In the shuffling madess
of the locomotive breath,
runs the all-time loser,
headlong to his death
of the locomotive breath,
runs the all-time loser,
headlong to his death
Kiedyś, dawno temu, wyobrażałem sobie, że mój blog to będą takie krótkie teksty, nie angażujące zbytnio - ani mnie do napisania, ani potencjalnego czytającego do przeczytania. Zawsze lubiłem pisać, dlatego poszedłem na Politechnikę hehe :) Pisanie jest wentylem. Uzewnętrznieniem kilku być może mało istotnych myśli. Zostawieniem śladu na własnej linii czasu.
Miałem taki pomysł, aby głównym motywem tego bloga była muzyka. Chciałem pokazywać okładki płyt, przy których biegam i do nich tworzyć swoje codzienne historie. Tak powstał kącik biegowego melomana, w którym staram się aby muzyki było jak najmniej a znacznie więcej koincydencji, które tworzy ona w moich uszach na biegowych ścieżkach.
Nigdy wcześniej nie było lepszych warunków do samotnego biegania ze słuchawkami na uszach po jak najmniej uczęszczanych ścieżkach. Chodniki są szerokie, można bez problemu mijać się w bezpiecznym odstępie. Nie trzeba się też ścigać z żadnym planem treningowym, nie trzeba robić interwałów, nie trzeba nabijać kilometraży...
Nie chcę mówić nic mądrego... Może nic mądrego po prostu nie mam do powiedzenia. Dwa dni temu zostawiłem samochód w serwisie, rutynowy "duży przegląd", o który mój komputerek upominał się już od kilku tygodni. Do domu wróciłem biegiem. Mogłem odebrać auto tego samego dnia, ale ... jakoś nie było mi potrzebne :) Pobiegłem po nie dziś rano. 7 km w tempie 4:20 min/km. Na uszach Jethro Tull - Aqualung. 19 marca 1971 rok. Ta płyta ma dziś równo 49 lat. Siedem do kwadratu! I tak biegłem i myślałem, że jest wciąż tak wiele płyt do opisania w kąciku, że mógłbym pisać tylko o muzyce. Każdego dnia, po każdym treningu.
7 kilometrów to nowe 5 km :)
I kiedy już byłem tuż przy serwisie i nawet wyłączyłem endomondo i miałem odebrać wóz... spojrzałem w bok kątem oka na Zbiornik Srebrniki. Hmmm... zbiornik... tutaj jeszcze nie biegałem. Włączyłem endo ponownie i pobiegłem 5 kółek dookoła.
Nie wiem czy wiecie, ale to jest jedyny zbiornik jaki znam, na którego trasie są drzwiczki z klamką! Trzeba je sobie co kółko otwierać. Łokciem oczywiście! :)
A w uszach brzmiała płyta Crest of a Knave... Również Jethro Tull. Rok 1987.
Pozwólcie, że na koniec zapytam się o coś po raz pierwszy w życiu: "A jak u Was? Ile kilometrów zrobiliście?"
:)
pytanie od czapy - byłem wczoraj nad waszymi zbiornikami wieczorem, czy macie lampy z czujnikiem ruchu, bo miałem wrażenie, że robiły się jaśniejsze jak się koło nich przebiegało?
OdpowiedzUsuńWyobraźnia płata Ci figle. Jeszcze kilka dni i będziesz widział dziki udające się do wodopoju...
UsuńPS. Tak, mają czujnik ruchu :)
No ja na spokojnie (jak zwykle) ale jest nowe otwarcie dzięki nowej sytuacji. Zacząłem biegać razem z córkami :)
OdpowiedzUsuńBartek