niedziela, 4 października 2015

Fragmenty "Bursztynowego Szlaku", dwa jajka na boczku i "kac cukrowy" Dominika


Bursztynowy Szlak - oznaczony na żółto, to nasza rutynowa trasa, często wplatamy jej fragmenty w biegi po drugiej stronie obwodnicy. W całości biegnie od jeziora Otomińskiego przez pradawną kopalnię bursztynu do Raduni, a następnie wzdłuż rzeki w górę jej biegu do Kolbud, oraz powrót drugą stroną do Pruszczańskiej Faktorii. Całość to 36 km. Fajny dystans na niedzielne wybieganie, ale aby dotrzeć na start i jakoś wrócić z Pruszcza - robi się ponad 50 km. Za dużo - jeżeli obiecało się powrót do domu w okolicach 9:00 rano.

Plany na niedzielę zazwyczaj powstają w sobotę wieczorem. Są odruchowe i odważne. Mam na myśli odwagę w postaci budzika nastawionego na 6:00 rano. Gdybym miał wstać sam dla siebie - drzemka byłaby opcją. Kiedy wiem, że o 6:30 umówiłem się pod blokiem z Dominikiem - opcji takiej już nie ma.

Stasiu w pracy, leży na plaży na brzuchu i robi odwierty w piasku. Michał był na weselu, obietnice składał, ale obserwując face'a Ewy (małżonki Michała) i jej relację z postępów imprezy byłem raczej pewny, że w niedzielę wybiegniemy tylko we dwóch z Dominikiem. Nie każdy ma charakter zdolny do Kac Kwidzyn ;)

Obudziłem się o 6:00. Na śniadanie miałem ogromną ochotę na jajecznicę na boczku. Na patelnie wrzuciłem dwa jajka, do tego wypiłem jogurt i ... biegło się  r e w e l a c y j n i e. Po takim posiłku jedyne czego potrzebowałem to kilka łyków wody od czasu do czasu. W książce Szczęśliwi Biegają Ultra jest opis śniadania grupy ultrasów przed treningiem w górach. Ktoś je kaszankę, ktoś omleta z owocami. Nie ma jednej recepty dla wszystkich. Ilu biegaczy tyle rozwiązań. Ja sam nie mam problemów z jedzeniem czegokolwiek, nie reaguję niestrawnością. Mimo to i tak częściej sięgam przed porannymi biegami po coś powszechnie akceptowanego jak oklepana owsianka, czy bułka z dżemem albo banany. Jednak zjedzenie tak jak dzisiaj dwóch jajek na boczku + jogurt czyli klasyczne połączenie białka i tłuszczu dało mi poczucie zaspokojenia energetycznego na zdecydowanie dłużej. Bez najmniejszego problemu biegliśmy sobie 3 godziny jedynie popijając wodę.

Podczas kiedy ja czułem się znakomicie i pochłaniałem w wolnym tempie ten niedzielny poranek Dominik wałczył ... z kacem cukrowym. Dominik jest wegetarianinem, a od jakiegoś czasu eksperymentuje z odstawieniem cukru pod każdą postacią. Ale wczoraj się złamał. Zjadł lody i zagryzł ciastem :) To chyba nic dziwnego, że rano miał kaca :D


Trasa biegnąca żółtym szlakiem przez dłuższy czas meandruje wzdłuż brzegu Raduni. Te fragmenty są dokładnie tym czym moje klasyczne bieganie dookoła jeziora, czyli widok wody z jednej strony, kręte ścieżki, gałęzie na wysokości twarzy, uniki i przeskoki, małe strumyczki do pokonania, podbiegi po kilka metrów i takie same zbiegi. Do tego sporo grzybów przy ścieżce, nawet biegnąc ogarnąłem oczami cały koszyk.


W Bielkówku ścięliśmy kilka km trasy. Po kilkuset metrach asfaltu ponownie wpadliśmy na ścieżkę biegnącą wzdłuż nieczynnej linii kolejowej po prawej stronie biegu Raduni. Biegliśmy tak do Straszyna zatrzymując się jeszcze na chwilę na siłce w Prędzieszynie :)


W Straszynie odbiliśmy z żółtego szlaku w lewo i tradycyjnym skrótem przez Jankowo polecieliśmy w stronę Kowal.

Bez zatrzymywania GPSa w trakcie postojów cała przygoda trwała 2h i 50min. W tym czasie zrobiliśmy trochę ponad 25 km. Ćwiartka na śniadanie. Całkiem smaczna i lepsza niż cukier, po którym ma się kaca :)


Michał i Stasiu - dla Was piosenka.

1 komentarz:

  1. Trasa super, wczoraj wracając biegiem z Gdyni do Gdańska ukladalem sobie trasę w głowie na kolejne dluuugie wybieranie, dzisiaj przeczytałem wpis i padlem, ktoś czyli wy ukradliscie mi pomysł z głowy :) ale myślę że ciekawą trasa również byłaby z Gdańska do Kartuz i powrót PKMą :)

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy