sobota, 1 lutego 2020

parkrun Gdańsk Południe #188


Obudził mnie telefon punkt 7:00 i prosto z głębokich otchłani Orfeusza zostałem wrzucony w wiążącą rozmowę inżynieryjną, gdzie musiałem dodawać, odejmować i mnożyć. I nie był to alarm-budzik z sekwencją zdarzeń, które trzeba wykonać aby go wyłączyć (Antoni taki ma!) ale real life.

No dobra, skoro już wstałem i uruchomiłem mózg, a co więcej moja żona wstała, to może... to jest dobry moment aby na spokojnie porozmawiać z żoną o wszystkim i o niczym?

- Nastawię kawę i pogadamy co?
- OK!

Młynek zmielił ziarna na dwa kubki. Woda powoli zaczęła przelewać się przez filtr. Usiedliśmy na kanapie i ...

- MAAAAMAAAA!!! 

No to sobie pogadaliśmy. No to dzień jak co dzień. To ile mam tych jajek wbić na patelnię, bo na pewno nie dwa? To może ja już pójdę pobiegać...

* * * 

Mam nową pętlę na osiedlu. Biegnę nową ścieżką do SP6 - dziś już stoją tam słupki, ale jeszcze kilka dni temu ta ścieżka (pieszo-rowerowa!!) służyła jako świetny samochodowy skrót między Porębskiego a Nową Bulońską. Dobiegam do SP6, potem ścieżką typowo pieszą na mały zbiornik (dwa tygodnie temu drogę przebiegło mi kilka saren), następnie klasycznie brzegiem zbiorników i Bergiela/Porębskiego w górę. Pętla ma 4,5 kilometra. 

Zrobiłem dziś takie dwie. Po pierwszej zatrzymałem się na chwilę w domu zostawić bluzę. Pogoda świetnie koresponduje z przypominajką sprzed 4 lat z FB - wtedy było minus 21 stopni C. 

Biegło się trochę dziwnie. Miałem ochotę na szybki bieg poniżej 19 minut na parkrunie, ale czwartkowy fartlek z Antonim i grupą pozostawił trochę zniszczeń. Dla części ekipy ten czwartek to był tylko trening, ale dla mnie to były ... jedne z najważniejszych zawodów :) Starałem się jak mogłem i chyba w dobrym stylu wytrwałem z grupą 20 powtórzeń minutowych po 3:20-3:10. Ale nogi to czuły. Był lekki beton. 
* * *

Po 8 km rozgrzewki stałem na starcie. W trzeciej albo czwartej linii i jedyne czego od siebie oczekiwałem to trochę podkręcić oddech i pobiec tempem na sub20. Na starcie stał Tomek Bagiński w legalnych butach marki Nike i chciał atakować sub36... robiąc parkrun x2 bez zatrzymywania. Gdybym czuł się OK pewnie podczepiłbym się na pierwsze 2-3 km, ale nawet nie próbowałem...

Wystartowałem lekko spóźniony i po 300-400 metrach biegłem pod koniec drugiej 10-tki ramię w ramię z Piotrem Maksymiukiem. Tempo poniżej 4 min/km ale bez mocnej mięśniowej spinki. Było całkiem luźno. Pierwszy i drugi kilometr w granicach 3:50-3:55. Trzeci, ten z górką - 4:03. Piotr został dwa-trzy kroki za mną. Obejrzałem się...

- Leć swoje - krzyknął Piotr.

Przede mną biegł Krystian Lorych. Krążąc pomiędzy kałużami, błotem i trawą krok po kroku dochodziłem do jego pleców. W końcu przeskakując nad kałużą przeskoczyłem też o jedną pozycję. Spojrzałem przed siebie - jakieś 50 metrów z przodu biegł Waldek Kowalski i Roman Waldowski. No i wymyśliłem sobie, że będę ich gonił...

Przyspieszyłem na zbiegu z górki, ale za cholerę dystans się nie zmniejszał. Co więcej Waldek zaczął oddalać się od Romana. Do mety został jeden kilometr. Zacząłem robić to co zawsze, czyli luźna miednica, długie kroki, czucie w całej powięzi i maksymalna prędkość, w której czuję się dobrze, a nie zaczynam forsować mięśni - to zostawiam na ostatnią prostą. Ale dystans... zaczął się powiększać. Nie było szans. Tempo ugrzęzło na 3:40 min/km. Moje ciało po czwartkowym treningu protestowało przed czymś szybszym. 

Dobiegłem na metę na pozycji 007.

- Prawie jak Bond - powiedział Paweł Marcinko wręczając mi token.

W pierwszej chwili pomyślałem, że byłem 8-my, bo w końcu "prawie jak Bond". Patrzę na token, a tam 007 - czyli jednak "dokładnie jak Bond!"

Czas 19:26. 

I teraz uwaga:

Pod prąd biegnie Tomek Bagiński. Dobiega zatrzymuje się i mówi:

- Pierniczę!!! Nie biegnę dwóch parkrunów!!

Wywołało to we mnie niezmiernie dobry humor. Absolutnie nie chciałem Tomka obśmiać, ale po prostu się śmiałem :) 

Po 3 minutach Tomek obwieścił:

- Pierniczę!!! Biegnę dalej!!

I pobiegł.


Co się dalej wydarzyło, wiem tylko z opowieści, bo potruchtałem z Kamilem do domu. Może dowiemy się niedługo wszyscy z pierwszej ręki na http://tommibagins.pl/

A ja z dzieciakami poszedłem na pokemony w czapce Snorlaxa. 


1 komentarz:

  1. Gdzieś na tym blogu przeczytałem (chyba w wątku dot. metod treningowych J. Skarżyńskiego), że biega Pan z tzw. śródstopia. Chciałem zapytać czy tak od zwasze, czy uczył się Pan tego. No i wreszcie - co dla mnie obecnie istotne - jak to wyglądało w czasach, kiedy wyszedł Pan w tym dresie przed blok.

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy