środa, 29 stycznia 2025

Running with David Bowie - "Pin Ups" & "Diamond Dogs"

  •  1973 Pin Ups

Ten album mnie wymęczył. O ile Aladdin Sane okazał się naprawdę fajnie spędzonym czasem, to zbiór coverów z lat 60-tych nagranych w klasycznym dla tamtych czasów stylu Bowiego (czyli rock, glam-rock, elementy proto-punka) był dla mnie męczarnią. Bardzo rzadko tego typu albumy się "udają". I zazwyczaj powstają wtedy, kiedy albo artyście kończy się kontrakt z wytwórnią i swój nowy autorski koncept chce nagrać już na innych (finansowych) warunkach, albo po prostu wytwórnia wymusza nagranie płyty "przed Świętami". Tak było w przypadku Bowiego. Miał nagrać przed Świętami, więc zebrał chłopaków, trochę się przy tym pokłócił nagrał album z kawałkami The Who, The Kinks czy nawet Floydowskim "See Emily Play" i rozwiązał Spiders from Mars. 

 

  • 1974 Diamond Dogs

Z zamierzchłych czasów, kiedy byłem wielkim fanem Davida Bowie, wyciągam strzępy pamięci, że naprawdę bardzo lubiłem Diamond Dogs. Cieszyłem się więc, że nawet ruszając na trasę, która mnie psychicznie męczy (Azaliowa --> kierunek Zbiornik Jasień --> Azaliowa) będę miał ze sobą taką fajną płytę, dodatkowo, która trwa ledwie 38 minut, więc przy moim aktualnym tempie nie dobiegnę nawet do Orlenu kiedy będę mógł legalnie zawrócić. 

Nie lubię nie tyle tej trasy, ale nieuchronności i konieczności, które wiążą się z tym, że mam godzinę wolnego pod basenem. Czasem spędzam ją czekając na swojego dziedzica po prostu w samochodzie i grając w szachy, oglądając olxa i przewijając rolki. Ale ten imperatyw biegania mnie przydusza i kiepsko ogląda się rolki z wyrzutami sumienia. Dlatego nie lubię tej trasy, bo to ona nade mną panuje a nie ja nad nią. Poza tym trzeba przebiec przez most nad obwodnicą i potem przy całym Auchan. To jest strasznie przytłaczające, postpunkowe, bladerunnerowe. Biegnę tam jak postać z jakieś gry, ale takiej gry w stylu Duke Nukem czy Doom II. 

Diamond Dogs ma w sobie strzępy, a może nawet całe połacie muzycznej opowieści na temat roku 1984. Bowie miał zrealizować rock-operę ninety-eighty-four ale nic z tego nie wyszło. Za to dostaliśmy Diamond Dogs - ostatnią glam rockową płytę Dawida Bowie. Utworu tytułowego nie lubię... typowa łupanka. Ale dalej mamy mini suitę Sweet Thing - Candidate. I tutaj dzieje się się sporo w klimacie... Roxy Music. Ja wiem, że i Bowie i Roxy Music inspirowali się tym samym w tym samym czasie, ale są tutaj takie fragmenty, że gdyby włożyć je na For Your Pleasure wydaną rok wcześniej to też by się tam odnalazły! 

Dalej mamy Rebel Rebel - no nie lubię takiego Bowiego, takiego prostego, rockowego, ale potem zaczyna się znów dziać coś innego, trochę soulu w Rock'n'Roll with Me i jeszcze więcej w 1984. Ten kawałek mu się naprawdę udał, jest musicalowy i ma taki power, że aż chce się zaśpiewać "this is the age of Aquarius" z Hair :) Następny - Big Brother - również trzyma klimat Hair.

Fajna płyta, ale jak jej słuchałem 20 lat temu jakoś bardziej mi się podobała. 

Na szczęście trzęsienie ziemi było tuż za rogiem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy