wtorek, 14 lutego 2017

"Kukuczka"

Leży u mnie na półce kilkanaście zaczętych książek. Większość na temat biegania. Zaczynam praktycznie każdą książkę, która zjawia się u mnie w domu a potem czytam kilka na raz, czasami kilka dni, czasami kilka miesięcy, a niektóre latami. Ale są też takie, które wchodzą w całości maksymalnie w dwa dni. Pozycją z gatunku tych ostatnich jest biografia Kukuczki.



Przed Świętami przebąkiwałem w domu, że w sumie bym przeczytał i jak [żona] będzie coś zamawiała z księgarni to ja się dorzucam na "Kukuczkę". Święta" minęły, ale niespodziewanie nadeszły moje urodziny i stałem się posiadaczem książkowego prezentu.

Pamiętacie co robiliście kiedy dowiedzieliście się, że Kukuczka nie żyje? Ja pamiętam. Jechałem wtedy pociągiem z drużyną harcerską na rajd po Beskidzie Sądeckim. Nocowaliśmy w piwnicach jakiejś szkoły w Nowym Sączu. To był mój drugi raz w górach. Siódma klasa podstawówki. Ponieważ trenowałem już wtedy średnie dystanse (1 km w 2:58, życiówka do końca życia ustanowiona zanim skończyłem 14 lat :)) chodzenie po górach nie stanowiło dla mnie problemu. Czasami wbiegaliśmy, ścigaliśmy się na szczyt a potem godzinę albo dłużej czekaliśmy np. na Jaworzynie na druha, który zabezpieczał tyły i wlókł się żółwim tempem z harcerkami, w których się głęboko podkochiwaliśmy. No i któregoś z tych dni, poranków kiedy jechaliśmy w miejsce startu druh uniósł oczy z nad kupionej rano gazety i powiedział: "Jerzy Kukuczka nie żyje".

Kto pamięta takie pismo jak Świat Młodych? W drugiej połowie lat 80-tych znaczyło mniej więcej tyle co cały internet dzisiaj. To z tej gazety można było nauczyć się karate (seria artykułów o chwytach karate, które wycinało i kolekcjonowało się z pietyzmem), wyciąć marnej jakości kolorowy obrazek z zespołem Europe, albo... przez 14 tygodni zbierać serię artykułów o każdym z 14-stu 8-miotysieczników. Jedno kolorowe zdjęcie i encyklopedyczny opis. Po zgromadzeniu wszystkich i wycięciu otrzymywało się książeczkę. Taka książeczka to był skarb każdego młodego człowieka. Leży do dziś na dnie piwnicy moich rodziców.

Kukuczka był narodowym herosem. Kibicowałem mu w wyścigu o Koronę Himalajów. Wydawało mi się, że musi wygrać, bo jest Polakiem, a być Polakiem to coś więcej niż jakimś cwaniaczkowatym Włochem. Przeglądałem wycinki ze Świata Młodych, na niewyraźnych zdjęciach zastanawiałem się jaką drogą na każdą z tych gór wchodził Jurek Kukuczka. Inspirowały mnie orientalnie brzmiące nazwy: Lhotse, Annapurna, Gasherbrum, Shisha Pangma... Znałem wysokość każdej z nich, potrafiłem nazwać i ułożyć w kolejności, poznać po obrazku...

Dzisiaj czytając opowieść o 14-stu wyprawach Jerzego Kukuczki wydaje mi się, że towarzyszyłem mu na każdej z nich. Jakbym czytał książkę o fragmencie siebie, fragmencie swojej dawnej fascynacji. Opowieść o tej 15-stej jest najtrudniejsza...

Książkę Dariusza Kortko i Marcina Pietraszewskiego czyta tak jak własne wspomnienia. Nie jest to hagiografia, czego trochę się bałem, to po prostu świetnie napisany dokument tamtych czasów, umiejętnie odwołujący się sytuacji politycznej i społecznej w Polsce i na świecie.

Na koniec zacytuję fragment, który mnie rozwalił. Opisuje on fragmenty świętowania po zdobyciu korony.

"W hotelu dogrywka. Piją w jednym pokoju. Warecki wyczołguje się pod metalowe łóżka i podrzuca siedzących na nich wspinaczy. Kukuczka płacze ze śmiechu. Doktor Korniszewki moczy ręcznik i kręci z niego marchewę. Kiedy Warecki wczołguje się pod jego łóżko bije na oślep. 

Po północy w Nepalu zaczyna drżeć ziemia. Kukuczka jest pewny, że to Warecki znów rusza łóżkiem. "Lechu, weź mu znów przyłóż!". Dopiero po chwili orientują się, że to trzęsienie ziemi" 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy