poniedziałek, 28 sierpnia 2023

Kącik biegowego melomana: King Crimson - Lark's Tongues in Aspic

 

Było to tak: w sobotę pobiegłem po latach przerwy parkruna. Po parkrunie weszły mi endorfiny, których jakich również latami nie czułem. Napisałem poprzedni wpis w kilkanaście minut i zorientowawszy się, że czeka mnie sobota, jakiej dawno nie miałem, czyli taka bez zobowiązań, bez konieczności szykowania się na jakąś imprezę, bez żadnych planów... po prostu wolna sobota, kupiłem bilet na festiwal rocka progresywnego w Ino-Rock w Inowrocławiu. 

Była godzina 14:00, festiwal zaczynał się o 16:30, wsiadłem w samochód i po dwóch godzinach siedziałem na drewnianych ławeczkach Teatru Letniego w Inowrocławiu.

Dwa pierwsze zespoły - bez rewelacji. Here On Earth oraz Long Distance Calling. Poprawnie, progresywnie, nudnawo. Trzeci - to legenda polskiego art rocka - Collage. Widziałem ich pierwszy raz na żywo, choć zasadzałem się przynajmniej 5-6 razy. Ale zawsze trafiało mi się w datę ich koncertu jakieś wesele, wakacje, a czasem nawet bieg górski. Nastawiony byłem bardzo na tak! Niestety dźwiękowiec postarał się aby wyszło bardzo na nie... Naprawdę musiał się postarać, bo zespoły grające wcześniej brzmiały naprawdę świetnie, ale Collage postanowił, że zrobi imitację zamknięcia zespołu w garnku, ale żeby nie dudniło, to nie nagłośni perkusji :)  Tak było do połowy koncertu, potem trochę się poprawiło, ale łezka w oku się nie zakręciła mimo dwóch kawałków z Baśni i dwóch z Moonshine.

Nastała 20:50

Na scenę wszedł David Cross z zespołem. Zapowiedział ich gitarzysta Collage, Michał Kirmuć. W tym roku mija 50 lat od wydania albumu Lark's Tongues in Aspic grupy King Crimson. David Cross grał w 5-osobowym składzie tworzącym to arcydzieło. Za chwilę mieliśmy usłyszeć je w całości na żywo.

W tym momencie poczułem, że uczestniczę w czym wyjątkowym. Jakbym przyjechał do Inowrocławia DeLoreanem DMC-12 i trafił na trasę promującą Lark's Tongues in Aspic w 1973 roku. Nie czułem tego samego 5 lat temu na King Crimson w Krakowie. To były popisy cyrkowe odgrywane przez Frippa z brygadą najemników. Teraz - miałem przed sobą King Crimson AD 1973.

 


Tak jak napisałem zaraz po koncercie na moim prywatnym FB:

Porównanie do hitchcockowskiego trzęsienia ziemi i narastającego po nim napięcia jest często nadużywane, ale w tym wypadku tak właśnie było. Jak inaczej nazwać setlistę, która wygląda tak:

  •     Lark’s Tongues part 1
  •     Book of Saturday
  •     Exiles
  •     Easy Money
  •     Talking Drums
  •     Lark’s Tongues part 2
I kiedy myślisz, że na ostatnie pół godziny koncertu dostaniesz solowe kawałki Crossa nagle wchodzą dźwięki:
  • Starless (!!!) (partie Frippa grane na skrzypcach)
  • 21st Century Schizoid Man
Po takiej setliscie można się już tylko ukłonić. Wysłuchać kilku minut braw na stojąco i zejść ze sceny po czerwonym dywanie. To był jeden z moich TOP5 koncertów ever. Nie spodziewałem się. Dziękuję Panie Cross.

Nie czekałem już na "gwiazdę" wieczoru, czyli skandynawski Soen. Kilkanaście minut po 22-giej wyszedłem z Teatru Leśnego i wróciłem do domu. Zachwycony, szczęśliwy, naładowany endorfinami.

* * *

Dziś wyszedłem pobiegać/pospacerować/posłuchać Lark's Tongues in Aspic. Muszę długo się zastanawiać aby spróbować opisać, dlaczego uważam King Crimson .at '70 za zespół ponadczasowy, kompletny i genialny. Oni połączyli ze sobą trzy różne punkty na mapie. Pierwszy to piosenki, czyli to co najbardziej przyswajalne i łatwe w odbiorze, piękne melodie, linie wokalne, ulotne aranżacje. Takie są Book of Saturday, czy częściowo Exiles. Drugi to jazz: improwizacja, powietrze, drive. Trzeci to muzyka klasyczna - w tym wypadku nakierowana na wschód Europy. Samo połączenie różnych gatunków nie jest niczym nowym. Ale kluczem geniuszu King Crimson był odpowiedni balans.

Aby bieganie sprawiało przyjemność też trzeba złapać odpowiedni balans. Może tym razem się uda?



RECENZJE PŁYT PRZY KTÓRYCH BIEGAŁEM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy