niedziela, 11 maja 2014

II Międzynarodowy Parkrun Trójmiasto

fot. Parkrun Gdańsk
Na początku muszę wytłumaczyć powyższe zdjęcie, które w różnych wersjach powoli zaczyna pojawiać się w relacjach z wczorajszego biegu. Po pierwsze, m.in. z Jarkiem dwa tygodnie temu przebiegliśmy 80 kilometrów jednego dnia. Taka wycieczka na pewno zbliża ludzi.... ale czy aż tak bardzo aby biegać za rękę? ;) TAK!

A teraz o tym jak było naprawdę:


10 maja 2014 dla biegaczy w Trójmieście był jak taka fajna układanka, którą każdy mógł ułożyć w dowolny sposób. Poza biegowym magnum opus czyli Gdyńskim Biegiem Europejskim były także dwa Parkruny. Wydawać by się mogło, że dwa Parkruny (Gdyński i Gdański) są co tydzień. To prawda, ale tym razem pierwszy z nich był o godzinie 8:00 a drugi o 10:00. Dzięki temu można było przebiec jednego dnia oba. A wszystko to dlatego, że Trójmiasto obchodziło II Międzynarodowy Dzień Parkurn i przyjechała do nas ponad 30-osobowa grupa biegaczy i biegaczek z Wielkiej Brytanii. Wspomniane rodzielenie czasowe dało szanse gościom (a tak naprawdę wszystkim) możliwości uczestnictwa w obu biegach.

To tylko podstawowe elementy układanki. Bo przecież na Parkruny można pobiec z domu "z buta", można pobiec między Parkrunami, można pobiec z Parkruna na Bieg Europejski. No i jeszcze można wziąć udział w biegu Jasieńskim i korzystając z faktu, że "elita" biega w Gdyni wygrać puchar (hehehe - gratulacje Joszczi!).

Spotykając znajomych w trakcie dnia praktycznie każdy ułożył sobie tę układankę na własny sposób. Rozmawiając o ich pokonanych trasach robiłem się coraz więszym sofciarzem z moimi ledwie trzema startami jednego dnia i przemieszczaniem się między nimi samochodem. Najbardziej zmaksował chyba Piotrek Pelpliński - słynny Trójmiejski ultras (125 km dwa tygodnie temu z Sierakowic do Sopotu), którego spotkałem kilka razy w ciągu dnia, a ostatni raz na jakimś 7-mym kilometrze Biegu Europejskiego. Lecąc sobie luźno w tempie 4:45 min/km porozmawialiśmy chwilę. Tyle, że Piotr miał za sobą już 60 km i spokojnie prowadził grupę na czas 48 min. Tarahumara są wśród nas.

Początek dnia z mojej perspektywy wyglądał tak, że pojechaliśmy z Jarkiem odebrać pakiety na gdyński bieg i przy okazji zaliczyć po raz pierwszy w życiu gdyńskiego parkruna. Muszę przyznać, że poranek na promenadzie nadmorskiej wyglądał cudownie. Myślę, że ta miejscówka musiała podobać się gościom z zagranicy. Jarek i ja mieliśmy biec w mega spokojnym tempie 5:45 min/km i kompletnie się nie zmęczyć. Taki był plan. Niestety na wspólnych biegach baaardzo ciężko jest trzymać niższe tempo niż założone. Tym bardziej, że nogi są super świeże, powietrze idealnie chłodne a parkrun widziany oczami biegacza także posiada pewne elementy, które każą trzymać tempo :)

fot. Parkrun Gdynia
W pewnym momencie, tuż przed finiszem, para przed nami postanowiła chwycić się za ręcę. Ale po kilku krokach okazało się, że ciężko się im biegnie trzymając się za dłonie. Impulsywnie postanowiliśmy z Jarkiem wypróbować tę technikę i złączeni w męskim uścisku rąk wbiegliśmy na metę. Muszę jeszcze poszukać gdzieś na necie zdjęcia z gdyńskiego finiszu :)

Będąc w Gdyni odebraliśmy pakiety na Bieg Europejski ale do Gdańska przejechaliśmy jak amatorzy - samochodem :) W Parku Reagana mnóstwo znanych twarzy. Można powiedzieć "elita wolontariuszy" :) Sobotni Gdański bieg dodatkowo tym różnił się od innych tym, że pierwsza pętla była pętlą letnią, a druga zimową. No ale przy tak licznej grupie wolontariuszy naprawdę ciężko było zgubić drogę. A Jarkowi i mi ponownie nie udało się biec w zakładanym tempie i tak jakoś wyszło, że znów zrobiliśmy tempo 4:45 min/km. Na mete wpadliśmy ponownie złączeniu męskim uściskiem dłoni. I proszę tego jakkolwiek nie interpretować :)

Poniżej krótki filmik skęcony z bardzo trzęsącej się ręki pokazujący głównie "parkrun od tyłu" lub "parkrun z persektywy uczestnika". 



O tym jak było w Gdyni na Biegu Europejskim, opiszę w kolejnym wpisie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy