Temperatur kenijskich w Gdańsku nie mamy, ale nie ma też takiej opcji, aby Urubko uznał nasze bieganie jako zimowe. Ciężko powiedzieć, czy jest to późne jesienne, czy wczesne wiosenne, ale można biegać w bluzie lub na krótko. Wielkiej różnicy nie ma.
O ile tydzień temu biegaliśmy tuż po ulewie i kręciliśmy tylko kółka po dużym zbiorniku, tym razem zapuściliśmy się na pełne ósemki duży-mały staw. Były kałuże, było szybkie bieganie po nierównym terenie i było nawet kręcenie w odwrotnym kierunku niż parkrun. A takie szybkie bieganie w półmroku w tempie 3:20 min/km tuż za czyimiś plecami to trochę jak gra w ruletkę. Nie ma szans aby zabezpieczyć się przed skokiem w środek kałuży albo zrobieniem półkroku na nierówności na pół-ugiętym kolanie. Pierwsze szybkie kółko na małym zbiorniku biegłem za Antonim i to był błąd, drugie za Baginsem i w tym wypadku - widoczność była o wiele lepsza ;)
* * *
Napięcie rosło przez cały dzień. Kiedy wróciłem do domu, zwiozłem dzieciaki ze szkół i przedszkoli i zacząłem robić obiad... doszło do mnie, że nie bardzo mogę go zjeść. Bo za chwilę idę na coś co tylko w połowie jest treningiem, bo w drugiej to zawody. Szansa na pobieganie z szybszymi od siebie, coś na co szykuję się cały tydzień. Nie ma lepszej drogi na rozwój niż trening z tymi - którzy są przed tobą. A najbardziej motywujące jest to, że... nikt tutaj na Ciebie nie zaczeka. Nikt nie będzie się na Ciebie oglądał. Zasady są jasne: biegamy 20 minutowych powtórzeń z minutą przerwy. Wytrwasz w głównej grupie 5 powtórzeń - super. Wytrwasz 10 - jeszcze lepiej. Odpadniesz po 15-stu? Nie ma problemu - dokończysz ostatnie 5 w swoim tempie. Uwierzcie - jakiekolwiek sensowne rozmowy kończą się mniej więcej przy 12-13 powtórzeniu. Na ostatnich minutówkach komunikujemy się głównie technicznie* :)
Na starcie zjawiło się nas 7-miu. W trakcie rozgrzewki dobiegł jeszcze spóźniony Waldek. 2 km truchtu + statyczne rozciąganie w przesmyku. Trochę jak sekta. Ćwiczenia Antoniego wykraczają poza szablon. Mam marzenie, aby kiedyś nauczył mnie wiatrakowego ruchu ramion Inspektora Gadżeta. Bo z tym drugim ćwiczeniem, gdzie angażujemy biodra jako tako sobie radzę :)
"HOP"
Poszliśmy. Ścieżką w dół na duże kółko. Jeszcze było śmiesznie. Wrażenie jakby lekko wolniej niż tydzień temu.
"Śśśświiissstttghrgulllll"
Antoni wymyślił, że będzie wysyłał nam sygnały gwizdkiem. Gwizdek brzmiał jednak komicznie :) Nie miał nawet ćwierci basów, które w zwykłej rozmowie wydobywa z siebie Adam Baranowski, ani ćwierci intensywności Tomka Bagińskiego. Trzeba kupić Antoniemu prawdziwy gwizdek sędziego Laguny :)
"GO"
Po którymś powtórzeniu Antoni doszedł do wniosku, że go wypowiada się znacznie łatwiej niż hop.
I tutaj praktycznie kończy się ta historia. Co więcej mam pisać o tym, że biegaliśmy po ósemkach, przerwy wydawały się coraz krótsze, a szybkie odcinki coraz szybsze. Zrobiliśmy 21 powtórzeń, bo tak ułożyła nam się pętla. Każdy rozbiegł się do domu... poza Antonim... Antoni obiecał, że zrobi 30 powtórzeń. Patrzę na jego endo i ... zrobił :)
* * *
A skąd w podtytule "objawienie introwertyka"?
Wyobraźcie sobie człowieka, który kończy odcinek w tempie 3:15 i zwalnia tylko po to, aby... skomentować rzeczywistość, opowiedzieć jakąś dowcipną historyjkę o butach nike, błysnąć bon-motem, wspomnieć coś o swoich najgłębszych pragnieniach chwili... Był z nami ktoś, kto w trakcie całego treningu użył większej ilości słów niż cała pozostała siódemka. Żeby nie było - bardzo to cenimy! Co więcej, powinniśmy za to zapłacić jak za bilety na dobry stand-up (w tym wypadku raczej run-up).
Ale perłą w tym monologu było to zdanie:
- "Moja żona uważa mnie za introwertyka"
:)
Dziękuję za wspólny bieg!
*za wyjątkiem introwertyka
*za wyjątkiem introwertyka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz