sobota, 28 września 2024

Parkrun Gdańsk-Południe #370 - idelany środek stawki

Dzisiejszy parkrun od startu do mety biegliśmy w grupie z Bartkiem i Adamem. Nie forsowaliśmy zbytnio tempa, ponieważ jutro jest półmaraton w Gdańsku. Co prawda Adam nie bierze w nim udziału. Bartek też nie. Ja również nie będę uczestniczył w tej imprezie, ale.... prawo ulicy mówi jasno: "dzień przed półmaratonem nie można forsować tempa na parkrunie".

fot. Łukasz Zwoliński

3/4 biegu trzymała się nas Sylwia, ale ona chyba nie wie, że jutro jest półmaraton, bo nie dostosowała się do naszego zachowawczego tempa. Biegł jeszcze z nami Sebastian, ale nie mógł się zdecydować czy miał dziś trenować nordic walking czy bieganie, więc połączył jedno z drugim i biegł obok nas z kijkami. Kazaliśmy mu się oddalić bo psuł nam wizerunek na zdjęciach, że niby biegniemy w tempie piechura :)

Bieg z Adamem jest jak słuchanie radia. Osobiście jestem fanem vintagowego audio, wszelkiej elektroniki z lat 60/70. Stare radioodbiorniki, poza niespotkaną jakością brzmienia, wizualnie charakteryzują się dużą skalą na froncie z wypisanymi częstotliwościami fal radiowych, a niektóre z nich mają wypisane miasta, w których umiejscowione są nadajniki. Np. Monte Carlo, Praga, Milano, Insbruck, Stuttgart... Kręcąc gałką zmieniamy fale i trafiamy do różnych europejskich miast. Mniej więcej tak wygląda bieg z Adamem. Wystarczy ustawić odpowiedni temat i Adam zaczyna mówić na ten temat. Jak mamy ochotę temat zmienić - to po prostu ustawiamy inny i Adam zaczyna mówić na inny temat :) 


No i tak dziś sobie biegliśmy, bez spoglądania na zegarek (poza jednym momentem, kiedy tematem było jak kto ma ustawiony średnie tempo na Garminie). Rozmawialiśmy na temat dzieci (nasza trójka łącznie ma ich 10, kto zgadnie w jakim podziale?) no i oczywiście jak to zazwyczaj bywa gdy spotka się więcej niż jeden facet: polityka zagraniczna państwa oraz filozofia życia - dwa nieodłączne tematy prawdziwych mężczyzn uprawiających sport. 

 

fot. Łukasz Zwoliński
 

W ciągu ostatniego tygodnia wyszedłem biegać tylko raz. W środę. Przebiegłem 2 km i postanowiłem, że mi się nie chce dalej, że wrócę marszem do domu. Dosyć długo się regeneruję po Małym Wielkim Biegu z ubiegłej soboty (swoje 37 km opisałem w tym wpisie:  Mały Wielki Bieg AD 2024) Dlatego niezależnie od tego, że jutro jest półmaraton, którego nie biegnę i tak dziś kompletnie nie byłem pewny w jakim czasie dobiegnę do mety. 

 

fot. Łukasz Zwoliński

Na ostatniej prostej zobaczyłem, że plecy Leszka są całkiem w zasięgu. Czyli połowa stawki. Rzuciłem do chłopaków na pożegnanie, że lecę gonić Leszka, aby załapać się do pierwszej połowy. Jak powiedziałem tak zrobiłem i wpadłem na metę na 54 miejscu z czasem 26:43.

Kiedy dotarł do mnie mail z wynikami - zobaczyłem, że ta słowna zabawa z "bieganiem w środku stawki", którą rozpoczął Leszek - wcale nie jest zabawą... to jest szwajcarska precyzja, a Leszek powinien zmienić imię na "Simon Ammann" na cześć najsłynniejszego w historii szwajcara, który wielokrotnie pozbawił naszego wielkiego rodaka Adama Małysza olimpijskiego złota. 

Do mety dobiegło 108 osób. A ja, przypomnę, po wyprzedzeniu Simona Ammanna dobiegłem na 54-tym. Idealny środek stawki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy