Dawid Bowie staje się nowym romantykiem. A ja coraz bardziej uprzedzam się do niego.
- 1980 - Scary Monsters (and Super Creeps)
Przyznam, że po Lodger bylem zmęczony. Myślałem o tym, aby odpuścić sobie bieganie z Bowiem. Jest tyle innych cudownych, natchnionych albumów, a ja tracę swój czas z najszybszym copycatem na świecie. Tym bardziej smutno mi było, kiedy przeglądałem swoje winyle aby zrobić poniższe zdjęcie:
Musiałem przełożyć tyle fajnych płyt, aby gdzieś głęboko znaleźć ten album. Ale jak śpiewała Nosowska "obowiązek obowiązkiem jest" i trzeba dokończyć dyskografię.
Słuchawki na uszy, ciemno dookoła i... zaczyna się bardzo fajnie... monolog po japońsku, z tylu gitary, ale takie surowe, zimne, techniczne, jakby grał sam Robert Fripp w czasach Discipline. Hmmm mała roszada w muzykach sesyjnych? Robert Fripp z King Crimson zastąpił ... Adriana Belew z ... King Crimson?
Cały ten album słuchało mi się r.e.w.e.l.a.c.y.j.n.i.e ! Dawid Bowie, król złodziei, muzycznych misz-maszów, kolaboracji z geniuszami - tym razem ustrzelił sam środek tarczy. Gitarą Frippa jest nasączone moje dzieciństwo i kiedy przebojowo-noworomatyczne kompozycje mają w drugiej linii takie działo jak gryf jego gitary (Frippa) to jestem zawsze na tak.
Dokładając do tego przebój jakim jest Ashes to Ashes mamy album, który wtłoczył trochę benzyny w moją zmęczoną Davidem Bowie głowę.
A bohater tego cyklu jest już o włos od osiągnięcia swojego marzenia... a tym marzeniem jest: .....
* * *
Moje prywatne "The Best of David Bowie"
- Space Oddity
- Life on Mars?
- Wild is the Wind
- Ashes to Ashes
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz