czwartek, 30 kwietnia 2020

Odkrywam moje gdańskie Iten od nowa


Po raz pierwszy pętle dookoła zbiorników Świętokrzyska I i Świętokrzyska II  "gdańskimi Iten" nazwał Antoni po powrocie ze swojej kenijskiej przygody. Podchwyciłem to od razu. Iten - miasto w Kenii, mekka długodystansowych biegaczy, sprężyna w powięzi, czwartkowe fartleki...

W ostatnich dniach widzę tutaj milion nowych twarzy. Domyślam się, że w większości to tutejsi mieszkańcy, którzy dbają o swoja higienę psychiczno-fizyczną i po prostu wychodzą biegać, jeździć, spacerować. Zgodnie z prawem, w maseczkach, w przepisowej odległości... Psy wyprowadzają swoich panów i pańcie, rowery wyprowadzają rowerzystów, a buty biegaczy.

Ten milion nowych to tacy sami "rdzenni" mieszkańcy osiedla Pięciu Wzgórz jak ja w 2012 roku, kiedy pobiegłem po raz pierwszy. Mieszkam tutaj od 2006 roku i przez pierwsze 6 lat okrążyłem to bajorko nie więcej niż mam palców u jednej ręki. Mniej niż raz na rok. Przez kolejne okrążyłem je... milion razy.

Bardzo przejmuję się swoją wagą.

Bardzo przejmuję się swoją wagą. Nawet bardziej niż formą. U mnie waga i forma jest funkcją odwrotnie proporcjonalną. Im mniejsza waga tym większa forma. To niby oczywiste - do pewnego momentu. Znam ludzi, którzy biegają wolniej gdy są zbyt chudzi i muszą celowo nabierać trochę masy aby zyskać szybkość. Trochę im zazdroszczę... Ale u mnie jest to wciąż zależność liniowa - nie dochodzę do żadnych wypłaszczeń tego wykresu.


Praca z domu, dzieciaki w domu, trzeba robić dwa obiady każdego dnia. Ten pierwszy - tak zwane drugie śniadanie częściej staje się obiadem, bo w szkole/przedszkolu jadły obiad, więc trzeba to jakoś zastąpić. A potem mijają 4 godziny i robi się drugi obiad.

Ja nie mam silnej woli. Bardzo łatwo ulegam pokusom i to przymusowe pozostanie w domu, totalna zmiana harmonogramu dnia zburzyło moje pieczołowicie układane nawyki. Muszę nauczyć się ich od nowa.

niedziela, 26 kwietnia 2020

The new life starts here

Czasy są dziwne, ale Adam Baranowski jest mi świadkiem, że tuż po ostatnim oficjalnym biegu, który odbył się w tym roku, czyli po TUT, napisałem mu, że mam ochotę odpocząć. Trochę mniej biegać, może nawet wcale. A co za tym idzie - mniej pisać.


Cała energia miała pójść w przeprowadzkę. Jeszcze wtedy, na początku marca, nie sądziłem jak bardzo wielowątkowy to będzie proces. Planowałem tylko delikatne przestawienie priorytetów, na zasadzie takiej, że jak już przykręcę wszystkie gniazdka albo pomaluję szafkę i zrobię 5 kursów z kartonami z III piętra bez windy - to jeśli mi się będzie chciało biegać - to pobiegam, a jak nie to nie. Bez uczucia żalu, straty i niespełnienia...

No ale w międzyczasie jebło. Bieganie stało się moralnie dwuznaczne. Slalom gigant między zakazami, zaleceniami i utrudnieniami. Każde wyjście - nie tylko nad zbiornik, ale nawet do sklepu wymagało zapoznania się z instrukcją obsługi.

piątek, 3 kwietnia 2020

Funkcja wykładnicza


Funkcja wykładnicza określa nasze postrzeganie świata. Tak jest przez ostatni miesiąc. To, jak bardzo akceptujemy zmianę naszego życia w nowych okolicznościach można określić zadając sobie pytanie:

-"Jak bardzo byłbyś zdziwiony gdyby do Biedronki wpuszczali po 12 osób w rękawiczkach?"

Miesiąc temu: - WTF?
Dwa tygodnie temu: - Nie ma się co martwić, makaron znów jest na półkach, a drożdże kiedyś też będą.
Tydzień temu: - Może jednak warto kupić 12-pak na zapas? 
Dziś: - OMFG, rękawiczka mi pękła jak naciągałem ją stojąc w deszczu przed kilkudziesięciometrową kolejką do Biedronki w dwumetrowych odstępach. 

Nie wiem co będzie za tydzień a tym bardziej za miesiąc.