wtorek, 29 marca 2016

Kącik biegowego melomana: Iggy Pop - Post Pop Depression

Ciągle się zastanawiam czy nie opisywać, chociaż w kilku zdaniach, każdej płyty, jakiej słucham w trakcie biegania. Bardzo często mam pełno myśli, porównań i emocji, które zamieniam na zdania, którymi samotnie pod nosem opowiadam sobie o tej muzyce.

Nie chcę pisać szablonowych recenzji, opisywać utwór po utworze i osadzać je w otoczeniu, które spowodowało, że brzmią tak a nie inaczej. Ważniejsze są dla mnie własne emocje towarzyszące chwilom, kiedy poznawałem te płyty oraz to jak brzmią w tych samych uszach po latach.

Wśród albumów, które zabieram ze sobą wiele z nich jest starszych ode mnie. Bardzo rzadko trafiają się nowości. Nowa muzyka ciężko do mnie trafia, chyba że firmują ją "dobre stare" nazwiska.


poniedziałek, 28 marca 2016

Veggie Easter



"Szkoda, że nie powiedziałeś, bo bym przywiozła taką fajną sałatkę z łososiem" - tymi słowami powitała mnie moja siostra, kiedy najgrzeczniej jak mogłem wykręcałem się ze zjedzenia jej klasycznego żurku, indyka i pasztetu.

"Ale węgorza zjesz?" - zapytała dwa dni wcześniej ciocia mojej żony.

Ja nie jestem wegetarianinem na poważnie. Tylko na próbę. Na kilka miesięcy. Ale skoro już podjąłem to wyzwanie to podchodzę do tematu zero-jedynkowo. Nie jem to nie jem. Bez wyjątków. Moje motywacje są czysto zdrowotne. Potrafię przyswajać fakty i widzę, że stopień przetworzenia mięsa począwszy pod procesu hodowli poprzez jego produkcję jest dramatyczny. Docierają do mojej świadomości badania mówiące, że w idealnej diecie dla człowieka powinno znajdować się maksymalnie 2% mięsa. Większość chorób ma początek w złym odżywianiu. Wierzę, że jedząc więcej warzyw będę po prostu dłużej żył w zdrowiu.

Test wózka biegowego Thule Glide


Tytułem wstępu kilka zdań o tym, w jaki sposób doszło do powstania tego wpisu:

W październiku przyszedł na świat mój syn. To nasze trzecie dziecko. Duża rodzina to genialna sprawa. Nieustające endorfiny ale i milion rzeczy, którymi trzeba nieustannie zarządzać. W takim świecie do rangi najwyższego dobra urasta CZAS. Czasu nie można przeliczyć na żadne pieniądze, bo nie można go kupić. Ale czasem też można zarządzać. Trzeba po prostu robić rzeczy jednocześnie. Dlatego kwestia kupna wózka biegowego była czymś absolutnie oczywistym.

czwartek, 24 marca 2016

Wielofunkcyjność

Nie ma nic cenniejszego niż czas. Wiele razy o tym pisałem, że kocham bieganie właśnie ze względu na to, że jest tak elastyczne, że można wozić buty w bagażniku i biegać wtedy, kiedy tylko znajdziemy na to czas, można biegać rano, do pracy, z pracy, wieczorami i nocą. Nie trzeba nigdzie jechać aby uprawiać ten sport. Wystarcza praktycznie mieć buty... choć i to nie jest bezwzględnie konieczne.


Kiedy można robić więcej niż jedną rzecz jednocześnie - oszczędzamy jeszcze więcej czasu. Dlatego słucham muzyki biegając. Uwielbiam słuchać i biegać. Oczywiście wolałbym rozsiąść się w fotelu z kieliszkiem wina i wysłuchać ulubioną płytę w spokoju z zamkniętymi oczami. Ale takiego komfortu już nie mam, i długo nie będę miał :) Niektórzy mówią mi: "Tomek, zdejmij słuchawki, posłuchaj natury, dźwięków drzew i swojego oddechu." Ale ja nie mam po prostu na to czasu. Natura jest w porządku, ale nowa płyta Iggiego Popa nie może czekać na półce.

Kącik biegowego melomana: Depeche Mode - Black Celebration


Pamiętam czasy, kiedy bycie depeszem stanowiło o tożsamości. Ale ja wtedy byłem za młody aby być brać udział w podwórkowych przepychankach na tle muzycznym. Spoglądałem tylko na znaczki na plecakach i naszywki na rękawach z symboliką Depeche Mode. Sama muzyka docierała do mnie jedynie w takiej ilości w jakiej emitowała ją radio. Pamiętam dokładnie moment wydania Violator, miałem nawet tę płytę na kasecie, ale daleko mi było to ekstatycznego utożsamiania się. 

piątek, 18 marca 2016

Najlepsza dieta to taka, w której potrafimy wytrwać

rollercoaster - 10 lat życia

"Najlepsza dieta to taka, w której potrafimy wytrwać" - nie pamiętam kto to powiedział, ale kilka miesięcy temu to zdanie wbiło mi się w pamięć. Ja od kiedy skończyłem studia muszę walczyć o to aby nie szybować z wagą w górę. Próbowałem wielu różnych diet, czasami niezależnie od sportu, czasami razem. Efekty były raz lepsze, raz gorsze. Ale z pewnością najlepsza dieta to taka, na której będę w stanie wytrwać przez długi czas i osiągnę constans wysiłku i zadowolenia. Dieta, która stanie się stylem życia.

niedziela, 13 marca 2016

Sąd Ostateczny - czyli o tym jak zobaczyłem Memlinga i odstawiłem mięso


Dobrze, że nie planowałem tego weekendu, bo gdybym jakkolwiek spróbował to zrobić musiałbym wszystkie plany wywrócić do góry nogami. Zaś po 48 godzinach od piątkowego powrotu z pracy wydarzyło się kilka ciekawych rzeczy, które wpłynęły na moje "odważne" deklaracje na kolejne miesiące.

wtorek, 8 marca 2016

Kobiety, z którymi lubię biegać

Pamiętam taki dzień, jakieś 30 lat temu. 3 klasa podstawówki i to wielkie, gigantyczne napięcie przed Dniem Kobiet. PODOBNO wręczając kwiaty będzie można POCAŁOWAĆ dziewczyny z klasy... Dzień wcześniej złapała mnie gorączka. Zostałem w domu :(

Dziś jestem zdrowy (bo biegam i od dwóch lat przeziębienia się mnie nie imają), prezenty dla żony i córek dawno wręczone. Biegając dookoła jeziora słuchałem Ride the Lightning - Metalliki zastanawiając się czemu w zasadzie nie wybrałem na wspólne bieganie jakiejś fajnej panienki. Może dlatego, że nie potrafiłbym wybrać tej jednej, a nie starczyło by mi sił na bieganie z całym haremem?

Drogie Panie, przyjmijcie moje życzenia. Gdybym mógł - skradłbym Wam całusa - słuchając tych płyt:

Janis Joplin - Pearl
Kiedy przez kilka miesięcy słuchasz wyłącznie The Doors, a potem odkrywasz, że istnieje świat poza The Doors, i ten świat rozpoczyna się płytą Pearl - kolejne kilka miesięcy swojego życia poświęcasz na tę miłość.


Nico - Velvet Underground & Nico
To tylko kilka utworów nagranych razem z Lou Reedem i Johnem Calem. Sunday Morning, Femme Fatale, All Tomorrow's Parties i I'll Be Your Mirror. Ale każdy gorący sierpień pachnie właśnie śpiewem Nico.

Lisa Gerrard - Within the Realm of A Dying Sun (Dead Can Dance)
Aniołowie śpiewają. Próbowałem kiedyś opisywać tę płytę w "kąciku" ale takie słowa nie istnieją na świecie.

Kate Bush - The Whole Story
Ta płyta to składanka. Ale właśnie z nią w słuchawkach walkmana jeździłem autobusem na Morenę w czasach kiedy demonem prędkości był Pentium 75.


Annie Haslam - Tales of 1001 Nights (Renaissance)
Kiedyś, w czasach LO byliśmy z klasą na Nędznikach w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Po spektaklu poszedłem do sklepu muzycznego i kupiłem tę płytę zespołu Renaissance. Bajkowy śpiew Annie Haslam towarzyszy mi do dziś.


Sonja Kristina - Airconditionig (Curved Air)
Rock progresywny, skrzypce i żeński wokal. Kiedyś Tomek Beksiński puścił tę płytę w całości. Zakochałem się wtedy w Sonji.

Shirley Bassey
Kto nie zna bondowskich: Goldfinger i Diamonds Are Forever? Miałem kiedyś taką fazę na słuchanie Shirely z winyla z piątkowy wieczór z butelką wina, że w kilka miesięcy zgromadziłem jakieś 30 centymetrów (licząc na grubość) jej płyt.

Jon Anderson - Friends of Mr Cairo
To oczywiście żarcik, bo Jon Anderson jest mężczyzną, jednak przez długi czas o tym nie wiedziałem :)


Jarboe
Jarboe to dla mnie zagadka. Przeżyłem razem ze nią jeden z najpiękniejszych, najbardziej wzruszających, odejmujących mowę na kilka dni koncertów. To był 2004 rok w ruinach kościoła św. Jana w Gdańsku. Jednak na płytach studyjnych nie znajduję już tej magii.


Sinead O'Connor - The Lion & The Cobra
Szkoda, że Sinead trochę zagubiła się muzycznie i życiowo. Jej debiut ścina z nóg. Wyrywa żyły z ciała i ciągnie za serce.... A potem przyszedł Prince, skomponował Nothing Compares 2U i wszystko zepsuł...


Sade - Stronger Than Pride
Genialna "pościelówa". Kiedyś dawno temu, kiedy miałem wieżę z podwójnym CD w tej drugiej szufladce na stałe leżała Sade. I kiedy kończyła się pierwsza płyta zawsze włącza się ... Sade. Czasem miałem sile ją wyłączyć, a czasem słuchałem przez sen.

Enya - Watermark
Roooooobin!! Kto nie pamięta muzyki z Robin Hooda? :) U mnie na wsi wszyscy przerywali dziki bieg po chaszczach, niedokończonych budowach czy zaoranych polach i lecieli do domu na kolejny odcinek Robin Hooda. I dlatego jestem fanem solowych płyt Enyi. A Warermark to jej najlepsza płyta ever.


Tanita Tikaram - Ancient Heart
O ile w przypadku Jona Andersona byłem przekonany, że jest kobietą, to Tanitę podejrzewałem, że jest meżczyzną. Twist in my Sobriety... Czasy kiedy Listę Przebojów Programu III notowałem w zeszycie :)

Beth Gibbons - Dummy (Portishead)
To jest tak smutna płyta, że nie jestem w stanie jej słuchać. Pamiętam, że triphop był dla mnie szokiem jako gatunek. Mnie - fana rocka progresywnego - tak inna muzyka była w stanie tak głęboko wciągnąć.

Bjork
Śledzę ją od czasów The Sugarcubes. Pamiętam jak kiedyś ten zespół próbował bez powodzenia zwojować wspomnianą LP3 utwórem Regina. Potem obserwowałem jej debiut. Pokochałem trochę z ukrycia płytę Homogenic. Ale Bjork zawsze była zbyt dziwna aby być moją dziewczyną ;)

Patti Smith - Horses
Jesus died for somebody's sins but not mine. Tak zaczyna się debiut Patti. Płyta całkowicie ponadgatunkowa. Poezja śpiewana, rock i punk w jedynym.







Wszystkiego najlepszego drogie Panie!

poniedziałek, 7 marca 2016

Halo! Halo! Czy ja biegłem dziś jakiś maraton?!

- Jakie to jest chore... - takimi słowami zameldowałem swoją pobudkę Michałowi na messengerze.
- Nic nie mów :D - odpisał po kilku minutach.

Była niedziela rano. A dokładnie 5:08 rano.


Nie wstawałem tak wcześnie aby pobiegać już od bardzo dawna. (Ostatni raz na ŁUT150, choć tam, to było ekstremum, bo w ogóle się nie kładłem, a i sama historia ma drugie dno) Dzień wcześniej próbowaliśmy jeszcze namówić Dominika na niedzielne poranne wybieganie, ale Dominik przeżywa swoje La vita e bella i jak tłusty kot pławi się w swoim wygodnym życiu. Pobudka o 5 rano byłaby wyjściem poza strefę komfortu.

sobota, 5 marca 2016

Kącik biegowego melomana: Van der Graaf Generator - Still Life

Są na świecie płyty tak dobre, tak kompletne, tak wzruszające, że aż boję się o nich pisać. Choć biorę je ze sobą na bieganie od czasu do czasu - to boję się słuchać. Boję się, aby ten nimb wspaniałości zapamiętany z młodzieńczych lat nie opadł w zetknięciu z nową rzeczywistością.


Kiedy zapytasz się o mój ulubiony zespół odpowiem bez chwili namysłu - Van Der Graaf Generator. Kiedy będziesz drążyć, która płyta jest moją ulubioną będę krążył między Pawn Hearts, H to He i Godbluffem. Ale prawda jest taka, że nie mam dość odwagi, aby przyznać, że jest tylko jedna płyta VdGG, która może być tą jedną jedyną - Still Life. Boję się aby tą deklaracją nie zmienić tej intymnej równowagi między Still Life i mną, która trwa od 25 lat.

czwartek, 3 marca 2016

Chudy Wawrzyńcu! Przybywamy!


Zapisałem się na Wawrzyńca. Całą czwórką. Mieliśmy szukać szczęścia w losowaniu (na jednym grupowym kodzie) ale nie dane nam było go zasmakować (losowania). Z racji, że zapisało się niewiele osób ponad limit organizatorzy stwierdzili, że wszystkich nas jakoś upchną i rezygnują z losowania. Teraz tylko zapłacić i ... trenować :)

W ostatnich dniach temat Chudego Wawrzyńca stał się gorący nie tylko z powodu zapisów, ale z powodu... medali, a dokładnie ich braku. Organizatorzy wydali nawet oświadczenie w tym temacie, a mnie od kilku dni zadziwia jak można mieć taki brak luzu i szerszej perspektywy, aby walczyć o nie zaciekle na forach internetowych.

środa, 2 marca 2016

Kowall na Kowalach - nietuzinkowe miejsce

Nie jest to blog kulinarny, ani muzyczny tylko biegowy. Ale od zeszłego tygodnia, kiedy Dominik przegonił mnie przez maraton na raty w sobotę i niedzielę coś mi ... zaczęło uwierać w pośladku i głownie zajmuję się jedzeniem i słuchaniem, a nie bieganiem. Nie jestem typowym biegaczem, który każdą kontuzję najpierw próbuje rozbiegać, a potem się zastanawia czemu boli bardziej. Nie biegam z dzienniczkiem i kompletnie nic się nie stanie jak na kilka dni sobie odpuszczę czekając aż fizyczny ból dupy mi przejdzie :)


Wczoraj nawet chciałem pobiegać, bo ciągnie w pośladku mnie jakby mniej, ale ... przeczytałem wpis Run The World o jej zmęczeniowym złamaniu uda i jakoś tak mi przeszła ochota na biegnie z bolącym (nawet lekko) stawem biodrowym.

Skoro nie biegam to słabo pisałoby się o bieganiu. Jest jednak pewien temat kulinarny, który chodzi mi po głowie i stuka w czaszkę od środka prosząc aby się nim podzielić: Restauracja Kowall na Kowalach. Poniżej w punktach kilka całkowicie bezinteresownych spostrzeżeń:
  • Restauracja Kowall mieści się Tesco na Kowalach. To nie jest miejsce, które może się kojarzyć z kunsztowną restauracją, a jednak idea chyba się sprawdza. To nie jest centrum miasta, ale robotnicze obrzeża. Tutaj nie jedzie się specjalnie, bo restauracja wpasowuje się w rytm osiedli. To w pewnym sensie nawet przewartościowanie pojęcia restauracji na noclegowych dzielnicach miast. Kowall pokazuje, że nie musi to być pizzeria, kebab, chińczyk czy kurczaki z rożna. W takich miejscach można też zjeść coś nietuzinkowego i bardzo smacznego.
  • Trzy razy trafiłem tutaj na trzydaniowy lunch dnia. Cena 19,99 za: zupę, drugie danie i deser jest niska i przystępna dla każdego częściej niż raz na miesiąc.
  • Kowalla prowadzi kucharz, który walczył w Top Chefie. Muszę się przyznać, że jeżeli już włączam telewizor to jedynie z dwóch powodów. Pierwszy z nich to Air Crash Investigation na National Geographic, a drugi to właśnie Top Chef na Polsacie :) 
  • Ale to co zawsze najważniejsze, to jedzenie. Tutaj smakuje tak jak właśnie powinno. Jest uczciwe, w oparciu o ciekawe produkty i za każdym razem zaskakująco. Jak kaszotto podane z czyśćcem - do niedawna nawet nie wiedziałem, że taki korzeń istnieje. Albo zupa pomidorowa podana z chipsami z marchewki. 


Zachęciłem już kilkoro moich znajomych do odwiedzenia Kowalla. Za każdym razem opinia była bardzo pozytywna. Mam nadzieję, że restauracja znajdzie swój finansowy balans w tej okolicy i istnieć będzie jeszcze długo.