Bieganie tylu kilometrów ile ma się wiosen nie bardzo mi wychodzi.
- Rok temu chciałem uczcić 38-kę tyloma kilometrami po Borach Tucholskich, przygotowałem się wieczorem, spakowałem plecak, ale rano nie chciało mi się wstać i ostatecznie zrobiłem ledwie piątkę po Chojnicach.
- Dwa lata temu takich planów nie było, ale były to i tak moje niezapomniane urodziny biegowe, bo korzystając z okazji wybrałem się na Parkrun w Bushy.
Mimo to playlista wyglądała całkiem całkiem:
- Pink Floyd - Animals
- Fleetwood Mac - Rumors
- Jethro Tull - Songs From The Wood
- Rush - A Farewell To Kings
- Kraftwerk - Trans Europa Express
- Peter Gabriel - I
Budzika od dawna nie nastawiam. Ciało astralne musi samo wrócić do ciała fizycznego. Każdy z biegaczy ma przecież taką przypadłość, że jeżeli naprawdę zależy mu na biegu - budzi się sam z siebie kilka minut przed budzikiem. Jeżeli się nie obudzi to znaczy po prostu, że dany bieg nie był mu dany.
No i w poniedziałek mój urodzinowy bieg nie był mi po prostu dany. Nie obudziłem się o 4-tej. Obudziłem się o 7-mej i po prostu nie byłoby już tej magii wychodzić tak późno, poza tym nie bardzo lubię biegać w godzinach pracy :D
Pomyślałem, że może we wtorek moje ciało astralne przyjdzie do mnie o 4 rano i zbudzi mnie by biec 39 km. Nie przyszło.
Może jutro przyjdzie? Muszę w końcu na poważnie przejść na poranne bieganie, bo zakres popołudniowych obowiązków obywatela o współczynniku dzietności 2,3 razy większym niż średnia krajowa niemiłosiernie skraca tzw "czas wolny". Bieganie wieczorne to kompromisy. A tam gdzie kompromisy tam trudniej osiągnąć czystość umysłu.
PS. Uważajcie na podwójne schodki i krzywe chodniki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz