Czy on stracił rozum?
Czy on widzi, czy jest ślepy?
Czy w ogóle może chodzić,
Czy może się przewróci przy pierwszym ruchu?
Czy on widzi, czy jest ślepy?
Czy w ogóle może chodzić,
Czy może się przewróci przy pierwszym ruchu?
(Iron Man - Black Sabbath)
Na wszelki wypadek nie zaglądałem na endomondo przez cały miesiąc. Listopad na screenie powyżej wygląda dramatycznie. 37 minut aktywności. Mój GPS ostatni raz logował się dokładnie 5 tygodni temu o 8 nad ranem w Komańczy na mecie ŁUT 150.
Kiedy zalogowałem się dziś po tej długiej przerwie, okazało się, że dosłownie połowa moich znajomych z endomondo skomentowała swoje dzisiejsze biegi "roztrenowanie czas zakończyć" albo "śmierć po roztrenowaniu jest szczególnie bolesna". Generalnie można powiedzieć, że listopad był miesiącem roztrenowania. Pierwszym w moim życiu. Pierwszym po 3,5 latach biegania.
I tak było. Odpuściłem nie tyle bieganie, a myślenie o tym, że trzeba pobiegać. Brzmi strasznie, prawda? Przecież najważniejsze w naszym ekstrawertycznym pisaniu na blogach, endo i FB jest pokazać, że bieganie się kocha, że bez biegania nie możemy żyć i że zawsze warto się przełamać, wyjść pobiegać na przekór pogodzie, zmęczeniu, niechęci, samemu sobie. A potem są tylko nagrody i jest się zwycięzcą. Bieganie jest odpoczynkiem - tak zawsze chcemy myśleć, ale często idziemy biegać tylko i wyłącznie dlatego, aby mieć to już za sobą i z czystą głową móc spojrzeć w lustrze we własne oczy.
Cały listopad nie bałem się luster. Nie planowałem biegania, więc sumienie zawsze miałem czyste. Nie zachowywałem się też jak większość sportoholików, którzy roztrenowują się owszem, ale wyłącznie od biegania i naparzają w tym czasie rower i baseny na fulla. Po prostu żyłem na luzie. Nawet Tricity Ultra pokonałem samochodem :)
Przemyślenia mam następujące:
- bieganie nie jest sensem mojego życia, to tylko środek aby było ono dłuższe, szczęśliwsze i intensywniejsze
- bieganie z zasady jest nudne, kręcenie tych samych pętli po osiedlu albo parku krajobrazowym ma więcej z medytacji niż sportu, ciekawe jest wtedy, kiedy więcej jest w nim turystyki niż samego biegania (czyli bieganie po nowych miejscach)
- gdybym miał pod blokiem darmowe boisko do siatkówki, zawsze czynne, i zawsze z 11 osobami na boisku, o każdej porze dnia i nocy czekających na mnie - pewnie więcej grałbym w siatę niż biegał
- gdybym miał pod blokiem darmowe boisko do tenisa i partnera o równych mi umiejętnościach o każdej porze dnia i nocy czekającego na mnie z rakietą w ręku - pewnie więcej grałbym w tenisa niż biegał
- gdybym miał pod blokiem darmowy basen.... itd...
Będę dalej biegł bo:
- to dalej najbardziej ekonomiczny finansowo sport, praktycznie darmowy
- nie jestem uzależniony od nikogo, nie muszę planować, na nikogo czekać
- ale mogę dla urozmaicenia biegać z kimś, lecz nawet jeżeli ten ktoś się wycofa, jestem w lepszej sytuacji niż tenisista zostający sam na sam ze ścianką...
- bieganie zajmuje najmniej czasu, zaczynam biegać praktycznie kilka sekund po zamknięciu drzwi
- mogę słuchać muzyki
- bez sportu będę grubszy i grubszy...
Jakkolwiek przyjemne nie byłoby roztrenowanie i tak nie pozostaje mi nic innego jak bieganie.
Dzisiaj na powrót z roztrenowania wybrałem drugą płytę Black Sabbath - Paranoid. Godzinę przed biegiem zastanawiałem się czy pobiec z debiutem King Crimson czy debiutem Dream Theater. Black Sabbath wybrałem spontanicznie. Ten rozmyty pijany rycerz w motocyklowym kasku i przebraniu udającym superbohatera to właśnie dzisiejszy ja.
W uszach brzmiało War Pigs a ja zbiegając z górki w tempie 5:45 czułem się gigantycznie niekomfortowo. Kolejny kilometr po płaskim zrobiłem w 6:30 i nie do końca wiedziałem co się dzieje. Czułem się jakby nogi niosły na sobie chybotliwego glinianego kolosa. Ponowne przyspieszenie do 5:45 postawiło mnie na sztorc. A kiedy skończyłem 5-ty kilometr w tempie 5:30 musiałem się zatrzymać aby złapać świszczący oddech. Nachyliłem się i spuściłem stróżkę potu z czoła. Miesiąc odpustu od biegania spowolnił mnie mniej więcej o 1 minutę na kilometr.
Pozytyw jest jeden. Ja nie mam wyboru. Będę biegał i jestem z tym wewnętrznie pogodzony.
Ooo, zostałem zacytowany przez mojego ulubionego blogera biegowego (historia zatacza koło). :)
OdpowiedzUsuńJak zaczynałem biegać, to bardzo mocno wciągnął mnie Twój blog i podobne podejście do biegania z muzyką, a potem jeszcze się mocno wkręciłem w minimalizm dzięki Tobie.
Teraz i ja próbuję pisać, ale niestety brakuje mi tego ekstrawertyzmu... Pozdr i do zobaczenia w przyszłości, może na następnej edycji Tricity Ultra. :)
O kurcze, "ulubiony"? Mocna słowa. Ja proponuję mocniej się odkryć i dać link https://eatrunandlisten.wordpress.com/ nie tylko pod podpisem. Takiej reklamy z komentarza nigdy nie usunę :) Ja nawet nie wiedziałem, że piszesz a teraz wiem już co poczytam do poduszki.
UsuńDzięki i zapraszam. :) A ja postaram się popracować nad sobą, żeby mieć do pisania tyle zacięcia co do biegania.
UsuńBTW. W tym roku dołączyłem do grona ambasadorów Festiwalu Biegowego w Krynicy, co wiąże się z możliwością zapisywania ludzi ze zniżką (40, albo 50% - jeszcze tego nie wiem), więc gdybyś chciał wystartować w B7D, albo jakimkolwiek innym biegu na Festiwalu, albo ktokolwiek znajomy (lub nieznajomy), to zapraszam do kontaktu. :)