Jeżeli ktoś uważa, że bieganie jest przyjemne, to jestem w stanie z nim dyskutować i wytłumaczyć mu, że po prostu to sobie wmawia. Tak samo jak ja wmawiam to sobie. W bieganiu przyjemne są bardzo bardzo nieliczne chwile. Ale generalnie jest to niewdzięczna orka, która owszem daje coś dobrego w długoterminowym kontekście, ale zwykłej codzienności to trucizna, która męczy i ciało i duszę.
Każdy kto biega przyjmuje pewną tezę, że bieganie jest zajebiste, z tego samego powodu z identyczną zajadłością będzie bronił marki swojego samochodu (że się absolutnie nie psują i nic nie palą) czy systemu operacyjnego. Z biegaczem ciężko dyskutować.
Ale... ostatnio podczas mojej przerwy w bieganiu spowodowanej zwykłą chorobą udało mi się otworzyć przed sobą kilka osób. Te, kiedy zauważyły, że dopuszczam do siebie inne zdanie i nie formułuję biego-religijnych tez poczuły się trochę pewniej i mówiły coś w poniższym stylu:
-"Bieganie jest kompletnie nie moim sportem"
-"Nie jestem w stanie zrozumieć jak bieganiem można się pasjonować"
-"Chcesz wiedzieć szczerze co myślę o bieganiu? Czym dla mnie jest? Najgorszą karą!"
Za każdym razem odpowiadałem w podobny sposób. Rozumiem Ciebie i nawet się zgadzam.
Bieganie jest koszmarnie nudne, koszmarnie niewdzięczne i koszmarnie męczące. Nie ma się nijak np. do tenisa, w którego grałem lata temu. Kiedyś wkręciłem się tak mocno, że pociągnąłem cały sezon od wiosny do jesieni z trenerem 2xtydzień + 3 gry kontrolne. Czasem to było nawet 6 teningów w tygodniu. Niestety skończyło się tak, że jesienią... zbankrutowałem. Ale w tenisie było coś szalenie czarującego: każda piłka była inna, każde uderzenie było wypadkową taktyki, techniki i przygotowania sprawnościowego. Nie było czasu na medytację :)
Moja kolejna miłość: siatkówka. Tutaj również każda piłka jest inna, każda akcja to ponownie wypadkowa taktyki, techniki, przygotowania sprawnościowego oraz ... telepatii z resztą drużyny. W siatkówce wiele akcji tak naprawdę rozpoczynało się już w szatni.
Oczywiście, do każdej z tych dyscyplin potrzeba innych osób, specjalnego miejsca, sprzętu i przede wszystkim organizacji czasu. Bieganie jest dla solistów, bieganie nie wymaga rezerwacji boiska, ale nie zmienia to faktu, że jest nudne, niewdzięczne i męczące.
Nudne, bo nawet jak wymyślę sobie 10 tras dookoła komina to zawsze będzie to tylko te 10 tras i po raz kolejny lewa noga, prawa noga, lewa noga... wdech-wydech, wdech-wydech. Może trochę szybciej, a może trochę wolniej...
Niewdzięczne, bo wystarczą 2 tygodnie przerwy kiedy tracisz formę do tego stopnia, że pokonujesz spocony jak pies te same kilometry 30 sekund wolniej. Z treningu wracasz zbity i sponiewierany z poczuciem źle wykonanego zadania.
Męczące. To każdy wie. Tego nie trzeba tłumaczyć. Przecież bieganie to zwykłe powolne podduszanie się. Wiem, że można to polubić, ale to miłość naznaczona masochizmem. Przecież w trakcie biegu podstawowym sygnałem, który wysyła nam mózg jest "zatrzymaj się człowieku!". Nie gonimy antylopy, nie uciekamy przed lwem. W mojej opinii jedyny naturalny moment biegu jest wtedy, gdy znienacka oszczeka nas pies i przez kolejne 30 sekund biegnie się jakoś niesamowicie lekko... zanim opadnie adrenalina.
Bieganie to trucizna. Niestety jak z każdym uzależnieniem po przekroczeniu granicy nie można przestać. Myśli o tym, że nie biegam zatruwają mój umysł. Wystarczą 2 tygodnie anginy. Głowa wariuje.
Oczywiście są piękne momenty związane z bieganiem. Zaraz pewnie znajdzie się ktoś kto mnie skontruje. Nie przeczę - te momenty są. Ale one są jak bóbr. Każdy doświadczony leśnik bobra widział wiele razy. A ja mimo tylu biegowych wycieczek po lesie tego bobra jeszcze nie zobaczyłem nigdy w życiu. Bo bobra wbrew pozorom nie jest tak łatwo dostrzec, bo bobrów nie ma tak dużo i się dobrze chowają. Zupełnie jak pięknie momenty związane z bieganiem. Trzeba się sporo za nimi nabiegać.
Z wieloma sportami tak jest. Ja jak nie uprawiam jakiegoś sportu przez więcej niż dwa tyg. to wpadam w przygnębienie. Tą trucizna są endorfiny ;)
OdpowiedzUsuń