niedziela, 24 grudnia 2023

Ciało porusza się z punktu A do punktu B z prędkością ...

 

dzięki Zwolo za fotę, naprawdę nie mam Ci za złe, że kilka parkrunów temu zasugeorwałeś mi abym wziął się za siebie :)

Równo 20 lat temu o tej porze wracałem z Kuala Lumpur, z miesięcznej delegacji. Nie do końca byłem pewny czy zdążę na święta, ale taki był plan. Tuż przed wylotem kupiłem sobie bluzę, w której jestem na zdjęciu. Kupiłem ją bo była ekstremalnie tania (5 ringitów) i potrzebowałem czegoś ciepłego na przylot. 

Tej jesieni, i od kilku dni również zimy, chodzę i biegam w tej bluzie jako podstawowej formie odzieży zewnętrznej. Bardzo ją lubię, na froncie w "kangurzej torbie" mogę schować komórkę i przy okazji ma bardzo demonstracyjne pro-ukraińskie barwy.

Bluza w niebiesko-żółtych barwach ciekawie koresponduje z tym, że moją ulubioną płytą ostatniego miesiąca jest Dark Side of the Moon REDUX, czyli tzw "bełkot zagubionego 80-latka". Nikt nie ma argumentów, aby bronić Rogera Watersa w życiu publicznym, ale jego twórczość podchodzi pod inny mianownik. Ale wystarczy to oddzielić. Wiem, że to trudne. Oddzielić od postaci Rogera Watersa, oddzielić od oryginału sprzed 50 lat. Wtedy można się zatracić w tej przedziwnej trawestacji dzieła z 1973 roku.


Jednym z moich celów minimum na tę jesień jest biegać przynajmniej 3 razy w tygodniu. Trzy razy? Brzmi jak jakieś softowe wyzwanie! Tak, tylko trzy razy. Mogę biegać więcej, ale zbyt wiele by mnie to kosztowało i na dłuższą metę przy aktualnej wadze po prostu spalę się. Te skromne 3 razy sprawiają, że waga nie rośnie, raczej stoi, niż idzie w dół, ale nie rośnie. Traktuję ten miesiąc jako głębokie oddechy przed kolejnym interwałem. Od lipca do października zrzuciłem 25 kg. Od listopada stoję obwarowany w pół drogi (kolejne 25 kg  jest celem). 

Te trzy razy w tygodniu to dla mnie pewna nowość, bo wcześniej całe moje biegowe życie było na zasadzie wszystko albo nic. Trzy razy w tygodniu zawsze da się zmieścić mimo 14 spacerów z psem. I co najważniejsze - nie nawarstwia się zmęczenie, bo nie ma z czego się nawarstwić :)

Jednym z trzech jest sobotni parkrun. 

Drugi, nieunikniony, to wtorek kiedy dzieciaki zawożę na basen i przez godzinę nie mam co robić, więc biegnę nad zbiornik Jasień.

Trzeci? Tutaj już różnie.  Najczęściej czwartek wieczorem. Ale czasem zamieniam to na poranne biegnie z psem w dowolny dzień. Wtedy nie mam ciśnienia aby koniecznie biegać w czwartek wieczorem. A bez ciśnienia - paradoksalnie - bardziej się chce. 

Dziś był ten nieunikniony, czyli sobotni parkrun:

Automatyzm tego biegu przetrenowałem tydzień temu. Obudziłem się o 8:45 i pomyślałem "O %^&*#$!" . Mam blisko w linii prostej, bo jakieś 30 metrów, ale nie przeskoczę przez płot, więc 30 metrów zamienia się na 300 metrów. Toaleta, szukanie ciuchów, ubieranie psa.... aaaaa... spóźniłem się 7 minut. Biegłem jak na siebie bardzo szybko, może nawet pobiłem rekord AD 2023, ale tego się nigdy nie dowiemy.

Dzisiaj już bez spóźnienia. Krzątałem się po domu od 7:00 i miałem czas i na śniadanie i na ubranie psa i nawet dyskretne zachęcenie współdomowników do wyjścia ze mną (bez odzewu). 

Fascynuje mnie ta walka samego siebie chcącego wiedzieć w jakim tempie biegnę z samym sobą biegnącym bez zegarka. Z jednej strony naprawdę chciałbym wyjąć sobie z głowy tempo i biegać tylko na samopoczucie, ale mój podstępny politechniczny umysł ciągle kombinuje skąd zaciągnąć cyfrowego tlenu. Wystarczy, że spojrzę na godzinę na komórce i natychmiast włączają mi się systemy licząco-szacujące. Jestem w tym miejscu, więc jest to mniej więcej 1800 metr biegu, statystycznie bieg jest opóźniony o 2 minuty, więc biegnę 6 min/km..... ech.... mózgu! nie chcę tego wiedzieć!

No i dobiegłem. Po pół godzinie wyniki były na stronie: 30:01. Ehhh, no przecież te 2 sekundy bym bez problemu przyspieszył! Muszę dokładniej opracować algorytm mijania Maksymiuka w przesmyku. Po wyrazie jego twarzy można ocenić tempo w jakim biegnie i wtedy przeliczyć czas i punkt minięcia się i prostym rachunkiem mam swoje tempo. 

Ciało porusza się z punktu A do punktu B z prędkością ...

Kto zgadnie który mgr (lub mgr inż.) fizyki ma najwięcej parkrunów w naszej lokalizacji?  I nie jestem to ja choć spełniam warunek :)



7 komentarzy:

  1. "Kto zgadnie który mgr (lub mgr inż.) fizyki ma najwięcej parkrunów w naszej lokalizacji?" Może wspomniany wcześniej: Maksymiuk (?) ;)

    Mechanizm dodawania komentarza nie jak Anonim do przeglądu - nie działa ... (Zablokowano zasób „https://www.linkwithin.com/widget.js” z powodu niezgodności (X-Content-Type-Options: nosniff) typu MIME („text/html”).)

    OdpowiedzUsuń
  2. Maksymiuk (też jest fizykiem?) ma 218, a gospodarz o 100 mniej. Ja mam 79. Kamil ma 189.

    Tomek tata Basi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tomasz Kaszkur24 grudnia 2023 18:34

      Nie mam pojęcia, trzeba się Maksymiuka zapytać…

      Usuń
  3. Znowu efekt jojo i kolejne 2 lata absencji?😩

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zawsze jest taka opcja

      Usuń
    2. No bez jaj! Potrafiłeś się wyżyłować i walczyć o zejście poniżej 3 godzin w maratonie więc w czym teraz problem?

      Usuń
  4. Tomek jesteś?🤔

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy