piątek, 12 lutego 2016

Znakowanie TUTa


- Chcesz oznaczyć jeszcze 3 km ze mną i przebiec się z 51 km do mety? - zapytał się mnie dwie godzinki temu Michał

- Nie chcę, muszę zmywarkę spakować - odpisałem.

Tak naprawdę, to chodziło o to, że wczoraj z rodziną spędziłem może łącznie 5 minut między pracą a chwilą kiedy Stasiu zgarnął mnie z domu i wywiózł do lasu. Zmywarka naprawdę czekała i wcale nie chodziło o to, że miałem już butelkę wina w koszyku. Poza tym moje wczorajsze 5 godzin w lesie było całkowicie niczym względem 17 godzin Michała.

Ale zacznijmy od początku:

Jutro rano startuje Trójmiejski Ultra Track. Biegłem jego letnią edycję. 65 km lasami z Gdyni do Gdańska. Tym razem chodziło mi coś takiego po głowie, żeby trochę pobawić się w wolontariat i pomóc np. znakować trasę. Sęk w tym, że od dawna wszystkie role obsadził dla siebie Stasiu, usiadł jak kwoka na jajkach i postanowił samodzielnie znakować całe 65 km trasy. Stasiu uwielbia jak się go chwali i do dzisiaj wspomina jak wszyscy chwalili go latem, kiedy rozwiesił w lesie 5 kilometrów żółto-czarnej taśmy. Stasiu jest naprawdę w tym dobry :)

I pewnie były dobry także przy zimowej edycji, gdyby nie drobne zdarzenie: we wtorek Stasiu skręcił nogę. Biegł sobie w nocy w okolicach Góry Gradowej, ale kostka chodnikowa była zła i noga się mu wykręciła. Nie zdążył nawet odpalić Petzla.

Prawdę mówiąc, zupełnie zapomniałem, że znakowanie TUTa odbędzie się w czwartek. Jakoś utrwaliłem w pamięci, że będzie to piątek. Dlatego trochę zdziwiłem się, kiedy w czwartek rano zobaczyłem na fejsie takie zdjęcie:


To przecież nikt inny jak Michał! Michał z pawim ogonem szorującym po runie leśnym trójmiejskiego parku krajobrazowego! W pierwszej chwili chciałem wstać, założyć buty i pognać mu na spotkanie, ale zreflektowałem się, że mam taką konstelację spotkań w pracy, że do 16-tej się nijak nie wyrwę z roboty. Trudno. 65 km - czyli pewnie o 16:00 będzie wszystko już dawno oznaczone.

No i jem sobie spokojnie obiad, kiedy kilka minut po 16-tej dzwoni Stasiu i mówi, że jedzie do Sopotu z nową dostawą taśm dla Michała. I czy chcę jechać?

Stasiu zajął się supportem. Jeździł swoją czarną okatwią po całym trójmieście i dowoził: kawę, pizzę, taśmy, banany, batoniki, przyjaciół...  Wdałem się nawet z nim lekką polemikę:

- No ale jak k**** w Sopocie będzie k**** dopiero??
- No k**** a k**** gdzie ma być?!?
- K**** to co on k**** spaceruje??
- K**** a myślisz, że w jakim tempie się te k**** taśmy rozwiesza???
- K**** nie wiem
- K**** w takim właśnie.

No to mówię do Stasia, że skoro Michałowi zostało 21 km do końca odcinka, który ma oznaczać, to ja chętnie się wybiorę, pobiegam, pomogę, i zrobimy to 2x szybciej.

- K***** NIE DA SIE K**** DWA RAZY SZYBCIEJ - wyrwał mnie z melancholijnego stanu planowania wieczoru Stanisław

- SAM K**** ZOBACZYSZ!! - dodał
- Tylko nie p******, że mam Ciebie zabrać po godzinie, bo Ci się nie chce. To będzie MINIMUM pięć godzin j***** się w ciemnym lesie - pogroził.

- K**** jadę! - zdecydowałem.

