Jest 100 sposobów aby przebiec parkruna. Można po prostu, zwyczajnie ścigać się o miejsce i jak najlepszy czas. Można przebiec treningowo albo spotkać się ze znajomymi i uciąć sobie poranną pogawędkę. Można potraktować ten bieg jak wodę z kiszonych ogórków po piątkowym wieczorze (jak ja tydzień temu). Można wziąć ze sobą wózek, dzieciaka i przebiec go na dwóch nogach i trzech kółkach. Albo ze starszą córką... częściowo za rękę, częściowo marszobiegiem - ale przede wszystkim po to aby sprawdzić swoje umiejętności jako coach :D
Zasada pierwsza jest jednak taka, aby nie zmuszać nikogo do parkruna siłą :)
Dzień rozpocząłem od nienachalnych pytań:
- Dominik, biegniesz parkruna?
- Nie mogę :( mam 11 rocznicę ślubu!
- Joszczi, biegniesz parkruna?
- Znów za późno się obudziłem.... za tydzień obudzę się za wcześnie i też nie będę mógł.
Zaszedłem do pokoju dzieci i zadałem formalne pytanie:
- Kreska, biegniesz ze mną parkruna, czy śpisz dalej?
- ŚPIĘ!
I kiedy już miałem samotnie wychodzić nad bajorko, z pokoju wyszła moja córka mówiąc:
- Dobrze tato, pobiegnę z tobą parkruna...
- A ja pokibicuje Wam przed telewizorem - dodała zaspanym głosem druga :)
Tak mogę biegać częściej niż co tydzień :) 1,5 kółka do dużym bajorku, łącznik, małe bajorko, łącznik i pół pętli po dużym prosto do mety. Reszta rodziny kilkanaście minut po nas przyszła pokibicować. Na mecie, na żywo, a nie przed telewizorem :)
Jeżeli dobrze obliczyłem dziś było 116 osób. Jak na 4-tą edycję w tej lokalizacji to chyba całkiem nieźle. Szkoda tylko, że szczypiorniści przegrali z Danią :(
Brawo Kreska! Pozdrowienia od Mikołaja (ten z 1L)
OdpowiedzUsuń