Strony
▼
niedziela, 27 stycznia 2019
Kącik biegowego melomana: The The - Dusk
Czy ktoś jeszcze pamięta Matta Johnsona i jego projekt The The? Ja zwróciłem na ten zespół uwagę w październiku 1989 roku kiedy na Liście Przebojów Programu III pojawił się utwór duetu Matt Johnson & Sinead O'Connor - Kingdom of Rain. Sinead wtedy kochałem, więc po nitce do kłębka doszedłem do płyty Mind Bomb - The The, skąd pochodziło wspomniane królestwo deszczu. The The miało wtedy swoje 5 minut, bo zarówno The Beat(en) Generation jak i Armageddon Days Are Here (Again) trochę szumu wtedy narobiły.
Powyższą okładkę kolejnej płyty The The znałem doskonale z Tylko Rocka. Ale recenzja Grześka Kszczotka nie była pełna zachwytu, więc poprzestałem na wysłuchanie tego co kątem ucha udało się złapać na falach eteru i płyty nigdy sobie nie kupiłem.
Minęło dokładnie 26 lat. I właśnie w piątek 25 stycznia, kilka dni temu, zobaczyłem na jeden z grup muzycznych na FB, że ktoś zaprezentował okładkę tej płyty w ramach rocznicy. Płyta ukazała się właśnie 26 lat temu. Pod koniec stycznia 1993 roku.
Ile dni minęło? Dwa? Mam wrażenie, że tydzień. Przez ten czas nie rozstaję się z tym albumem: dwukrotnie biegałem, zrobiłem jedne długie rozciąganie, nawet słuchałem idąc do sklepu. Poza tym w pracy i w domu, na kolumnach, kiedy tylko mogę wcisnąć się między Harrego Pottera i Ninjago ;)
Nawet nie wiem jak nazwać ten gatunek. Rock alternatywny? Pod tą banderą można spotkać tak wiele muzycznego śmiecia, że nie mam serca mieszać sztuki Matta Johnsona z rockiem alternatywnym.
Był taki okres, właśnie na przełomie lat 80/90 kiedy artyści początku lat 80-tych dojrzeli, zaczęli grać coraz bardziej inteligentną, wysublimowaną no i coraz bardziej nieprzystępną muzykę. Dla tamtego świata byli niestety tylko epigonami, którzy nie potrafią odnaleźć się rzeczywistości. Kiedyś to oni byli rewolucją, a teraz kolejna fala spychała ich ku dnu. Ale komercyjne dno bardzo często oznaczało artystycznie najwyższe rejony nieba.
Przełom 80/90 to także złota era realizacji i produkcji dźwięku. Osiągnięto wtedy perfekcyjne optimum połączenia starej analogowej szkoły i rodzących się możliwości cyfrowych. Zanim świat zaczął słuchać planowo niedoskonałego brzmienia seattle na świecie pojawiło się kilka płyt, które stały się komercyjną porażką będąc jednocześnie artystycznymi i realizacyjnymi arcydziełami. Często było to muzyka trudna nawet dla mnie. Na przykład Laughing Stock - Talk Talk, czy płyty Davida Sylviana.
W tą koncepcję wpisał się też Matt Johnsonn. Dusk to właśnie taka płyta. Nieziemsko zrealizowana, z dbałością o każdy szczegół, o każdą płaszczyznę. To niby tylko piosenki, ale układające się ponadczasową koncepcję, poezję każdego wersu, każdą pojedynczą nutę brzmiącą wraz z rytmem mojego biegu.
Ile jest jeszcze takich niby mi znanych, ale wciąż nieodkrytych albumów?
RECENZJE PŁYT PRZY KTÓRYCH BIEGAŁEM
Dzięki za te muzyczne wrzutki. Znalazłem sporo ciekawej muzyki dla siebie. Mimo 35'u lat na karku jestem w momencie odkrywania alt rock'a i pokrewnych. Jednak jak sam wiesz są to tak olbrzymie muzycznie obszary, że nawet do takiego fana jak Ty płyta ta nie dotarła przez prawie 30 lat :) Z drugiej strony, czy wtedy tak by Ci się to spodobało jak teraz... Ludzie się zmieniają, dojrzewają i odbiór w różnych momentach życia jest inny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zbig
Muzyczna uczta. Przez przypadek po 29 latach od debiutu i mojego pierwszego odsłuchania płyta ponownie wpadła mi w ręce. Smakuje lepiej niż kiedyś. Jak dobrze wysezonowane wino. Przywołuje wspaniałe wspomnienia z młodzieńczych lat.
OdpowiedzUsuń