czwartek, 30 kwietnia 2020

Bardzo przejmuję się swoją wagą.

Bardzo przejmuję się swoją wagą. Nawet bardziej niż formą. U mnie waga i forma jest funkcją odwrotnie proporcjonalną. Im mniejsza waga tym większa forma. To niby oczywiste - do pewnego momentu. Znam ludzi, którzy biegają wolniej gdy są zbyt chudzi i muszą celowo nabierać trochę masy aby zyskać szybkość. Trochę im zazdroszczę... Ale u mnie jest to wciąż zależność liniowa - nie dochodzę do żadnych wypłaszczeń tego wykresu.


Praca z domu, dzieciaki w domu, trzeba robić dwa obiady każdego dnia. Ten pierwszy - tak zwane drugie śniadanie częściej staje się obiadem, bo w szkole/przedszkolu jadły obiad, więc trzeba to jakoś zastąpić. A potem mijają 4 godziny i robi się drugi obiad.

Ja nie mam silnej woli. Bardzo łatwo ulegam pokusom i to przymusowe pozostanie w domu, totalna zmiana harmonogramu dnia zburzyło moje pieczołowicie układane nawyki. Muszę nauczyć się ich od nowa.

Jeszcze lutym moja waga wahała się w granicach 82-84 kg. Zdarzało mi się po weekendzie wskoczyć na 86 ale we wtorek-środę już było 83. Większe zaburzenia łączyły się z wakacyjnymi wyjazdami. Potrafiłem wrócić z tygodniowej wycieczki z 88 kg na liczniku, ale wystarczały 2 tygodnie aby znów wrócić do 82-84 kg. I tak było przez ostatnie 1,5 roku. Zacząłem nawet sobie wyobrażać, że tak już zostanie na zawsze, nawet jak przerzucę większość moich żywieniowo-ruchowych zachowań ze sfery kontrolowanej świadomości do niekontrolowanej podświadomości to i tak balans wagi się nie zmieni.

Jest koniec kwietnia a moja waga waha się między 88-89,9 kg (co za koszmarne uczucie zabalansować na krawędzi, której miałem już nigdy w życiu nie dotykać). Chciałbym wierzyć, że na taki skok wpłynęły dwa czynniki, z których jeden właśnie eliminuję:
  1. WFHWK (Work From Home With Kids) - tego nie zmienię, a nawet jak szkoła wróci to zaraz wakacje :/
  2. Niebieganie - to właśnie zmieniam.

Piszę ten wpis aby był znacznikiem na mapie. Piszę też dlatego, bo naprawdę przejmuję się swoją wagą. To dzięki zrzuceniu tych zbędnych kilogramów mój trening wzbogacił się o wisienki na torcie. Tort to oczywiście sama przyjemność z treningu, ale każdy z nas ma w sobie dziecko, które patrząc jak ciocia kroi ciasto chce dostać właśnie tę porcję z ekstra wisienką. W przypadku biegania - tymi wisienkami jest walka w czubie na trasach lokalnych biegów. Nie ma co ukrywać - sprawiała mi mnóstwo przyjemności.

Słowa przelane na papier mają większą moc niż te nigdy nie wypowiedziane. Muszę się ogarnąć i zaatakować mój ciągle nieosiągnięty cel - zejść poniżej "80". Nawet domena 79kg.pl jest wolna :)

A wtedy będę się podpisywał Adam 2h59... wróć! Tomasz 79kg.pl Kaszkur.

1 komentarz:

Podobne wpisy