niedziela, 19 lutego 2017

Kącik biegowego melomana: Elton John - Captain Fantastic and the Brown Dirty Cowboy


Gdybym tydzień temu miał w pięciu punktach opisać z czym kojarzy mi się Elton John brzmiały by następująco:

  1. Przed erą świadomego słuchania muzyki zakodowałem dwa teledyski: I'm still standing i Nikita. Mało przystojny, niski koleś w śmiesznych okularach jeździ kabrioletem.
  2. Na początku świadomego słuchania na szczyt listy przebojów programu III wdrapuje się fajna ballada - Sacrifice
  3. Kilka lat później Dream Theater poświęca 10 minut na swoim albumie A Change of Seasons aby zrobić cover Funeral for a Friend/Love Lies Bleeding. Dream Theater wtedy uwielbiałem (to temat na osobny wpis w kąciku) ale zastanawiałem się po jakiego licha coverowali akurat Eltona Johna!? To był pierwszy znak zapytania i wskazówka aby przyjrzeć się kiedyś dokładniej płycie Goodbye Yellow Brick Road
  4. Kolejne 5 lat później wpada w moje ręce płyta Eltona Johna - A Single Man. Wtedy dopiero po raz pierwszy słucham w całości jakiegokolwiek albumu tego pana i ... przekonuje się, że to raczej nie dla mnie. Takie tam popowe pioseneczki bez ładu i składu. 
  5. W międzyczasie Elton John wydaje płyty Made in England i The Big Picture. Obie wyjątkowo sumiennie i z bardzo pozytywnym komentarzem prezentuje w swoich audycjach Tomasz Beksiński - guru art rocka i gotyku, człowiek, który mnie (i pół Polski) uczył słuchać Petera Hammilla, Legendery Pink Dots czy Sisters of Mercy. Pamiętam komentarze, że w czasach kiedy muzyka schodzi na psy Elton John wciąż dba o to, co w niej najważniejsze - czyli o melodię. Niestety kompletnie nie dałem się przekonać. 
W jakiś jednak sposób Elton John jest wielkim muzykiem. I czułem, że kiedyś uda mi się znaleźć kod do Eltona, połączyć wszystko w całość i doznać tego uczucia szczęścia, które wypełnia człowieka w trakcie słuchania genialnych płyt. Nie sądziłem jednak, że zajmie mi to tyle czasu :)

Ostatni miesiąc, kiedy uświadomiłem sobie, że za chwilę będę miał 40 lat, a także potem, kiedy to już się stało - słuchałem głownie płyt z mojego rocznika - 1977. To był bardzo dziwny rok w muzyce. Upadł rock progresywny. Narodził się punk rock. Na rynku muzycznym, miało miejsce ogromne przegrupowanie. Większość "moich" zespołów nie wydało płyt w tym roku. I chyba właśnie dzięki temu zamiast odtwarzać sobie po raz kolejny "Animals" - Pink Floyd musiałem sięgnąć po coś innego, coś czego nie znałem...

Billy Joel (który w kąciku pojawił się ostatnio trzykrotnie) wydał znakomity The Stranger. Za oceanem Television wydało Marquee Moon - płytę, która na siłę jest wciskana do nurtu punk rockowego, choć to zdecydowanie nowa fala. Panowie ze Steely Dan nagrali Aja - połączenie jazz-rocka i popu.... Wszystkie te płyty posłuchałem tak naprawdę po raz pierwszy w życiu w ostatnim miesiącu.

I ta muzyka zaczęła sprawiać mi przyjemność bez konieczności jej katalogowania! Muzyka, którą kiedyś odrzucałem, bo była zbyt mało "progresywna", która kiedyś nie grała na falach mojej duszy. Dziś zaczyna nagle grać. I to grać tak, że siedzę z półotwartą buzią i odkrywam połowę świata, przed którym wcześniej na własne życzenie się zamykałem.

Kilka tygodni temu kiedy zacząłem słuchać Billy Joela i bardzo mi się spodobał, ktoś powiedział, że kolejnym krokiem będzie Elvis Presley, ale po drodze będzie jeszcze Elton John. No i stało się. Kupiłem sobie całkiem losowo dwie płyty Eltona Johna. Jedną z nich okazała się być Captain Fantastic and the Brown Dirt Cowboy z 1975 roku. Płyta, na której nie ma wielkich przebojów, płyta, która jest koncept albumem, gdzie każdy kolejny fragment wynik z poprzedniego. Od środy, kiedy do mnie dotarła gramofon nie przestaje się kręcić. Regularnie co 20 minut zmieniam stronę i ponownie nastawiam ramię z igłą nad rowkiem.


Kiedy dziś zmotywowałem się wreszcie aby wyskoczyć na godzinną przebieżkę ze słuchawkami na uszach nie miałem chwili wątpliwości co będzie mi towarzyszyć. Captain Fantastic and the Brown Dirt Cowboy sprawdzili się znakomicie... Lepiej późno niż wcale... Potrzebowałem 20 lat aby poczuć co miał na myśli Tomek Beksiński mówiąc o Eltonie Johnie... Teraz ponad 30 płyt przede mną.


LISTA PŁYT PRZY KTÓRYCH BIEGAŁEM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy