niedziela, 30 marca 2014

Straszyn Hill

Po wczorajszym parkrunie, z którego zarówno Dominik jak i ja wróciliśmy do domu z parkrunowymi personal bestami zaplanowaliśmy na dziś rano trochę dłuższe wybieganie w kierunku wzgórza górującego nas Straszynem. W samej okolicy bywamy dosyć często, bo Straszyn można nazwać "węzłem kolejowym" naszych wielu biegowych szlaków, zarówno tych od strony Pruszcza jak i Bielkówka. Wzgórze nad Straszynem wygląda dokładnie tak jak na zdjęciu powyżej i wydawać by się mogło, że musi na nie prowadzić jakaś krajoznawcza ścieżka, ewentualnie szlak wydeptany przez tubylców celem podziwiania okolicznej panoramy.

piątek, 28 marca 2014

Ultraminimalizm


Całą podstawówkę biegało się w tym w czym grało sie w piłkę. A grało sie w piłkę w trampkach albo tenisowkach. Jakiekolwiek specjalistyczne buty były całkowicie poza zasięgiem wyobraźni. W siódmej i ósmej klasie jeździłem na zawody, na 1000, 2000 metrów oraz biegi przełajowe. Pamietam, że szło mi całkiem dobrze. Mając 14 lat osiągałem czasy które teraz są dla mnie tylko marzeniem. Kilometr poniżej 3 minut, dwa kilometry poniżej 6:30. W biegach przełajowych raz nawet awansowałem na makroregion. Wiem, ze miałem wtedy przy moim aktualnym wzroście 30 kg i... 20 lat mniej. Natomiast kompletnie nie pamietam w jakich butach biegałem. Najpewniej były to po prostu takie buty jakie były w sklepie, zwyczajne trampki, z gumową, płaską podeszwą. Trenowałem biegnąc wzdłuż rzeki Kłodawki do pierwszej tamy i z powrotem. Co drugi dzień 6 km, czasami dwa razy tyle. Bez planu, zawsze tyle ile było tchu w piersiach.

Jest rok 2014. Biegam od 1,5 roku i ciagle odpowiadam na pytania "jak kolana?" Pytanie nie jest bez sensu, bo jestem biegaczem wagi ciężkiej. Przeczytałem "Urodzonych biegaczy" i wiele innych książek i artykułów na temat biegania minimalistycznego. Przemawia do mnie historia bosonogiego Teda i ta o tym jak Indianie Taruhamara radzą sobie na asfalcie. Co jakiś czas na porannych treningach dookoła stawu wyprzedza mnie kolega w fivefingersach. Hmmm kupiłbym sobie te Vibramy ale to chyba kosztuje z 5 stów.

Jestem dziś w decathlonie i patrząc na półkę z przeceną trampek wszystkie myśli schodzą sie w spójną całość. Chciałbym mieć ultraminimalistyczne buty ale nie chcę bulić pół tysiaka. Na półce leżą przecenione do 9,90 pln piękne trampki z totalnie zerową amortyzacją, zerowym dropem i zerową filozofią. Nie musząc ekstra płacić za filozofię biorę dwie pary dla siebie i dwie dla Dominika, i ciesząc się jak dziecko umawiam na wieczorny trening.

Żona Dominika podsumowuje zakup neutralnym "wyglądasz jak hipster". Moja jest mniej wyluzowana i widzę w niej gotującą się Etnę kiedy mówię, że kupiłem dwie pary butów. Szybko klaryfikuję: "za 19 złotych" i uspokaja się jak wybrzeże Adriatyku we wrześniu.

O 21:30 wychodzimy pobiegać. Bieganie bez amortyzacji nie jest mi obce, jednak atencja każdego kroku jest znacznie większa. Zwiększa się kadencja biegu, łydki pracują trochę mocniej ale zaczynam je dopiero delikatnie czuć na 7 km. Po 4 km odpada Dominik, którego zaczęło boleć coś pod stopą i nie chce ryzykować kontuzji. Śmiejemy sie, że nasz guru musi popracować nad techniką, bo przecież trampki to najlepsze buty do biegania :) Ja robię prawie dwa razy tyle i wracam do domu w całości. Myślę, że niebawem odpowiem sam sobie na pytanie czy można, jak długo i jak daleko biegać w trampkach. I oczywiście odpowiem wszystkim na najważniejsze ze wszystkich pytań: "jak kolana?"

niedziela, 23 marca 2014

Dookoła jeziora Straszyńskiego

Samo jezioro Straszyńskie w obwodzie to raczej odległość na dłuższy spacer z psem niż epickie niedzielne wybieganie. Natomiast z dobiegnięciem do niego, okrążeniem i powrotem robi się przyjemny półmaraton. I taki był nasz plan, na szybko obmyślony w sobotni wieczór. Mieliśmy umówić się o 7:20 i wrócić na 9:20 do domu tak, aby nasze żony się nie zorientowały, że nas nie było. Michał tym razem był chory, więc tak jak w tytule jednej z płyt Genesis ... and then there were three. 

Wstępnie zakreśliliśmy pętlę na endomondo:
I wyszło nam ze zbliżenia google maps, że tam, gdzie mielismy pokonać rzekę jest most:

Nastała niedziela rano, ruszyliśmy z osiedla w pół do ósmej, pierwsze kilometry to rozruszanie stawów, wypacanie alkoholu, automotywująca wypowiedź na głos: "czy dwa lata temu pomyślałbym, że rano w niedziele zamiast odsypiać sobotę będę rozpoczynał kilkugodzinny bieg i będę z tego powodu szczęśliwy?" - wszystko to razem składa się w tradycyjną rozgrzewkę niedzielnego ultrasa.

piątek, 21 marca 2014

Kalenji Kapteren - test buta za 59 PLN

Trzy miesiące temu po przygodzie w jednym z biegów morsa, kiedy wróciłem cały totalnie w błocie i małżonka zakazała mi wchodzić do mieszkania w moich i tak już nadpękniętych i styranych Ekidenach 50 pomyślałem, że czas na nowe buty. Co wewnętrznie od początku rozumiało się samo przez się, że czas na nowe Ekideny 50. I z takim celem pojechałem do Decathlonu ściskając w ręku 59 ziko. I wtedy na półce wypatrzyłem czarny terenowy odpowiednik butów za 59 pln - Kalenji Kapteren.

Przyjemnie się kupuje tanie buty, bo nie kosztują dużo i można je brać w ciemno, co uczyniłem. Co więcej Michał, którego przypadkiem spotkałem w tym samym miejscu także dał się namówić na czarne kaptereny.
Nie sądziłem wtedy, że zrobię w nich do tej  pory 600 kilometrów, pobiegnę ultra, maraton, zielony szlak TPK, kilka parkrunów i całą masę treningów po śniegu, deszczu i błocie w każdej postaci.

czwartek, 20 marca 2014

Piper at the Gates Of Dawn vs The Final Cut



Przełom wiosny i lata jest na Pomorzu gorszy niż sama zima. Dosłownie odczuwam efekty przesilenia wiosennego i nie chce mi się ani biegać ani pisać bloga. W takich momentach najlepiej działa umówienie się na wspólne bieganie - co miało miejsce w zeszłym tygodniu z ekipą TriCityUltra w komplecie (!). Tradycyjnie chcieliśmy zajechać Staszka we trzech i to na pętli jego imienia. Skoczyło się tak, że Dominik, Michał i ja przegazowalismy 16 km w tempie 5 min/km chwilami ocierając się o przyspieszenia w granicach 4:15 min/km a Staszek spokojnie przeleciał 16 km by potem udać się na samotną eskapadę aby dokręcić do 25 km.

niedziela, 9 marca 2014

Szlak Zielony - Trójmiejski Park Krajobrazowy

Od ostatnich wakacji, kiedy to Dominik wystartował w Pierwszym Cross Maratonie Człowieka, który się wkręcił, w kółko nam powtarzał, że mimo tego, że mieszkamy nad morzem - możemy biegać po górach. Ok ok, spoko spoko, pewnie jakieś normalne pagórki. Przecież nie raz biegaliśmy doliną radości w TPK i owszem, było troszkę pagórkowato, ale górami w życiu bym tego nie nazwał.

Biorąc pod uwagę zaaranżowanie fragmentu trasy TriCityUltra właśnie najtrudniejszym szlakiem TPK wypadało go w końcu przebiec całą ekipą i sprawdzić jakie naprawdę są te pagórki.


piątek, 7 marca 2014

Bieganie po 4 piwach

Znajdywanie czasu na bieganie, takie regularne bieganie, po pięć-sześć razy w tygodniu to ciągłe szukanie sposobu. Dużo łatwiej byłoby znaleźć wymówki, ale chodzi o to aby biegać, a  nie nie-biegać. Balansowanie pomiędzy domem, pracą, dziećmi, snem, innymi codziennymi aktywnościami to nieustanna gra w tetris, układanie tych klocków tak aby pasowały idealnie i jak najmniej było między nimi niewykorzystanej przestrzeni.
Jarek z Dominikiem w odwiedzinach u mnie w robocie


Kilka tygodni temu wpadłem na to, aby biegać z pracy. Tradycyjne 20 minut samochodem zmieniłem na godzinę biegu. Jestem więc 20 minut do przodu, a przy okazji ciężko znaleźć lepszą motywację do biegu niż konieczność dotarcia do domu.

Wczoraj natomiast zaskoczyło mnie w mojej poukładanej codzienności spotkanie z ekipą z liceum, w knajpie na starówce, taki tradycyjny cokwartalny wyskok na kilka piw. A miałem iść pobiegać wieczorem...

niedziela, 2 marca 2014

Maraton Sobieszewo

Zacznę klasycznie od cytatu:

"Panowie - jako szanujący się ultras powinniśmy przynajmniej raz w miesiącu maraton biec, a w czasie wielkanocnym bułeczki kukurydziane z rodzynkami przyjmować. Proponuję w przyszłym tygodniu jakoś wcześnie rano wyruszyć na taką trasę"  
Dominik



Taką propozycję skierowaną do ekipy tricityultra.pl przeczytaliśmy trzy tygodnie temu. Wstępnie ustaliliśmy pierwszy weekend marca jako dzień startu, zaś nad trasą deliberowaliśmy trochę dłużej. Rozważaliśmy opcję jak powyżej, z dobiegnięciem do morza na wyspie Sobieszewskiej i powrót z przystankiem w Greenwayu na starówce, oraz alternatywną trasę z obiegnięciem całej wyspy i powrót autobusem. W obu przypadkach trasa miała oscylować pomiędzy 42 a 50 km. Więcej niż maraton, mniej niż podstawowe ultra, co jednemu z nas  nie do końca się podobało :)