Kilka miesięcy temu, a może kilka lat temu przypadkowo spacerowałem z psem i kompletnie zapomniałem, że jest sobota 9:00 rano (czyli pora, której konsekwentnie unikałem). Tym sposobem trafiłem Stanley'a, który w kilku zamienionych ze mną zdaniach trafił w nutę, po której dałem się namówić i przemaszerowałem (czasami podbiegając) 5 km z klapkach.
To był jedyny incydent tego typu.
Dziś przyszedłem na start całkiem świadomie. Może nie do końca z własnej woli, ale na pewno świadomie. Tydzień temu patrząc na parkrunowych biegaczy mój syn zaczął mnie wypytywać i drążyć temat tak głęboko, że w końcu zirytowany serią niewygodnych pytań wypaliłem:
- "Jak chcesz to sam pobiegnij a tydzień."
- "Ale pobiegniesz ze mną?"
- "TAK!"
* * *
Sobota, godzina 8:00, jemy małe śniadanko:
-"A skąd będę wiedziała jak biec?"
-"Będzie sporo ludzi, będziesz biegł za kimś...."
-"A co jeżeli wszystkich wyprzedzę i wtedy nie będę widział jak biec?"
-"OK..."
Rysujemy mapę:
* * *
No i poleciał.... tyle go widziałem co na starcie. Dobiegł z czasem 33:33 :) Pięć minut przede mną. Ja sobie spokojnie doczłapałem z pieskiem w tempie, na które było mnie po prostu stać.
* * *
Za tydzień będzie myślę, że będzie nas dużo. Przychodnia na Wzgórzu (czyli przychodnia nad startem parkruna) wspomoże młodą mieszkankę naszego osiedla - Zosię, która urodziła się z porażeniem mózgowym i wymaga ciągłej rehabilitacji. Od każdego uczestnika biegu Przychodnia przekazuje 10 zł dla Zosi. Więcej o Zosi na jej profilu https://www.facebook.com/krolewna.smieszka.zosia
Myślę, że będzie też okazja, aby każdy z nas wsparł Zosię dodatkowo, do czego osobiście zachęcam, a wręcz namawiam.