Rok albo dwa lata temu majówka była bardzo zimna. Pamiętam jednak, że biegając po Gdańsku z wielu ogródków dochodził dym z węgla drzewnego. Skoro jest majówka to musi być grill i koniec! Nie ma w tym oczywiście nic złego, sam uwielbiam grillować i tak jak mówi czasem Joszczi także uwielbiam "grilla pić". Jak jednak poradzić sobie w tym temacie kiedy jest się na "tymczasowej diecie wegetariańskiej"? Bo tymczasowa nie oznacza, że dopuszczająca wyjątki.
W codziennym życiu raczej nie rozpowiadam o tym, że na jakiś czas wyłączyłem mięso, i absolutnie nie oczekuję, że ktokolwiek będzie mi to ułatwiał i przygotowywał coś specjalnie dla mnie. Oznacza to, że czasem trzeba mocno pracować głową :)
Chciałbym wyróżnić trzy sytuacje związane z grillowaniem z jakim może zmierzyć się wegetarianin:
I. Spotkanie u znajomych, gdzie jestem gościem.
(Do tego punktu przynależy tytułowy obrazek). Był to najcięższy grill dla mojej głowy. Cały proces przebiegał dokładnie tak, aby wywołać u gościa jak największy apetyt:
- na początku kieliszek wina,
 - potem z grilla rozpalonego na tarasie zaczął wpadać do domu delikatny aromat dymu z węgla drzewnego,
 - kiedy na grilla trafiły kiełbaski oraz kotlety z wołowiny i aromat w dymie nabrał mięsnego charakteru moja wyobraźnia zaczęła wariować,
 - gospodarze mieli świadomość, że nie jem mięsa i dzwonili przez naszą wizytą co przygotować dla mnie - odpowiedziałem im, aby pod żadnym pozorem się mną nie przejmowali i na 100% znajdę coś do zjedzenia,
 - gdyby jednak wtedy powiedzieli trzykrotnie proste zdanie: "Tomek, zjedz kiełbaskę - nikomu nie powiemy - pękłbym, powiedzieli to jednak tylko dwa razy :)
 - ostatecznie zjadłem sałatki, a na grilla położyłem plastry selera oraz wielkie kapelusze pieczarek
 - autentycznie nie wyszedłem głodny, ale było BARDZO ciężko
 
II. Grill samemu dla siebie w swoim domu
Do takiego grilla można się dowolnie przygotować i najeść tak, że czasem mam wrażenie, że mniej jadłem żywiąc się klasyczną karkóweczką:
- sałaty/surowe warzywa z winegretem w bardzo dużych ilościach stanowią świetnie wypełnienie nie tylko podczas grilla,
 - pieczone ziemniaki (to akurat z piekarnika) są także smacznym i sycącym fundamentem,
 - warzywa na grilla czyli to co akurat jest pod ręką, czyli: cukinia, bakłażan, pieczarki, papryka, cebula...
 - camembert jako substytut mięsa, jadłem go dwa razy w tym roku, jest kaloryczny, smaczny ale nie jest konieczny i raczej do wykorzystania od czasu do czasu.
 
III. Grill w trakcie wizyty u rodziny
To praktycznie taki jakby miks dwóch poprzednich pozycji. Większość biesiadników nie wyobraża sobie nie zjedzenia mięsa, jednak moje pojawienie się z własną wałówką powoduje często konsternację w dwójnasób: A) czy Ty się tym najesz?? B) czy my kurtuazyjnie też będziemy musieli to jeść??
Taką wizytę właśnie mam za sobą i jestem pełen satysfakcji, kiedy na koniec imprezy na stole nie zostaje ani trochę warzyw, a niedojedzone mięso ponownie jest upychane do lodówki!
- trzeba przygotować jak najwięcej zielonych sałat z winegretem
 - pomidorki z awokado i sokiem z cytryny oraz oliwą znikają zawsze jako pierwsze
 - na grill pełen wachlarz warzyw, czyli znów: cukinia, bakłażan, papryka, cebula, czosnek, szparagi...
 
* * *
Największą zaletą wegetariańskiego grilla, taką natychmiastową, jest to, że nie czujesz się ciężko. Zazwyczaj po karkówce/kiełbasach/kaszankach/skrzydełkach popitych piwem trzeba było trzy godziny leżeć brzuchem do góry, bo poruszanie się sprawiało kłopoty. Nie mówiąc nawet o próbie biegania.
Zalet długoterminowych jest jeszcze więcej. Ale o tym wie chyba każdy, kto ma wśród znajomych albo rodziny osoby z poważnymi chorobami wieńcowymi.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz