wtorek, 30 sierpnia 2016

Kącik biegowego melomana: Matt Berry - Kill the Wolf

Jeszcze 12 godzin temu nie miałem pojęcia kto to jest Matt Berry. Jeżeli wpiszemy w google to imię i nazwisko okaże się, że to śpiewający aktor komediowy... Hmmm prawda, że to nie brzmi dobrze?? Śpiewający aktor co najwyżej kojarzy mi się z Patrickiem Swayze albo Donem Johnsonem. Ale na pewno nie z czymś na czym można na poważnie zawiesić ucho.


No i jadę sobie samochodem i słucham Niedźwiedzkiego w Trójce. I kiedy zatrzymuje się na parkingu jakaś siła nie pozwala mi po prostu wysiąść tylko zaczynam słuchać jakiejś dziwnej wielopłaszczyznowej muzyki. Takiej kompletnie nie dotkniętej pozowaniem na oldschool ani tym bardziej próbującej wpasować się w alternatywny mainstream (wyszedł mi oksymoron :)) Muzyki po prostu bezpretensjonalnej.



Wychwytuję imię i nazwisko, wpisuję w Tidala i okazuje się, że faktycznie jest ktoś taki, że nagrał kilka płyt, a 16 września wychodzi najnowsza, którą utwór Obsessed and So Obscure zapowiada. 

Losowo wybieram płytę Kill the Wolf i zaczynam słuchać. Pierwsze dwa utwory świetne, przerzucam na najdłuższy na płycie, 9-minutowy Solstice. To taka reguła, że zawsze najdłuższy utwór z płyty pokazuje prawdziwą twarz muzyka, to co chce przekazać światu nie będąc ograniczony sugerowaną długością piosenki w radio. Solsitce  ma w sobie coś z magii wielkich  utworów rocka progresywnego, choć to po prostu długa ballada zamknięta klamrą z mocnym instrumentalnym środkiem i gitarowym solo. 

Wysiadam z samochodu i już nie mogę się doczekać wieczora. 

O 19-tej biorę słuchawki i wychodzę na moją klasyczną ścieżkę nabić kilka pustych kilometrów. Mat Berry to tylko komediowy aktor, ale w jego muzyce przebijają się nuty z całego przekroju muzyki, którą kocham: skrzypce wyjęte z Desire - Boba Dylana, trochę atmosfery Year of the Cat - Ala Stewarta, duch Toma McRae w aranżacjach Sufjana Stevensa, chwilami Alan Parsons Project, Archive i nawet odległe tło z atmosfery uchwyconej na Random Access Memories - Daft Punk.

Po powrocie do domu zaczynam przewracać cały internet w poszukiwaniu informacji skąd dokładnie wzięła się jego muzyka, a raczej pomysł, aby grać. Potwierdzenie na to, że mam przed sobą naprawdę nietuzinkowego człowieka znajduję w jednym z jego koncertów - grał jako support dla Steven Wilsona. Tak, tego samo Steven Wilsona z Porcupine Tree - guru art rocka XXI wieku.

Ten przełom lata i jesieni będzie pełen nowych ciekawych płyt. Dopiero co nową płytę wydało New Model Army, niedługo Nick Cave a potem Yello. Teraz dochodzi mi jeszcze jedna ważna data w kalendarzu - 16 września i nowy Matt Berry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy