poniedziałek, 30 października 2017

Kącik biegowego melomana: Oasis - (What’s the Story) Morning Glory?

Tak jak wspomniałem, będzie trochę więcej kącika teraz. Nic się nie zmienia, muzyka jest dalej moją największą motywacją do biegania a pisanie o niej po prostu sprawia mi przyjemność.

Najczęściej wybieram płyty, które dobrze znam, które lubię, zupełnie jak w Rejsie :) I o nich bardzo łatwo się pisze, każda z nich kojarzy mi się z jakimś fragmentem mojego życia, który mogę tutaj przywołać.

Ale są też takie pozycje, które słucham na zasadzie "ludziom się podoba, dowiedzmy się więc do cholery dlaczego". W swojej muzycznej edukacji całkowicie ominąłem grunge i britpop, czyli dwa główne nurty, którymi przesiąkał świat w trakcie mojego liceum i studiów. Jest kilka zespołów-fenomenów, których t.o.t.a.l.n.i.e nie rozumiem i od czasu do czasu sprawdzam czy coś się nie zmieniło. Jednym z nich jest Oasis.


"Oasis to największy zespół świata" - powiedział kiedyś jeden z braci Gallagherów. Być może była to tylko prowokacja, która miała nawiązać do słów Lennona, że "The Beatles są teraz popularniejsi od Boga". Ale jeżeli świat się zachwyca, sypią się ekstatyczne recenzje, a sam Tony Blair powiedział publicznie, że codziennie przed pracą słucha Definitely Maybe...  to może po 22 latach od wydania (What’s the Story) Morning Glory? warto wreszcie tej płyty posłuchać!?

niedziela, 29 października 2017

"Cały czas tutaj stałeś tato?"


Mam wrażenie, że takie wiatry jak te zapowiadane na ten weekend to my mamy cały czas. Jest końcówka października, mieszkamy nad morzem, to czego innego można się spodziewać niż wiatru z deszczem? Ale trzeba przyznać, że od kiedy wiatrom w Polsce zaczęto nadawać imiona to brzmią trochę groźniej. Na przykład ten co niby teraz jest nazywa się Grzegorz. Zamykam oczy i w wyobraźni widzę Grześka, z którym byliśmy na Łemko jak stoi z flagą "Pruszcz Biega" i jest groźny. Aż strach wyjść pobiegać.

Umówiliśmy się z Dominikiem na rano. Głownie po to aby tradycyjnie trochę ponarzekać :) Przy okazji chcieliśmy też trochę pobiegać. Pomysłów było kilka. Nad morze aby zobaczyć duże fale? Za słabo wiało aby spodziewać się czegoś zapierającego dech w piersiach, poza tym to 24 km, zajęło by nam z 4 godziny :) Może w stronę Straszyna, albo tradycyjny Otomin? Postanowiliśmy ustalić to kiedy się już spotkamy.

sobota, 28 października 2017

Kącik biegowego melomana: Genesis - Foxtrot


Pamiętacie jaki był Wasz pierwszy adres emailowy? Ja doskonale pamiętam ten moment kiedy był zakładany. Na pierwszych zajęciach z informatyki na Politechnice Gdańskiej w 1995 roku profesor prowadzący ćwiczenia oznajmił, że na początku pozakłada nam adresy emailowe. I każdy z nas miał wybrać swój login.

- Login? Czyli co to ma być? - zapytał ktoś z grupy
- No jakieś słowo, bez polskich znaków, z którym się identyfikujecie... Na przykład coś co bardzo lubicie! - odparł prowadzący ćwiczenia

Nikt nie powiedział nam, że najlepiej aby login był kombinacją np. pierwszej litery imienia i nazwiska, albo jakkolwiek inną podobną konstrukcją, która będzie nas mogła potem identyfikować w cyfrowym świcie. Miało to być coś... co po prostu lubimy.


Parkrun Gdańsk-Południe #65 - Halloween 2017


Na wstępie kilka zdań wyjaśnienia, dlaczego kilka tygodni temu zniknęły moje parkrunowe relacje. Stało się dlatego, że w pewnym sensie stały się one trochę dla mnie niezręczne bo... bo zostałem podstępem wciągnięty na listę oficjalnych parkrunowych koordynatorów :) Już wcześniej raz zdarzyło mi się założyć niebieską (wtedy jeszcze żółtą) kamizelkę dyrektora i z megafonem obwieścić start wyścigu, ale wtedy to było wyłącznie jednorazowe zastępstwo. Teraz jest trochę bardziej na stałe. Dostałem tajne kody do zaplecza parkrunowego cmsa i poza mierzeniem czasu i skanowaniem tokenów mogę także publikować wyniki na stronie :) I jeszcze jedno - mam też dostęp do admina fanpage, więc jak ktoś pisze "do parkruna gdańsk-połdunie" to może się zdarzyć, że ja odpiszę :) Miłosne listy do Tobiasza czy Pawła trzeba teraz pisać na priva :)

Grupa parkrunowych koordynatorów powiększyła się nie tylko o mnie. Do Tobiasza i Pawła dołączyli także Kamil i Leszek. Wszyscy razem, także z powiększającym się gronem wolontariuszy, dbamy, aby było fajnie i idea się rozwijała. I żeby nie trzeba było odwoływać biegów :)

Ale w kontekście moich cotygodniowych wpisów powstał pewien problem. No bo jak mam skrytykować organizację, do której jedną nogą wszedłem? Teraz już zawsze musi mi się wszystko na 100% podobać, heh :)

* * *

Skoro już mamy ustalone, że parkrun jest w porządku, to zadajmy pytanie czym się wyróżnił dzisiejszy?

czwartek, 26 października 2017

Foxtrot


Moja przerwa w bieganiu ostatecznie nie trwała aż tak długo. Dużo bardziej dramatycznie wyglądało to z perspektywy dwóch ostatnich wpisów na blogu niż było w rzeczywistości. Ja tylko napisałem, że bieganie mnie zawiodło (bo zawiodło!) i nie będę zapisywał się na oficjalne biegi bo one mnie stresują kiedy biegnę na końcu stawki. Joszczi się śmiał ze mnie, że dramatyzuję jak baba a Dominik dodał, że w kolejnym odcinku telenoweli znajdę w bagażniku rolki. Może tak właśnie było, nie przeczę, mam świadomość małego focha, którego strzeliłem, ale cała ta sytuacja uświadomiła mi, że drogą, którą idę to po prostu wypadkowa mikroczynników, które ją determinują.

sobota, 21 października 2017

W sumie to smutna sprawa pojechać na wycieczkę bez butów

Sięgam pamięcią wstecz i właśnie uświadomiłem sobie, że po raz pierwszy od 5 lat pojechałem na wycieczkę bez butów. Nie chodzi o to, że zapomniałem. Każdy biegacz doskonale wie, że nie ma czegoś takiego jak "zapomnieć butów na wyjazd". Ten, który kiedykolwiek po prostu zapomniał jest zwyczajnym oszustem, a nie biegaczem. Można zapomnieć zabrać dowodu osobistego na własny ślub, ale nie można ot tak po prostu nie wrzucić butów do biegania do walizki/bagażnika. Tak więc nie zapomniałem swoich butów. Wychodząc z domu omiotłem wzrokiem moje zielone Salomony leżące w łemkowskim błocie na balkonie. Zwolniłem lekko przy szafce z butami i unosząc kącik ust delikatnie do góry przeszedłem slalomem między Ecco Biomami i minimalistycznymi Kalenji. Wsiadłem do samochodu, zajrzałem jeszcze raz do bagażnika i upewniwszy się, że na pewno nie ma w nim moich zastępczych Asicsów, przekręciłem kluczyk i pojechałem przed siebie.



Przeżywam to rozstanie jak nastolatka. Pieszczę się nad sobą jak panna, która zrywa z chłopakiem, którego kocha wmawiając mu jakieś banialuki w stylu: "byłeś dla mnie za dobry, więc nie mogę z tobą być dłużej, nie zasługujesz na mnie, znajdź sobie lepszą".

Taka właśnie jest moja relacja z bieganiem. It's complicated.

wtorek, 17 października 2017

Łemkowyna Ultra Trail 70 - Fin de siècle

Ten wpis ułożył się mojej głowie gdzieś tak w połowie drogi między Puławami Górnymi a Przybyszowem. Mniej więcej wtedy uświadomiłem sobie, że nie zdążę na 17:15 na przedostatni punkt zlokalizowany 13 km przed metą. Szkoda, bo przez więcej niż połowę trasy naprawdę wierzyłem, że łącząc ze sobą marsz i trucht dam radę zmieścić się w limicie i dotrzeć przed 20-stą na metę w Komańczy. To miała być fajna klamra. Trzy lata temu właśnie tutaj debiutowałem w biegu górskim. I tutaj chciałem (przynajmniej na jakiś czas) zakończyć moje "bieganie" w oficjalnych imprezach. Gdyby stało się tak, jak sobie to wizualizowałem, czyli wbiegając na metę o 19:59 na minutę przed końcem czasu - byłbym spełniony... I przez większość biegu na to się zanosiło, w Iwoniczu miałem 45 minut zapasu do limitu. W Puławach zapas spadł do pół godziny. Miał wystarczyć do mety, ale na podejściu na Skibce, które i w 2014 i w 2015 zapamiętałem jako stosunkowo łatwe po prostu mnie zatrzymało i ostatnie 10 minut zapasu, które miałem wyliczone w głowie oddaliło się jak plecy Maćka Więcka biegnącego ŁUT150, który właśnie mnie wyprzedził.

czwartek, 5 października 2017

Bieg Taty Świnki Peppy

Tematy biegowe w szeroko pojmowanej "kulturze" to zawsze coś, na co z większą atencją zwracam uwagę. Czasami docierają z miejsc, które ciężko byłoby o to nawet podejrzewać.

Od ponad dekady mój mózg jest ze wszystkich stron atakowany bajkami dla dzieci. Nauczyłem się funkcjonować w takim świecie, wyłączać na niepotrzebne dźwięki i skupiać na swoich rzeczach. Nawet jeżeli atakuje mnie z jednej strony walkthrough przez świat Mincraft, z drugiej My Little Pony a z trzeciej Świna Peppa... aż tu NAGLE...

Odrywam oczy od komputera i odwracam się w stronę telewizora. Oglądam przez chwilę i nie wierzę. Leci odcinek przygód Świnki Peppy i dotyczy on biegów długodystansowych! Odcinki są krótkie, ledwie 5 minut. Zabieram pilota mojemu synowi i przewijam do początku. Oglądam raz jeszcze z pełnym zaciekawieniem... No nie wierzę! W tym odcinku musiał maczać palce, ktoś, kto doskonale zna temat biegów długodystansowych i kilka fajnych smaczków przemycił.

Historia zaczyna się burzą. Po gwałtownej ulewie dach przedszkola zaczął przeciekać i rada rodziców zdecydowała się zorganizować bieg fundowany.




- Tato Świnko jak daleko dobiegniesz?
- Cooo? Mogę biec dokąd sobie Pani życzy!

poniedziałek, 2 października 2017

"Dwa błąkające się łosie" czyli relacja z Maratonu Puszczy Bydgoskiej


Ta jesień miała wyglądać zupełnie inaczej. Miałem być szczupły i w pełni formy :) Marzenia pozostały tylko marzeniami, ale nie oznacza to przecież, że mam odpuszczać sobie drobnych perwersyjnych przyjemności. Jedną z nich był wczorajszy start w Maratonie Puszczy Bydgoskiej. Na ten bieg zapisałem się bardzo dawno temu, a zrobiłem to z kilku prostych powodów:
  • szukałem startu na 2 tygodnie przed Łemkowyną jako ostatnie większe przetarcie,
  • ten bieg był blisko - 170 km ode mnie, nie trzeba było jechać poprzedniego dnia i szukać noclegów, tylko wystarczyło wstać o 5 rano i w 2 godziny dotrzeć na start prostą i pustą  A1
  • opłata była bardzo rozsądna, jeżeli się nie mylę to 50 zł w pierwszym terminie (Dominik płacił)
  • do wyboru były trzy trasy: 21, 42 i 60 km - decyzję, którą się biegnie można było podjąć na trasie, bo opłata była taka sama dla każdej z nich
  • bieg był w 99% po lasach, po terenach Puszczy Bydgoskiej.

Kiedy w sobotę rano, gdzieś między 5:30 a 6:00 rano sunąłem razem z Dominikiem A1 na południe i podziwialiśmy wschód słońca nad Tczewem zapytałem się:

- Dominik, Ty jesteś z Bydgoszczy, powiedz mi, czy ta trasa jest łatwa czy trudna?
- No co Ty! Łatwizna, tylko jeden pagórek - odpowiedział.

Kilka godzin później miałem okazję przekonać się jak bardzo kłamał...