poniedziałek, 15 września 2014

Kącik biegowego melomana: Jethro Tull - Benefit


I'm going back to the ones that I know,
 with whom I can be what I want to be.
 Just one week for the feeling to go --
 and with you there to help me
 then it probably will.

Sam nie wiem kto jest największym Szkotem rocka progresywnego. Rano w samochodzie słuchałem Grendela - Marillion, a wieczorem biegałem z trzecią płytą Jethro Tull w słuchawkach. Wczesny Marillion trochę trąci myszką, trzeba wejść w odpowiedni klimat aby poczuć młodego Fisha, za to Ian Anderson nic nie traci na świeżości. To jest twardy Szkot, który nawet stając na jednej nodze z fletem przy ustach nie tracił nic ze swojej męskości ;) 

Jethtro Tull to zespół bardzo trudno szufladkowalny. Zaczynał od typowego white bluesa aby po nagraniu rewelacyjnego Aqualunga zostać postawionym przez chwilę na równi z Led Zeppelin, a chwilę potem po koncepcyjnym jednoutworowym albumie Thick As A Brick zostać czołową grupą rocka progresywnego. Nie przeszkodziło to im w latach 80-tych zostać zupełnie niespodziewanie po nagraniu Crest of a Knave (w klimacie Dire Straits) zespołem heavymetalowym (!) roku w MTV. 

Dla mnie Jethro Tull to przede wszystkim charyzma Iana Andersona i dużo folk-rocka podanego w sposób bardzo lekkostrawny dla fana rocka progresywnego. I niezależnie, czy jest to okres bluesowy, hardrockowy, czy nawet zbieżny z falą new romantic, to zawsze na pierwszym planie jest folk-progressive-rock. 

Benefit to trzecia płyta zespołu. Jest dla Jethro Tull mniej więcej tym, czym Meddle jest dla Pink Floyd czyli przygotowaniem w optymalnym składzie do wydania rok później arcydzieła. Próba generalna. Album bardzo dobry, ale jeszcze nie do końca wypolerowany. Jest to też zaleta, bo dzięki temu widać jak szlifował się ten diament. 

W kontekście biegania, czasem zdarza się, że płyta, którą słucham jest gdzieś zupełnie obok mnie. Nie znaczy, że jest to słaby album, może po prostu nie nadaje się na dany dzień, dane tempo.., ciężko jest mi pisać o tych płytach w kąciku biegowego melomana, bo zwyczajnie ich danego dnia nie poczułem. Taką płytą NIE jest Benefit - Jethro Tull. Czasami biegnąć spajam się z melodią, i wcale nie chodzi o rytm i tempo. Bardzo denerwuje mnie to, że wszelkie listy utworów do biegania bazują wyłącznie na rytmie lub banalnym przełożeniu lirycznym (vide Eye of the Tiger). To mniej więcej takie uogólnienie jak to, że każda dziewczyna to Barbie a facet to Ken.

Muzyka do biegania to nie jest rytm, tempo. Owszem, czasem tak, ale przede wszystkim melodia i struktura, którą doświadczasz jak oglądanie obrazów w muzeum. Nie jest liniowa. Jest płaszczyzną. Jest czymś całkowicie innym niż ścieżka, którą biegniesz. Jest mariażem dwóch form z innych światów. Takimi przykładami dwóch uniwersalnych płyt, które wprowadzają umysł w trakcie zmęczenia w inny wymiar to Close ToThe Edge Yes oraz Trick of a Tail - Genesis. Obie to łamańce rytmiczne i bieganie równoległe z nimi jest doświadczeniem stanu z innego wymiaru. Jest jak setny kilometr biegu ultra. 

Benefit - Jethro Tull to jest prosty folk-rock, Nie jest "łamańcem" na miarę Yes. Ale to płyta nagrana przez Iana Andersona - geniusza prostej muzyki, który wyniósł ją na piedestał do tego stopnia, że fani Yes zaczęli nazywać ją prog-rockiem. Biegnąć dziś z Benefitem w słuchawkach nie traciłem łączności z melodią niezależnie od tego, czy tempo było bliższe 4:00 min/km (z górki) czy 6:00 min/km. Dla takich płyt, powstał mój kącik biegowego melomana. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy