Wmówiłem sobie, że był to najlepszy rok w moim życiu. Wydarzyło się po prostu w chuj rzeczy: zwycięstwo na parkrunie, 18 z przodu na 5 km, 39 na 10 km, połówka poniżej 1:30, maraton sub 3:15, do tego fajne biegi wyjazdowe, "mistrzostwo Włoch" w biegu osób bez zaświadczenia lekarskiego na 5 km między winnicami, Rzeźnik... Moje wszystkie życiówki mają datę 2019.
Ale tak naprawdę, tak w głębi siebie naprawdę nie uważam, że ten rok był jakiś lepszy niż inne. Oczywiście, że efekty cieszą. Z całą pewnością zapamiętam mnóstwo chwil. Ale nie były one ani szczególnie lepsze, ani bardziej wartościowe niż te, które przeżywałem wcześniej bądź liczę, że jeszcze przede mną.
Może z wyjątkiem tej jednej, tej kiedy naprawdę się wzruszyłem.
Dokładnie tej:
Wspominam to podium dość często. Czasami nawet wyszeptam sobie cichutko pod nosem: "oooo mamo, ale to było zajebiste..."
Ten rok będzie na pewno inny. Jeszcze do końca nie wiem jaki, ale czuję, że mam trochę inaczej w głowie. Zobaczymy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz