Kiedy tydzień temu Tobiasz zapytał się mnie, czy nie pomogę podczas nieobecności głównych organizatorów i nie poprowadzę 25-tego Parkruna Gdańsk-Południe zgodziłem się w sekundę, a w kolejnej od razu pomyślałem: "Wow! będę mógł się bawić megafonem przez tydzień!".
* * *
Nastawiłem budzik na 7-mą. W ciągu ostatnich dni wizualizowałem sobie wszystko krok po kroku, co trzeba zrobić i o czym nie zapomnieć. A cały proces wygląda tak:
- Naładować skaner i nie zapomnieć go zabrać.
- Podładować stoper, który przez poprzednie dni rozgryzałem według instrukcji obsługi pisanej przez Chińczyka. Tak naprawdę to są tylko trzy przyciski i ciężko się pomylić, ale jednak w ramach zgłębiania tematu przeczytałem pół internetu na temat historii stoperów :)
- Zagotować 5 czajników wody i zaparzyć 10 litrów herbaty. Co ważne - nie zapomnieć o cukrze. Dla biegaczy nie ma nic ważniejszego niż cukier :)
- Sprawdzić czy są kody w "parkrunowym plecaku"
- Wziąć aparat
- Wziąć megafon
- Przyjechać na miejsce startu, spotkać Leszka i wypakować torbę z flagami
- Przy pomocy Leszka i Kamila (a raczej będąc wyręczonym przez nich ;)) złożyć cztery maszty na naciągnąć flagi: New Balance, Zaja oraz dwie Parkruna
- Zapomnieć stolika i odsapnąć z ulgą kiedy okazało się, że Leszek ma swój w bagażniku
- Rozdzielić kamizelki wolontariuszy, głównie pomiędzy dzieci i Dorotę :)
- Powitać Wiolę spod 7-ki ;) z wielką blachą ciasta czekoladowego i Martę, która dowiozła kubki jednorazowe z Lidla bo w Biedronce się skończyły
- Wyznaczyć Dorotę do uśmiechania się i obsługi zeszytu (wpisywanie uczestników, którzy zapomnieli kodu), Leszka do skanera, Martę do aparatu, Wiolę do krojenia ciasta, Kamila do wydawania tokenów a wszystkie dzieci (Hanię, Karola, Kreską i Kostkę) do przybijania piątek i wydawania ciepłej herbaty.
- Samemu wziąć w dłoń stoper i megafon i zaprosić wszystkich na start.
Zaliczyliśmy dzisiaj dolny rekord frekwencji. Na starcie stanęło 35 osób, a warunki na trasie były takie, że przez długą chwilę zastanawialiśmy się co takiego wydarzyło się na małym zbiorniku, że tak długo nikogo nie ma na mecie. I czy na pewno doliczymy się każdego :)
Szczęśliwie dobiegli wszyscy. Mały zbiornik według relacji śmiałków, którzy dotarli na metę zabierał około minuty czasu ekstra. Roztapiający się śnieg i lodowo-wodne kałuże nie sprzyjały szybkiemu bieganiu.
Za to ma mecie na każdego czekała ciepła herbata, pyszne ciasto i zachęta do skosztowania wypowiedziana przez megafon. Wiem, że Kamil się trochę wstydził za mnie i używając megafonu opuszczałem jego poczucie komfortu i wstydu przed sąsiadami. Ale nie potrafiłem się oprzeć :)
Tak wyglądało podium:
Tak wyglądało ciasto:
Tak wyglądał pomiar czasu:
A tak ekipa "herbatkowa" w trakcie odpoczynku:
I w czasie pracy:
Wydaje mi się, że Tobiasz i Paweł mogą częściej wyjeżdżać na narty. Chyba damy radę :)
A tutaj wszystkie zdjęcia z biegu:
I to mógłby być koniec relacji z dzisiejszego parkruna, gdyby nie wybór bohatera dnia. Jak myślicie, kto nim był? Ja bez dwóch zdań wybieram Wiolettę i jej pyszne 72 kawałki ciasta!
PS. Wyniki będą jak wróci Paweł i je wgra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz