sobota, 30 września 2023

parkrun Gdańsk Południe #316 - Powolny, ale progres

Kilka miesięcy temu przeszedłem się rano w sobotę z moją mamą po rynku w Pruszczu i nabyłem kawał istotnej wiedzy na temat jego funkcjonowania. Mianowicie wiem już, kto jest zwykłym handlarzem, a kto przywozi swoje warzywa/owoce/sery/chleby. I dzięki temu poranne sobotnie zakupy są znacznie bardziej świadome. Ale aby zdążyć na parkruna, na rynku trzeba być o 7 rano. Nie jest to żadnym problemem, bo w pewnym wieku (czyt. moim wieku) człowiek cokolwiek by nie zrobił to i tak budzi się 5:30 :)

Tak więc wyjście na parkruna, który zaczyna się o 9:00 jest jak spacer w połowie dnia. No ale sam bieg już spacerem staram się aby nie był. Taka jest moja prywatna idea parkruna. A od kiedy przestałem jakkolwiek mierzyć swoje treningi taki parkrun to jedyny w tygodniu pomiar mojej formy. 

 

Na starcie ustawiam się z tyłu zgodnie z dobrą praktyką nieprzeszkadzania innym kiedy biegnie się z psem lub wózkiem (wyjątkiem w tym temacie jest oczywiście Tomek Bagiński, który aby nie przeszkadzać innym biegnąc z wózkiem musiał ustawiać się w pierwszej linii). Mój Gustaw mocno ciągnie na pierwszych metrach, bo wszyscy biegną - chce i on - ale swoją pełną prędkością. A może widzi uciekającego Ksawerego i włącza mu się pies pasterski i chce trzymać stado razem? 

Po połowie kółka wszystko się uspokaja. Stawka jest rozciągnięta. Można biec tak jak ciało i głowa pozwala. Mój cel na dzisiejszy bieg to biec bez przejścia do marszu tak długo jak się da. Ja naprawdę zaczynam wszystko absolutnie od początku i mam problem z utrzymaniem biegu bez marszu, nawet w najwolniejszym możliwym tempie, dłużej niż 1km. Ten ja, który 4 lata temu biegał te parkrunowe pętle w tempie poniżej 4 min/km już nie istnieje. Trzeba go zbudować od początku. Natomiast głowa pracuje dokładnie tak samo. To czy biegłem kiedyś 4 min/km czy dziś w granicach 7 min/km tak samo człowiek walczy z chęcią do przejścia do marszu, tak samo odlicza odległość, prowadzi te same gierki w głowie, mówiąc sobie, że już połowa, że już tylko 1 km, że nie ma sensu teraz przechodzić do marszu. 

Do marszu przeszedłem tylko na górce na mały stawek. Można też powiedzieć, że górkę pokonałem stylem doświadczonego ultrasa - który na podejściach zawsze przechodzi do marszu :) Na małym stawku znów zacząłem biec i dotrwałem bez szarpania tempa do samej mety. 

Czas to 32:23, czyli średnie tempo w okolicach 6:30 min/km. Jestem zadowolony, bo jest progres. Metę osiągnąłem minutę szybciej niż dwa tygodnie temu kiedy połowę biegu towarzyszył mi "najprzystojniejszy pacemaker" a ja sam szarpałem: trochę biegu - trochę marszu. Ekstazy i endorfin jeszcze nie było. Ale wyczuwam, że ten punkt przegięcia, kiedy bieganie zacznie więcej dawać niż kosztować już wcale tak daleko nie jest. Nie są to jeszcze dni, ale też nie miesiące. Zobaczymy... na pewno się wtedy tutaj pochwalę. 

Żona dalej ambitnie - nie wymyśla tematów zastępczych tylko dzielnie przychodzi. 

Syn wciąż szybszy niż ja. Dziś niewiele mu brakowało aby po raz drugi złamać 30 minut. 

I najważniejsze: Tyyyyyle jeszcze soboty przed nami, a człowiek już zrobił prawie wszystko co miał zrobić!


czwartek, 28 września 2023

Bieganie jest ciężkie

 

Od kilku tygodni chodzi mi po głowie taka myśl: gdyby nie wspomnienia, że bieganie dawało mi kiedyś mnóstwo przyjemności i dumy z samego siebie, odpuściłbym po kilku treningach. Bieganie jest ciężkie i przez długi czas bardzo niewdzięczne. 

Statystycznie znam więcej ludzi, którzy przestali biegać po kilku treningach mówiąc, że bieganie nie jest dla nich, niż tych, którzy robią to regularnie przez lata. Wydaje mi się, że dopiero teraz ich do końca zrozumiałem.

poniedziałek, 25 września 2023

Kącik biegowego melomana: Cocteau Twins - Treasure


W życiu każdego człowieka, którego młodość przypada na lata 90-te nadszedł kiedyś taki dzień, gdzieś w okolicach przełomu tysiącleci, gdy wszystkie swoje kasty magnetofonowe spakował do pudła i albo wystawił na śmietnik lub schował na strych lub do piwnicy. Ja nie byłem wyjątkiem...

Zbierałem je przez 15 lat, od czasów The Final Countdown - Europe i It's a Sin - Pet Shop Boys. Nagrywałem najpierw listę przebojów Marka Niedźwieckiego, potem całe albumy w "Wieczorach płytowych". Potem dawałem do nagrania w wypożyczalniach płyt CD, kupowałem piraty w sklepach i na straganach. Po zmianie prawa autorskiego kasety stały się kilka razy droższe i zamiast odkładać na kasetę warto było odłożyć 2x więcej i mieć świętego Graala czyli płytę CD. Potem przyszła mptrójka, napster, audiogalaxy, w końcu torrenty i padnora. 

Dobra kaseta, kupiona w Pewexie, potem oddana do nagrania w wypożyczalni płyt CD, była jak skarb. Nie było internetu, więc cały proces poszukiwania muzyki polegał na wyłapywaniu ciekawych audycji w radio, czytaniu prasy muzycznej i radzeniu się starszych znajomych siostry. Tym ostatnim sposobem poznałem bohatera dzisiejszego kącika: grupę Cocteau Twins.

niedziela, 24 września 2023

Sobotni strumień świadomości (inspirowany Baginsem i parkrunem #315)

Wczoraj albo przedwczoraj przeczytałem nowy (nowy od dłuższego czasu) wpis na blogu Tomka Bagińskiego o jego ostatnim biegu na 10 km. Zaczynał się od hollywoodzkiego nawiązania do sceny przedstawiającej autora chcącego coś napisać, ale nie znajdującego odpowiednich słów, w efekcie rzucającego zgniecioną, częściowo zapisaną kartką, w stronę kosza na śmieci...

... ale potem poszło i Tomek opisał resztę swojego treningowo-startowego żywota niczym James Joyce w Ulissesie.  Nigdy nie przeczytałem Ulissesa, nie przeczytałem nawet streszczenia ale mam coraz mniejszy problem z tym, aby przyznać się, że kojarzę tę powieść tylko z nagłówkowym określeniem strumienia świadomości, czyli de facto formuły, która dotyczą zazwyczaj blogów o bieganiu :)

W czwartek kupiłem pierwsze od chyba trzech lat buty do biegania. W tym sensie, że nie takie, że będę w nich chodził, a przy okazji da się pobiec, ale takie, które będę zakładał tylko do biegania. New Balance Rebel v3. Kompletnie wypadłem z obiegu butów biegowych i nie wiem jakie modele są nowościami, jakie mają dobrą reklamę, a które polecają użytkownicy. Przymierzyłem kilka butów różnych marek i zdecydowana większość była dla mnie za ciasna w podbiciu. Wcześniej tego zupełnie nie zauważałem, ale wątpię aby mi się przez 3 lata niebiegania podwyższyło podbicie. To raczej tendencja na integrowanie języka z cholewką u producentów butów. Te zaś są całkowicie wygodne i luźne tam gdzie mają być luźne. Słuchawek nowych nie mam. Wciąż stare przedpandemiczne Koss Porta Pro. 

- Na parkruna nie zakładaj słuchawek! - mówię mojej nastolatce dziś rano o 8:45

- Ale CZEMU!!?!

- Bo tak proszą w regulaminie, bo jak ktoś będzie potrzebował pomocy to wtedy będzie go można usłyszeć, bo to bieg aby się zintegrować, a nie oddzielać słuchawkami, bo nawet ja, mimo że uwielbiam biegać z muzyką, na parkruna słuchawek nie biorę...

- ... 

- OK, weź słuchawki

* * *

To nie będzie raport z końca stawki. To będzie raport z bardzo odległego końca stawki. Od ostatniego parkruna, gdzie po raz 4 z rzędu zrobiłem "życiówkę AD 2023" moja kondycja pewnie trochę wzrosła, ale jednocześnie zacząłem czuć symptomy przeciążenia. Może jestem przewrażliwiony (nadwrażliwy na symptomy kontuzji), ale przez te lata kiedy biegałem regularnie nie miałem ANI JEDNEJ kontuzji. Nie znaczy to, że nic mnie nie bolało, nie miałem żadnego dyskomfortu w biegu - po prostu przy pierwszych objawach natychmiast odpuszczałem, jechałem na siłkę na orbitrek i generalnie  po tygodniu/dwóch rozchodziło się po kościach.

Moje treningi to nie jest oczywiście jakiś szalony wycisk, bo po prostu nie jestem w stanie nic wielkiego zrobić ważąc 120 kg, fizyka mówi F=ma, siła to iloczyn masy i przyspieszenia. Czyli przyspieszenie mizerne, masa duża, a siła jednak niszczy mięśnie i stawy. Sugestia  "zmniejsz intensywność" brzmi jak kpina, ale jednak trzeba tak zrobić. 

Zacząłem dzisiejszego parkruna marszem. Pół kółka szedłem z żoną i córkami prowadząc na smyczy wyrywającego się do przodu Gustawa. Ksawerego nie widziałem nawet sekundę po starcie. Potem podbiegałem trochę do przodu, trochę szedłem, znów podbiegałem i kiedy tylko coś zaczynało dawać mi znać w prawej pachwinie, znów szedłem.  

101 miejsce i czas 36:47 to wynik, na który zasługuję i z którego nawet jestem dumny. Ale najbardziej  cieszy mnie to, że nie doświadczam (albo nie zauważam) żadnych krzywych spojrzeń, które prześladowały mnie w urojeniach. Mam nawet wrażenie, że trochę jestem traktowany jak jajko, abym znów przypadkiem nie zamknął się w swojej wytłaczance XL i nie zamienił się w zbuka. 

Ale skoro już tu jestem, biegam, pisze bloga, skoro znów toczę ten kamień pod górę i chcę to robić to nie po to aby dać się zamknąć w tej wytłaczance. Jest tyyyle płyt do opisania w kąciku biegowego melomana!



sobota, 16 września 2023

Parkrun Gdańsk-Południe # 314 - Raport z końca stawki


To mój czwarty parkrun z rzędu. Jeszcze nie do końca przebiegnięty (w sensie z przerwami na marsz) ale już tych przerw było mniej. Poprawiam się co tydzień średnio o 1-2 minuty.

Pójście na parkrun znów stało się dla mnie łatwe (w sferze psyche). Nie muszę się nad tym szczególnie zastanawiać. Ksawery budzi się przed 8-mą, ja zazwyczaj około 6-tej i ostatnia godzina przed wyjściem nie jest zastanawianiem się "czy mi się chce?" "czy nie będzie wstydu gdy nie przyjdą kijkarze a zamykający stawkę będzie siedział mi na ogonie?" "a może odpuścić?'. Tych tematów nie ma. Zbliża się 8:30 i pod drzwiami stoi Ksawery, stoi pies i siłą rzeczy stoję ja. Dziś stanęła jeszcze Grażyna ("skoro i tak muszę poćwiczyć, to lepiej rano mieć to za sobą!")

poniedziałek, 11 września 2023

3 lata sobotnich okołoparkrunowych poranków


Ostatni rok (rok? dwa?) kiedy parkrun wrócił po covidowej przerwie moje sobotnie poranki wyznaczała taka oto rutyna:

Budziłem się zazwyczaj wcześnie, brałem psa na spacer i starałem się wrócić przed 8:00 aby nie wpaść przypadkiem na pierwszych rozgrzewających się parkrunnerów. Potem przygotowywałem ciasto na naleśniki lub jakieś inne śniadanie dla rodziny, karmiłem psa, robiłem sobie kawę i kiedy zbliżała się 9:00, moja małżonka schodziła na dół i... NAGLE: zza okna słychać było mówione przez megafon słowa witamy wszystkich stałych uczestników oraz gości, którzy przyjechali do nas na parkrun.... wtedy ja chwytałem klamkę drzwi balkonowych i udawałem, że wybiegam na taras, podniesionym głosem mówiąc do żony: ale ich zaraz opierniczę, banda biegaczy ludziom nie da normalnie poranka spędzić! ... 

Jakieś 40 razy patrzyła mnie jak na debila i kwitowała to milczeniem oraz spojrzeniem pełnym dezaprobaty, a nawet pogardy do próby mojego zachowania. Za 41 razem usłyszałem "Tomek przestań!

Przestałem, a nawet zacząłem specjalnie chodzić z psem między 8:30 a 9:30. Chodziłem na mały stawek, na łące na dole spuszczałem psa, aby sobie swobodnie hasał i obserwowałem kto w jakim mniej więcej czasie biegnie. 

No i w końcu, miesiąc temu kiedy oglądaliśmy biegaczy z bezpiecznej odległości w trójkę, z Ksawerym (synem) i Gustawem (psem) zaczęły padać pytania.

-"Tato, a kiedyś, jak już wymarły dinozaury, ale wciąż bardzo bardzo dawno temu, to pamiętam, że wygrałeś jakieś zawody i kazałeś mi z mamą jechać i patrzeć jak wygrałeś. "

- "no i?"

-"A ja bym dziś z Tobą wygrał bo jesteś gruby"

-"Zamknij się gówniarzu  jak chcesz, to przebiegnij parkuna szybciej niż ja za tydzień"

- "A pobiegniesz ze mną?"

- "Hau hau hau" - dodał Gustaw

* * *

Możecie w to wierzyć bądź nie - ale naprawdę nie namawiałem Ksawerego na bieganie parkunów. Nie namawiałem go ani pierwszy, ani drugi, ani trzeci w ostatnią sobotę. Nawet nie daje mu za dużo wskazówek, za to on sam daje mi po biegu:

-"Jak masz kolkę, to musisz robić koła tą ręką, po której stronie masz kolkę i to działa!"

albo

-"Następnym razem wezmę plecak i do plecaka 5 kg batonów i będę je jadł w trakcie biegu to będę miał cały czas dużo energii!" - nie wiem, kto mógł to mu powiedzieć, ale się domyślam :)

Chłopak biega jak diabeł nawet bez tych 5 kg batonów. Przybiega 5 minut przed mną. Gustaw wkurzony, że musi biec ze mną, a nie z Ksawerym. Dziś byliśmy w Decathlonie kupić mu buty do biegania, a wracając słuchaliśmy Sepultury. Chaos AD. Mam wyłączyć? - pytam. Nieeee to jest faaajne!


sobota, 9 września 2023

Bieganie po Jowiszu

Teraz się uda. Tak mówi mi intuicja i nie boję się już głośno o tym mówić a tym bardziej napisać. Bo takich mini powrotów to już miałem kilka. Wszystkie poprzednie trwały kilka dni, czasami nawet kilka tygodni. Coś tam mniej pojadłem, kilka razy potruchtałem, nawet zrzucałem kilka kilo ale wszystko to zarówno bez przekonania jak i właściwego rytmu.


Dlaczego to było takie trudne, skoro kilka lat temu zrobiłem to samo, udało się, nawet z dwa lata utrzymałem wagę i formę i co więcej: napisałem o tym cały cykl wpisów na tym blogu? Czemu nie mogłem ich po prostu przeczytać i wykonać powtórkę z samego siebie? No nie mogłem... tak samo jak nie da się słuchać swojego głosu z nagrania. Brzmi groteskowo i żenująco. 

czwartek, 7 września 2023

Parkrun Gdańsk-Południe # 312 - Zosia


O ostatnim parkrunie Gdańsk-Południe napisano już wiele. Zbieraliśmy pieniądze dla Zosi, dziewczynki mieszkającej przy trasie naszego sobotniego biegu, przy małym zbiorniku. Patrząc na ponad 300 osób wypełniających 100 metrów ścieżki przy starcie serce rosło. Jeszcze bardziej urosło jak okazało ile pieniędzy do puszek włożyli biegacze, czyli ci-co-gotówki-przy-sobie-nie-noszą (bo brzęczy jak się rozmieni i biegać się nie da, a skoro nie można rozmienić to nie ma sensu biegać z banknotami). 

Mnie cieszy jedno, że angielskim zasadom nie łączenia parkruna z akcjami charytatywnymi odpowiedzieliśmy po polsku. Nie da się drzwiami? To wejdziemy oknem! Pomysłodawcą był szef Przychodni na Wzgórzu, a organizatorem przychodnia. A parkrun po prostu odbywał się tu gdzie zawsze o 9:00 rano. 

Zbiórka jeszcze się nie skończyła. Trwa jeszcze dwa dni. Zachęcam to finansowej partycypacji. 

Tutaj link: https://zrzutka.pl/2jvrsn  

To nie jest żadna ściema. Olę (mamę Zosi) i jej rodzinę znam świetnie ze spacerów z psami (dookoła małego zbiornika oczywiście). Może czasem nasze psy wpadną pod nogi biegaczom, ale nigdy jeszcze ich nie pogoniły! :D Ola naprawdę ma w życiu znacznie ciężej niż każdy z nas i jeżeli można się dołożyć choć w małej cegiełce do rehabilitacji Zosi to naprawdę warto. 

 


I taki właśnie był ostatni parkrun. Te puszki były najważniejsze. Reszta była przy okazji.