Ok. To prawda. Nie do końca byłem pewny co ja mogę spotkać w swojej. W każdym razie zęby są całe, żona cała i nawet nie krzyczy, medal z papiernika leży na stole, na krześle wisi garniturowa niebieska koszula z przypiętym agrafkami numerem nomen omen 997. Głowa boli. Przeglądam zdjęcia w telefonie... większość nadaje się tylko do usunięcia. Ale mniej więcej dzięki nim jestem w stanie ułożyć wydarzenia na osi czasu. Aby zrozumieć całość weekendowych wydarzeń musimy cofnąć się o 30 godzin.
Jest 3 w nocy z piątku na sobotę. Jestem na weselu jednego z ostatnich mohikanów w Sopocie. Jak to na weselu, nikt nie kontroluje ilości. A ja obiecałem żonie, że jeżeli uzależnię naszą dobrą zabawę na tym weselu od Biegu Papiernika następnego dnia to będzie to ostatni bieg w jakim pobiegłem. Bawię się wiec przednio, z parkietu schodzę tylko po to aby uzupełnić płyny lub wskoczyć na chwilę do Bałtyku. A że pogoda jest wyjątkowo gorąca to płyny uzupełniam bardzo często. Na zewnątrz jest już całkowicie jasno, dj zaczyna zwijać swój sprzęt, jeszcze parę łyków finlandii prosto z butelki i taksówką wracamy do domu. Na FB melduje chłopakom z Tricity Ultra, że wróciłem i mają mnie zabrać z domu na papiernika jak będą jechać i padam nieprzytomny do łóżka. Nawet nie jestem świadomy, że przede mną tylko 30 minut snu.
Budzą mnie trzecim z rzędu telefonem. Świat wiruje. Nie mam nawet sił szukać skarpetek do pary. Na szczęście znajduję okulary przeciwsłoneczne. Jeszcze tylko buty i więcej nic nie będzie mi potrzeba. Chłopaki wrzucają mnie na tylne siedzenie i ruszamy zdobyć Kwidzyn. Nagle Michał wyjmuje z plecaka idealnie schłodzoną butelkę cydru. O tak! Jak to sie mówi fight fire with fire... Butelka szybko się kończy, ale zapasy izotonika można uzupełnić na stacji. Do Kwidzyna docieramy w rewelacyjnym nastroju. Parkujemy, odbieramy pakiety a w nich zbawienie - czapeczka newline! Tak przygotowany tzn. okulary+czapeczka i dobrze "nawodniony" ustawiam się na starcie w strefie 55-60 choć nie do końca jestem przekonany czy w tym stanie uda mi się złamać godzinę. Michał słyszy jeszcze jak człowiek obok rzuca "ale ktoś tutaj na niezłym kacu leci". Hmmm to chyba o mnie.
Celem mojego biegu było tylko i wyłącznie przeżycie. Absolutnie z nikim nie chciałem się ścigać, tym bardziej walczyć o jakikolwiek czas. Zawieszałem po prostu wzrok na biegaczkach przede mną i bezwiednie ciągnąłem się za nimi jak na niewidzialnej uprzęży. Tempo 5:30 było idealne. Wbiegałem pod każdą kurtynę wodną, piłem wodę, oglądałem budynki international paper. Tak minął bieg. Na mecie dostałem fajny medal, izotonik i postanowiłem na chwilkę odpocząć na murawie. Odpłynalem, zasnąłem na kilka sekund albo kilka minut. Pamiętam, że koledzy tłumaczyli komuś, że ze mną jest ok, tylko jestem po weselu... chilloucik.
Posiłek regeneracyjny pierwsza klasa. Nawet nie wiem czy gdyby była opcja wege to i tak nie skusiłbym się na grochówkę z kiełbasą i bułką.
W moim zestawie zastępczym pobiegowym miałem do przebrania niebieska koszule z wesela. Niech będzie i koszula. Przepialem numer i poszliśmy na ogłoszenie wyników i losowanie. Do tej pory nie ustalaliśmy prawdy czy Michał był po izotoniki w namiocie Specjala 2 czy 3 razy. Ja ucinałem sobie w tym czasie kolejna drzemkę na trawie. Chyba nic nie wygraliśmy albo nie zrozumieliśmy naszych numerów. Zapakowalimy się wiec i wyruszyliśmy do domów około 15-tej. Nie wiem tylko jak wytłumaczyć fakt, że wracaliśmy niecałe 100 km do Gdańska przez 4 godziny. Moze to przez kolejne izotoniki ze stacji benzynowej w Sztumie? A moze przez izotoniki z Lidla?
Ostatecznie trafiliśmy jakoś na Westerplatte gdzie jak jedna drużyna wyskoczyliśmy do Bałtyku. Sprawdzając skrzynkę nadawczą nasze zdjęcie z plaży poszło do naszych żon z komentarzem "a teraz jedziemy do Zakopanego".
Była jeszcze pizza, potem widziałem po raz kolejny jak Michał wychodził ze sklepu z 4 izotonikami. Zasada jest jednak taka: "to co dzieje się w Rio - zostaje w Rio". Na tym powinienem skończyć tę relację ;)
Dodam jeszcze ze zapisalismy sie na HM w Zarnowcu. Już się boje, bo bieganie jest taaakie męczące... ;)
hmm, dopiero teraz zobaczyłem, że leżałeś przy moich butach - to na pewno one Cię tak mocno uśpiły:P
OdpowiedzUsuń