Stasiu był u mnie po pięciu minutach. Zdążyłem wrzucić do plecaka jedynie litr izo i zapasową czołówkę. Ponieważ pożegnałem już zimę i od kilku dni biegam na krótko tym razem także ubrałem się w cienkie, krótkie legginsy. Na szczęście miałem na sobie termiczną bluzkę na długi rękaw bo praktycznie tylko ona sprawiła, że nie zmarzłem później w lesie.

Na początku pojechaliśmy ze Stasiem na Matarnię, na 51 kilometr trasy i przekazaliśmy kilka pawich ogonów Piotrkowi P. oraz Michałowi Cz. - organizatorowi jutrzejszego biegu.


Chłopaki biegli i znakowali ostatnie 14 km trasy do mety. My ze Stasiem pojechaliśmy do Sopotu szukać Michała J.

A Michał stał na końcu ulicy Reja i się cieszył :)


Zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie, przypięliśmy do pasa kilka kilometrów taśmy do znakowania i ruszyliśmy w ciemny las...

Mamy nadzieję, że wszystko poznaczyliśmy tak jak trzeba. Ja robiłem to pierwszy raz, choć z pozycji uczestnika doskonale wiem gdzie kieruje się wzrok biegacza i w jakich punktach oznaczenie musi być bardzo wyraźne. Chwilami łapaliśmy się na tym, że znakowaliśmy dosłownie co 30 metrów na prostym odcinku bez żadnych skrzyżowań. Do tego ekstra taśmy na zakrętach. Mamy nadzieję, że nikt się jutro nie pogubi, przynajmniej na tych km oznaczonych przez nas :)

Michał wyglądał jak skrzyżowane kosmonauty z cwaniaczkiem z czasów PRL. Na jednej ręce garmin, na drugiej suunto. W kieszeni iPhone z endomondo, słuchawka w uchu i niemal non-stop ze Stasiem na łączach, który z bazy oglądał gdzie jesteśmy i dawał dodatkowe wskazówki gdzie biec. Ale z drugiej strony - Michał był obwieszony wokół pasa pustymi tekturowymi rolkami po taśmach.  


I nagle wśród tej ekstazy znakowania endo wypowiedziało słowa: przebyłeś 1 kilometr w tempie 15 minut! Hmmm coś w tym jednak jest prawdy co mówił Stasiu. Przecież zejdzie nam tutaj ponad 5 godzin!! Jest już 19-ta, a ja powiedziałem żonie, że będę w domu za 2-2,5 godziny i oczywiście, że zapakuję zmywarkę...

Tempo faktycznie nie zmieniło się już do końca. Przemieszczaliśmy się o ~4 kilometry przez każdą godzinę. Widzieliśmy sowę, wiewiórkę oraz słyszeliśmy trochę odgłosów kopyt gdzieś obok nas. Co więcej w trakcie naszych wspólnych 5 godzin w lesie nie pozostawiliśmy bez komentarza chyba żadnego znanego nam biegacza z 3m :) Plotkowało się tak doskonale, że na sam koniec, kiedy już skończyły nam się taśmy, a kilka minut przed północą Stasiu miał nas zgarnąć z Owczarni - zgubiliśmy trasę i zrobiliśmy ekstra kilometr. Podkreślam - nie znakowaliśmy kiedy się zgubiliśmy :)

W domu byłem ostatecznie przed pierwszą w nocy. Zmywarkę zapakowała moja małżonka, choć miał to być mój obowiązek. Dzisiaj nie skusiłem się na znakowanie ostatnich 3 km, ale jutro na pewno pojawię się gdzieś na trasie aby Wam pokibicować.

Powodzenia!

PS. Znam kilka skrótów, więc jakby co, to na priv :))

PS2. W mojej opowieści brakuje Dominika. Zapytałem się go dzisiaj, czemu nie znakował z nami. Odpowiedział w sposób, za który go kochamy:

- Bo kurna się kapnąłem, że wszyscy znaczą jak już zobaczyłem zdjęcia :/

2 komentarze:

  1. Jedna mała poprawka. Skreciłem nogę idąc na bieganie, a nie biegając na naszym pięknym j.... gdańskim chodniku...

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy