10 miesięcy temu bardzo wierzyłem w swoją przemianę. Wiadomo, nowy rok, nowe postanowienia, kolejki w Decathlonie, nowe nadzieje. I właśnie wtedy rzuciłem wyzwanie chłopakom z Tricity Ultra - ostatni w biegu na 10 km 11 listopada w Gdyni stawia obiad pozostałym. Wyzwanie całkowicie na wyrost, bo jakby nie patrzeć, to byłem i jestem najwolniejszy z całej ekipy, ale nadzieje były, głównie oparte na tym, że zrzucę kilkanaście kg a ich złapią kontuzje albo lenistwo. Nie byłem bez szans :)
Reakcje na moją rękawicę były następujące:
Z perspektywy listopada, w styczniu przyszłość była już napisana. Stasiu jako jedyny zapisał się na ŁUT150 (i opłacił!). Dominik, Michał i ja wycofaliśmy się z 30-godzinnej traumy po Beskidzie Niskim zostawiając w pamięci tę jedną, czerwoną bluzę finiszera 2015, którą ostatnio coraz częściej noszę.
Jednocześnie przez pierwsze pół roku moja forma rosła, a waga malała. Na Sudeckiej 100-ce poszło mi całkiem nieźle, bo wygrałem w prawdziwym pojedynku z Dominikiem. Z Michałem też, ale akurat Michał przyjechał tutaj tuż po kontuzji. Niestety kolejne miesiące były jak upadek domku z kart. W miesiąc nadrobiłem to, o co przez pół roku walczyłem. Po wakacjach ważyłem tyle samo co w styczniu i ciężko było myśleć aby jakkolwiek wygrać z Michałem albo Dominikiem (Stasiu rękawicy nie podniósł) w biegu na 10 km! Wewnętrznie czuję, że mój maks w tej chwili na całkowitym wypluciu płuc to pewnie jakieś 49 minut. Dominik z marszu łamie 40 min, a Joszczi z koślawym uśmiechem bólu pleców 45 pewnie zrobi.
* * *
Cwaniak roku
Cwaniak roku urodził się we mnie 25-tego października. Niczym pomysłowy Dobromir wyobraziłem sobie jak zapisuję się na Bieg Niepodległości w Gdyni nic o tym nie mówiąc chłopakom, biegnę z jakimkolwiek czasem i wygrywam rywalizację. Stawką uzgodnioną jeszcze w styczniu był obiad. Przegrany robi/stawia obiad pozostałym. I mam się już zapisać... NAGLE... okazuje się, że zapisy są tylko do 24-tego października... ech...
Czytam więc jeszcze raz, dokładnie, zasadę naszej rywalizacji, którą sam określiłem 10 miesięcy temu i nie jest napisane, że to musi być Bieg Niepodległości. To po prostu ma być bieg na 10 km 11 listopada w Gdyni. Hmmmm
- Chodź Kreska, pojedziemy do Gdyni, podobno unikalne pokemony są na Skwerze Kościuszki - takimi słowami szukałem alibi na pomysł wyprawy w piątkowy poranek do Gdyni.
Nie chciałem biec dokładnie trasą gdyńskiej dychy, ani tym bardziej w czasie kiedy będą biegli opłaceni biegacze. Gdybym tak zrobił Suchenia zdjąłby mnie z trasy w sekundę i wywiesił zdjęcie z podpisem "tego Pana nie obsługujemy".
- Jestem ubrana i czekam na dole - oznajmiła po 30 sekundach Kreska - I mogę już teraz komórkę?
Pokemony jako motywacja do biegania to temat na osobny wpis. W każdym razie po 5 minutach siedzieliśmy we dwójkę w samochodzie i jechaliśmy na letnich oponach 60 km/h obwodnicą w stronę Gdyni poprzez wielką śnieżną zawieruchę.
Dycha przez Gdynię absolutnie nie była epicka. Co kilkaset metrów zatrzymywaliśmy się aby złapać unikalnego pokemona, buty i spodnie do pół-łydek były mokre już po 5-ciu minutach, od morza zacinał mroźny i wilgotny wiatr aż grabiały dłonie, no i co jakiś czas musieliśmy przeciąć pochód. W strojach biegowych wtapialiśmy się w tłum niczym James Bond w Live and Let Die.
Endomondo działało w tle... i mniej więcej w połowie dystansu dostałem taką wiadomość:
Tak :) W tym momencie zostałem cwaniakiem roku. Choć dzień jeszcze się nie skończył i nie zdziwię się jakoś bardzo jak Michał i Dominik wkleją swoje czasy z gdyńskiej dychy tuż przed północą. Jednak, jeżeli tak się nie stanie, to według ogólnych zasad etyki związanej z zakładami - czekają mnie w najbliższych dniach dwa obiady. Jeden u Dominika, a drugi u Joszcziego :)
Chłopaki, nie jestem na żadnej diecie aktualnie, więc może być cokolwiek. Oczywiście nie obrazicie się jak przyjdę z całą rodziną? :)
Pozdrowienia spod Daru Młodzieży!
Wszystko wskazuje na to, że 10 km w 1,5h wystarczyło aby zarobić na dwa obiady :)
Pojechałeś fortelem jak Onufry Zagłoba!�� Smacznego.
OdpowiedzUsuń