poniedziałek, 29 czerwca 2020

Moje pierwsze zawody w półmaratonie

Pamiętam je doskonale!

W ostatnich dniach wciąż bardziej zajmuje mnie pielęgnacja warzywniaka i obserwowanie jak dojrzewają pomidory, gonienie ślimaków i zakładanie siatek przed kawkami, niż bieganie. Czasem sobie pobiegnę z Eltonem Johnem, zanotuję w głowie czy płyta mi się podobała czy nie i ponownie idę pooglądać roślinki.

Ale dziś kiedy odwoziłem syna do przedszkola FB przypomniał mi zdjęcie sprzed 7 lat. Dokładnie sprzed 7 lat. Stałem z medalem na szyi pierwszego półmaratonu im. Wincetego Pola na Wyspie Sobieszewskiej. Nie prowadziłem wtedy jeszcze bloga, więc zdjęcie wrzuciłem na swój prywatny profil. Nie opisałem też tego biegu, bo wtedy jeszcze nie opisywałem biegów.


Całą drogę powrotną z przedszkola wspominałem tamte 2 godziny sprzed 7 lat i byłem bardzo zdziwiony z jaką dokładnością pamiętam tamte emocje, wręcz konkretne sceny, konkretne obrazy. Po powrocie do domu przeszukałem swojego bloga czy jednak gdzieś nie opisałem tego biegu w ramach reminiscencji z przeszłości... nic nie znalazłem.

Pamiętam, że tydzień przed biegiem byłem z dzieciakami na wystawie psów w Sopocie. Wyszedłem zniesmaczony hermetycznością towarzystwa i traktowaniem nas jako natrętów. Wracając, gdzieś na wysokości Żabianki dostałem lekki strzał z tyłu mojej Laguny. Uderzenie lekkie, ale wiadomo - problem. Ten lekko został osłodzony, że w ramach OC sprawcy dostałem w serwisie zastępcze, przepiękne, niemal nowe białe BMW :)

I tym białym BMW pojechałem na mój chyba tak naprawdę pierwszy bieg trailowy. (Wcześniej biegłem tylko dychę w Gdyni oraz kilka parkrunów w Parku Reagana).

Pełno ludzi, wszystkie parkingi zajęte, z ręką na sercu parkujesz gdzieś pod płotem nie swoim samochodem. W powietrzu skwar i kurz. Spotykam się ze świeżo poznanym kilka tygodni temu Michałem Joszczakiem. Chwilę wcześniej przestaliśmy być na Pan. Być może nawet kilka dni wcześniej. Razem z Michałem jest Tomek Liszewski.

Robimy rozgrzewkę, ustawiamy się gdzieś w okolicach mety i strasznie zaczynają nas gryźć komary. Jestem zesrany jak 150! Nie marzę o łamaniu 2 godzin. Jedyne czego pragnę, to pobiec równym tempem, każdy kilometr poniżej 6:00 min.

W słuchawkach włączam Close to the Edge - Yes i startujemy! Trzy setki osób przede mną i setka albo dwie za mną. Korzenie, piasek, leśne ścieżki. To było 7 lat temu, a zamykam oczy i wciąż widzę kadry z tego biegu.

Mamy do zrobienia dwie pętle. Podobno w połowie pierwszej grupa liderów zmyliła trasę i nagle znalazła się na plaży podziwiając Bałtyk :) Mi to nie groziło, bo w połowie stawki biegło się jak po sznurku. W okolicach 8-mego kilometra poczułem moc. Przyspieszyłem i zrobiłem mój najszybszy wtedy kilometr w tempie 5:14 min. I również pierwszy raz..... kogoś świadomie wyprzedziłem, ale nie tak jak na Świętojańskiej w Gdyni, gdzie można lecieć całą szerokością, ale na wąskiej ścieżce, gdzie przez kilkanaście sekund musiałem się zastanawiać jak to się robi...

-"Pppppprzepraszam..." - cicho wyszeptałem. -"Ppppprzepraszam, czy ja mógłbym Pana wyprzedzić, bo chwilowo chciałbym odrobinę szybciej pobiec?"

Na drugiej pętli zaczęło mnie odcinać. Szarża aby kilometr wziąć w 5:14 min skończyła się tym, że 15-sty zamknął się smutnym 6:04 min. Każdy kolejny, aż do mety to walka na granicy 6 minut częściej przegrywana niż wygrywana.

Ostatni zakręt, meta, medal. I oczywiście niedosyt. Na tym biegu po raz pierwszy odkryłem niedosyt. Absolutnie nie chodzi o to, że byłem zawiedziony - wręcz przeciwnie - byłem przeszczęśliwy, ale to szczęście zmieszało się z uczuciem, którego w przyszłości doświadczałem wielokrotnie, którego doświadcza każdy z nas w takich sytuacjach. Niedosyt. 

Miejsce: 301. Czas: 2h 06min.

Mogłem nie robić szarży, mogłem zrobić inną rozgrzewkę, mogłem dać z siebie jeszcze trochę więcej, no i przede wszystkim mogłem jakoś inaczej trenować.

Nie mogę tylko znaleźć tylko zdjęcia z Panem Michałem Joszczakiem... Michał Joszczak pobiegł wtedy 1:43 i był królem poza granicami wyobraźni, niedosytu i nawet gniewu :)



5 komentarzy:

  1. Fajnie się to czyta. No i najważniejsze, gratuluję, że dotrwałeś i jesteś zdeterminowany, by nadal biegać. Ja biegam od marca, gdy zaczęła się wojna (tak, to jest wojna). Czas kryzysu (mój biznes ogromnie ucierpiał, praktycznie rzecz biorąc otarłem się o bankructwo), stał się dla mnie katalizatorem zmian. Po prostu zamiast alkoholu, wybrałem bieganie. Przez pierwsze dwa miesiące nie mogłem przebiec 3 KM za jednym razem. Wczoraj udało mi się zrobić 8 KM za jednym zamachem w 49 minut. Wiem, wynik słaby, ale i tak mam satysfakcję. Też chciałbym kiedyś przebiec półmaraton, uważasz, że za rok o tej porze, mógłbym już być gotowy ?

    Biegam co drugi dzień. Gdy biegnę i mam kryzys, myślę czasami sobie "po cholerę ja się tak męczę, to jest bez sensu". Ale gdy dobiegam do domu, jestem zadowolony, endorfiny buzują, a na drugi dzień też myślę o bieganiu, ale wiem jak ważna jest regeneracja, więc odpoczywam, ewentualnie siłownia. Męczące to bieganie ale zarazem dziwnie atrakcyjne. Może to po prostu leczenie kompleksów, kryzys wieku średniego, element budowania poczucia wartości, cokolwiek to jest, po takim regularnym wysiłku, człowiek się jednak lepiej czuje, i fizycznie i psychicznie, a chyba o to chodzi w tym wszystkim, w całym naszym życiu, by po prostu czuć się lepiej, iść do przodu, mieć satisfaction.

    Pewnie już oglądałem "Rocketman", a jak nie, to polecam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam swój pierwszy półmaraton i ciągłe spoglądnie na zegarek jakby od tego miało coś zależeć 1.59.59
    Teraz biegam na czuja, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Raz spróbowałam półmaratonu i poza tym że nie mogłam się wbić w rytm kompletnie to oczywiście dostałam kontuzji (amatorka) bo moja ulubione asicsy wysiadły. Więc szukałam sobie o butach, że to może coś z nimi i trafiłam na sbiegacza.pl (taki portal też dla biegających) i się dopiero dowiedziałam, że to przez moje buty i złe przygotowanie, a teraz jak podeszłam drugi raz (inny trening inny sprzęt) to już uszłam z życiem choć nie ukończyłam biegu :(

    OdpowiedzUsuń
  4. O, proszę proszę, to już tyle lat? Ja szczerze mówiąc miałem wtedy wrażenie ze obaj z Michałem jesteście braćmi (dużo) starszymi w wierze biegowej. A tu się okazuje po latach że to był również Twój pierwszy półmaraton! Ja z tego biegu pamiętam tylko że po piachu (początek) biega się dużo gorzej niż po betonie (po nawrocie). No i jeszcze pamiętam, że tak od 12 kilometra odliczałem wstecz do 20 kilometrów (no bo przecież co za różnica 20 czy 21,1) a przez ostatni kilometr na oparach mocy przeklinałem na czym świat stoi brytyjską królową (chociaż później dowiedziałem się że to jednak wina Edwarda VIII). No i jeszcze pamiętam, że po dotarciu na metę mój głód był nieporównywalny z niczym wcześniej odnotowanym...

    OdpowiedzUsuń
  5. O, i jeszcze z enduhub wygrzebałem że mój czas wtedy to 02:06:32. I do dzisiaj moi zdjęciem na Endomondo byłoby zdjęcie z tą charakterystyczną czerwoną bramą. Oczywiście gdyby Endomondo jeszcze istniało. :-(

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy