Zdjęcie ukradzione od Staszka Skwiota, ale to jedyne na którym jestem - w tle kończę składać flagę ziajki :) |
Dwa tygodnie temu relację z parkruna napisał Adam Baranowski, tydzień temu ... chyba nikt, tym razem znów wypadło na mnie.
Ja w przeciwieństwie do Adama naszego parkruna chcę pobiec zawsze. I musi się coś wydarzyć abym nie pobiegł, tak samo jak musi się coś wydarzyć aby Adam pobiegł. Dziś nie wydarzyło się na szczęście nic.
Sprzęt miałem ja i od halloweenowego wieczoru, kiedy odbierałem sprzęt od Kamila miałem w głowie trzy słowa: "tokeny są nieposortowane".
No spoko, nie chce mi się iść do bagażnika, rano można posortować... Nastał sobotni ranek. Hmmm no ale po co je sortować w domu, można przecież zrobić to w samochodzie tuż przed biegiem... Oooo! Już 8:30!
Podjechałem pod szlaban, zrzuciłem flagi i plecaki Tobiaszowi i Pawłowi i wróciłem do auta sortować tokeny. 99... 98.... 97... 96.... ... .... .... 51... 50... 49 .... ... .... 03... 02... 01... - patrzę na zegarek: 8:48. Uff udało się.
I NAGLE: wszystkie tokeny od 50 do 01 wysypały mi się z plastikowego rzemyka, cześć spadła na fotel, a część między fotel a tunel w samochodzie.... ku******!!!!
Rozpocząłem żmudne wygrzebywanie tokenów na czas. Nie będę wspominał co przy okazji znalazłem, ale o 8:55 udało mi się dostarczyć 50 posortowanych tokenów i 50 trzymanych luzem w garści.
Rozgrzewka? Zapomnij... Przygotowanie mentalne przed biegiem? Zero szans! Na starcie stałem bokiem na krawężniku, mówiłem coś do Tomka Bagrowskiego, który dziś postanowił nas odwiedzić, ale Tomek albo kompletnie mnie ignorował :) albo był tak skupiony na projektowaniu kolejnego zwycięstwa, że nie słyszał ani słowa.
Start był dziś zaskakujący chyba nie tylko na mnie. Paweł to uwielbia. Można powiedzieć, że zaskakujące starty to jego styl. Gada coś tam w stylu stewardessy przed startem, o tych pasach i wyjściach awaryjnych i nagle wplata w jedno ze zwykłych, niczym nie wyróżniających się zdań słowo start. Część ludzi się rozgląda dookoła, część rozpoczyna biec, a Paweł... Pawłowi lekko drga kącik ust. Znów udało się nas nabrać :)
* * *
Bach, bach, bach.... 3:50, pierwszy kilometr. Drugi podobnie. Trzeci wolniej, bo na trzecim zawsze się traci, ale ciągle poniżej 4:00 min/km. Zrzucam bluzę i biegnę w żonobijce na lewą stronę. Bagrowski i ktoś jeszcze wyrwali na 17 minut. Nie widzę ich już po kilku pierwszych łukach. Widzę za to 100 miles of Istria. Biegniemy 20 metrów od siebie i patrząc na tę koszulkę myślami jestem w gdzieś tam na wakacjach w Rovinju. I tak przez 10 minut. Nogi całkiem spokojnie, choć wczoraj zrobiłem sobie 10 km w narastającym tempie. O dziwo to płuca są dziś słabszym ogniwem. Oddycham głośno i szybko. Nie staram się biec na rekord, nie dokręcam śruby aż pod granicę zerwania gwintu. Ale poza tym jednym lekko wolniejszym km (tym z górką) tempo cały czas trzymam 3:50 min/km.
Czy można zgubić się na parkrunie? No można :)
100 miles of Istria po kółku na małym bajorku zaczyna robić drugie. Hehehehe.
- Eeeeeeeee! Skręeeeecaj! W praaaaaawo! Skręeeeeeecaaaaaj w praaaaawo!
Drę mordę i jednocześnie wypadam z wewnętrznej hipnozy. O mamo! Ale wydarzenie! Uratowałem zawodnika przed zbłądzeniem na parkrunie! Jestem bohaterem!! I tak się cieszę sam do siebie, że zapominam, że z górki trzeba przyspieszyć. Ucieka mi 100 miles of Istria i ucieka mi jeszcze zawodnik, który cały czas biegł tuż za albo przede mną. Ta dwójka jest nagle 50 metrów z przodu, odjechali zupełnie jak grupa Jeremicza na punkcie żywieniowym na 20 km w Poznaniu.
Patrzę na zegarek i okazuje się, że lecę dalej 3:50 min/km. Do mety nie dzieje się już tylko tyle co w Krakowie według Turnaua. Nie dzieje się kompletnie nic. Wpadam 5-ty, z czasem 19:21, 3 sekundy za 100 miles of Istria.
Płuca przewentylowane. Nogi na luzie. Można by było któregoś dnia zaatakować życiówkę.
I na koniec tradycyjna statystyka:
- Dziś miał miejsce bieg nr #173 w lokalizacji Gdańsk-Południe
- Na mecie zameldowało się 90-ciu biegaczy (będąc w modzie muszę napisać biegaczek i biegaczy)
- Wygrała Radość Biegania, czyli Tomek Bagrowski. Na koniec roku zrobię statystykę, które imię najczęściej wygrywało naszego parkruna, ale chyba sprawa jest tutaj jasna :)
- Padło 15 życiówek! Pogoda była naprawdę dobra na szybkie bieganie. 9 stopni, brak słońca i nie wiało za bardzo.
- Powitaliśmy w naszej sekcie dwóch absolutnych parkrunowych debiutantów: Karolina i Sebastian - zapraszamy za tydzień i generalnie zawsze.
- Tomek Czajkowski zaliczył dziś okrągłą 50-tkę - gratuluję!
- Dorota Grzegorczyk biegła dziś po raz 150-ty, za koszulek nie dają, ale też fajnie!
A za tydzień zapraszamy na zupę dyniową!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz