójkę: Stasiu, Dominik i ja 2 lata temu. Dzisiaj schemat był bardzo podobny. Trudna pobudka po sobocie i człapanie pierwszych kilometrów, odparowywanie alkoholu i rozmowy o sensie istnienia. Dominikowi codziennie śni się, że jest inżynierem od armat, a całe jego życie (we śnie) polega na ich ustawicznym ulepszaniu. O tego zależy czy ludzkość przetrwa. Ja zaś złapałem doła, kiedy pisząc wczorajszy niegroźny wpis o Tidalu uświadomiłem sobie, że muzyka nie jest już nikomu potrzebna...

Biegliśmy tak wzdłuż rzeki, dobiegliśmy do Bielkówka i dalej zanurzeni w dialogach na temat upływającego czasu, zawróciliśmy i drugą stroną skierowaliśmy się do Straszyna. Z punktu widzenia spędzenia czasu uwielbiam takie marszobiegi. Najszybsze kilometry pokonywaliśmy w okolicach 5:30 min/km zaś te najwolniejsze pod 8 min/km. Był czas aby się zatrzymać i popatrzeć na rzekę, zjeść jednego banana na pół (Dominik biegł bez śniadania, ja po jednej kanapce z pomidorem), a kiedy podbieg robił się lekko stromy - przejść do marszu.


Dwa lata temu zrobiliśmy 27 km (z ekstra  dobiegiem do sklepu) w 2 godziny i 40 minut (czas biegu) i 3h czasu łącznego całe wędrówki. Dzisiaj wyszło 25,5 km a cała wędrówka zajęła także 3 godziny. Ciężko powiedzieć ile z tego biegu, bo już od jakiegoś czasu nie bawię się w pauzowanie endomondo na każdym postoju.

I kiedy byliśmy już 2 km przez domem przeżyliśmy coś co zaczęło się jak deja vu. Dwa lata temu w tym samym momencie Dominik odebrał telefon od Eli, po czym powiedział "no to cześć chłopaki" i wyrwał w kierunku domu z prędkością małego skutera. Od tamtej pory nie zabiera ze sobą telefonu... Ale co z tego kiedy.. ja zabieram.

- No cześć Ela?! - powiedziałem odbierając telefon - Dać Dominika?
- Nie nie, chciałam się tylko zapytać gdzie jesteście
- Jakieś 2 km przed domem - odpowiedziałem - Czy mamy się pospieszyć?
- Nie, tak tylko pytałam. 

Czy to nie jest piękne zakończenie tej niedzielnej opowieści? Zrozumienie, akceptacja i dwóch mężczyzn, którzy wspólnie weszli i wyszli z lasu. Bez tych endorfin byśmy dalej konstruowali działa we śnie. A tak pobiegaliśmy i przynajmniej jesteśmy zbalansowani do poziomu społeczeństwa. Żeby tylko piłkarze o 18-tej nie spitolili tego stanu :)


2 komentarze:

  1. nawiązując do ostatniego zdania - nie spitolili :D

    OdpowiedzUsuń
  2. pięknie tam; żółty szlak momentami wydaje się sam o sobie zapominać (mało kto go tam odwiedza).
    PS: polecam też odcinek zielonego szlaku w okolicach Łapina - ekstremalnie ;)

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy