tag:blogger.com,1999:blog-83455281155632714222024-02-26T19:25:53.022+01:00Bieganie dookoła jeziorarun around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.comBlogger964125tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-82846006781598068602023-12-24T00:23:00.007+01:002023-12-24T00:48:28.890+01:00Ciało porusza się z punktu A do punktu B z prędkością ...<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8vRWkaWMJTEiXHMNHqgMj5wD63OxIGCo0wrt2jmpR_AcgYPXzvQIx2sfZYz3hW-hAqpOyj-EgjLJWaGD_rAFkhljBfmafiheQRTR_wbhzs23VOnog0bF2Epu3iYYbacKCKJK-2uHCIAxOs1e3ZjwKe7ea4rFHvdJTcvhM6an8YT_spUzFMl4UBvYR9Ks/s2048/412860050_122118782108106972_1916431459714474095_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="dzięki Zwolo za fotę, naprawdę nie mam Ci za złe, że kilka parkrunów temu zasugeorwałeś mi abym wziął się za siebie :)" border="0" data-original-height="1363" data-original-width="2048" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8vRWkaWMJTEiXHMNHqgMj5wD63OxIGCo0wrt2jmpR_AcgYPXzvQIx2sfZYz3hW-hAqpOyj-EgjLJWaGD_rAFkhljBfmafiheQRTR_wbhzs23VOnog0bF2Epu3iYYbacKCKJK-2uHCIAxOs1e3ZjwKe7ea4rFHvdJTcvhM6an8YT_spUzFMl4UBvYR9Ks/w400-h266/412860050_122118782108106972_1916431459714474095_n.jpg" title="fot. Łukasz Zwoliński" width="400" /></a></div><p></p><p>Równo 20 lat temu o tej porze wracałem z Kuala Lumpur, z miesięcznej delegacji. Nie do końca byłem pewny czy zdążę na święta, ale taki był plan. Tuż przed wylotem kupiłem sobie bluzę, w której jestem na zdjęciu. Kupiłem ją bo była ekstremalnie tania (5 ringitów) i potrzebowałem czegoś ciepłego na przylot. </p><p>Tej jesieni, i od kilku dni również zimy, chodzę i biegam w tej bluzie jako podstawowej formie odzieży zewnętrznej. Bardzo ją lubię, na froncie w "kangurzej torbie" mogę schować komórkę i przy okazji ma bardzo demonstracyjne pro-ukraińskie barwy. </p><p><span></span></p><a name='more'></a><p>Bluza w niebiesko-żółtych barwach ciekawie koresponduje z tym, że moją ulubioną płytą ostatniego miesiąca jest<i> Dark Side of the Moon REDUX</i>, czyli tzw "bełkot zagubionego 80-latka". Nikt nie ma argumentów, aby bronić Rogera Watersa w życiu publicznym, ale jego twórczość podchodzi pod inny mianownik. Ale wystarczy to oddzielić. Wiem, że to trudne. Oddzielić od postaci Rogera Watersa, oddzielić od oryginału sprzed 50 lat. Wtedy można się zatracić w tej przedziwnej trawestacji dzieła z 1973 roku. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjLJJlsY9wsWUqkWXNFC3fkRU7RhluCulYK8H0dfuL8rP-glFJiDauJ1f_xAZUT37MVnJBenSsmljt9NB0TVAScBVT9Oj7jKN2re5cq6Wffy0miK2YA2bSonR4n23nrITFIGmo4Qc-1PNls-9e5KuahPPgFmpb56JxiXkPJauBrFleakH0K2j3XPHM_Hjo/s2048/406803573_10219135905627059_3999480566572598277_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjLJJlsY9wsWUqkWXNFC3fkRU7RhluCulYK8H0dfuL8rP-glFJiDauJ1f_xAZUT37MVnJBenSsmljt9NB0TVAScBVT9Oj7jKN2re5cq6Wffy0miK2YA2bSonR4n23nrITFIGmo4Qc-1PNls-9e5KuahPPgFmpb56JxiXkPJauBrFleakH0K2j3XPHM_Hjo/w400-h300/406803573_10219135905627059_3999480566572598277_n.jpg" width="400" /></a></div><br /><p>Jednym z moich celów minimum na tę jesień jest biegać przynajmniej 3 razy w tygodniu. Trzy razy? Brzmi jak jakieś softowe wyzwanie! Tak, tylko trzy razy. Mogę biegać więcej, ale zbyt wiele by mnie to kosztowało i na dłuższą metę przy aktualnej wadze po prostu spalę się. Te skromne 3 razy sprawiają, że waga nie rośnie, raczej stoi, niż idzie w dół, ale <b>nie rośnie</b>. Traktuję ten miesiąc jako głębokie oddechy przed kolejnym interwałem. Od lipca do października zrzuciłem 25 kg. Od listopada stoję obwarowany w pół drogi (kolejne 25 kg jest celem). </p><p>Te trzy razy w tygodniu to dla mnie pewna nowość, bo wcześniej całe moje biegowe życie było na zasadzie wszystko albo nic. Trzy razy w tygodniu zawsze da się zmieścić mimo 14 spacerów z psem. I co najważniejsze - nie nawarstwia się zmęczenie, bo nie ma z czego się nawarstwić :)</p><p>Jednym z trzech jest sobotni parkrun. </p><p>Drugi, nieunikniony, to wtorek kiedy dzieciaki zawożę na basen i przez godzinę nie mam co robić, więc biegnę nad zbiornik Jasień.</p><p>Trzeci? Tutaj już różnie. Najczęściej czwartek wieczorem. Ale czasem zamieniam to na poranne biegnie z psem w dowolny dzień. Wtedy nie mam ciśnienia aby koniecznie biegać w czwartek wieczorem. A bez ciśnienia - paradoksalnie - bardziej się chce. </p><p>Dziś był ten nieunikniony, czyli sobotni parkrun:</p><p>Automatyzm tego biegu przetrenowałem tydzień temu. Obudziłem się o 8:45 i pomyślałem "<i>O %^&*#$!</i>" . Mam blisko w linii prostej, bo jakieś 30 metrów, ale nie przeskoczę przez płot, więc 30 metrów zamienia się na 300 metrów. Toaleta, szukanie ciuchów, ubieranie psa.... aaaaa... spóźniłem się 7 minut. Biegłem jak na siebie bardzo szybko, może nawet pobiłem rekord AD 2023, ale tego się nigdy nie dowiemy.</p><p>Dzisiaj już bez spóźnienia. Krzątałem się po domu od 7:00 i miałem czas i na śniadanie i na ubranie psa i nawet dyskretne zachęcenie współdomowników do wyjścia ze mną (bez odzewu). </p><p>Fascynuje mnie ta walka samego siebie chcącego wiedzieć w jakim tempie biegnę z samym sobą biegnącym bez zegarka. Z jednej strony naprawdę chciałbym wyjąć sobie z głowy tempo i biegać tylko na samopoczucie, ale mój podstępny politechniczny umysł ciągle kombinuje skąd zaciągnąć cyfrowego tlenu. Wystarczy, że spojrzę na godzinę na komórce i natychmiast włączają mi się systemy licząco-szacujące. Jestem w tym miejscu, więc jest to mniej więcej 1800 metr biegu, statystycznie bieg jest opóźniony o 2 minuty, więc biegnę 6 min/km..... ech.... <b>mózgu! nie chcę tego wiedzieć!</b><br /></p><p>No i dobiegłem. Po pół godzinie wyniki były na stronie: 30:01. Ehhh, no przecież te 2 sekundy bym bez problemu przyspieszył! Muszę dokładniej opracować algorytm mijania Maksymiuka w przesmyku. Po wyrazie jego twarzy można ocenić tempo w jakim biegnie i wtedy przeliczyć czas i punkt minięcia się i prostym rachunkiem mam swoje tempo. </p><p>Ciało porusza się z punktu A do punktu B z prędkością ...</p><p>Kto zgadnie który mgr (lub mgr inż.) fizyki ma najwięcej parkrunów w naszej lokalizacji? I nie jestem to ja choć spełniam warunek :)<br /></p><p><br /></p><p><br /></p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-44217889296480066432023-12-03T21:22:00.006+01:002023-12-03T21:27:36.818+01:00 Jest sobota! Jest 9:05! jest parkurn Gdańsk-Południe!<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7-fQk1gyIGJvBAr0gZUoLjUcN7R8Z2dmyWWuh_de47JtO4p17hq1UpsbyV6tKvuCdIVt5XdUzzzYSUCEEuRZDSYyqlmI-WQUMPCuJriEh5QQXXI9CeuAP2kdJ7_tlEQFwZcZhGGsCDN7fFCBWrn8E-ain2rCjbmooHhTimYMIAiKxM6sEE6GwRJS6des/s2048/407398283_1092635108845065_5597458834474126235_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7-fQk1gyIGJvBAr0gZUoLjUcN7R8Z2dmyWWuh_de47JtO4p17hq1UpsbyV6tKvuCdIVt5XdUzzzYSUCEEuRZDSYyqlmI-WQUMPCuJriEh5QQXXI9CeuAP2kdJ7_tlEQFwZcZhGGsCDN7fFCBWrn8E-ain2rCjbmooHhTimYMIAiKxM6sEE6GwRJS6des/w480-h640/407398283_1092635108845065_5597458834474126235_n.jpg" width="480" /></a></div><br /><p></p><p>Angielska pogoda sprzed dwóch tygodni szybko zamieniła się w klasyczną zimę, której nie było u nas na przełomie listopada i grudnia latami. Tydzień temu byliśmy jeszcze lekko zaskoczeni, aczkolwiek wyłamałem się z własnego motto, które towarzyszy mi od niemal 22 lat - czyli od czasu kiedy kupiłem swoje pierwsze <b>własne</b> auto (wcześniej jeździłem podarowanym od taty fiatem 126p - a kto nie jeździł!?). To motto brzmi: "<i>prawdziwy mężczyzna zmienia opony na zimowe dopiero po pierwszym śniegu</i>". Tym razem zostałem wmanewrowany przez małżonkę słowami: "<i>a co będzie jak spadnie śnieg w weekend i nie będziemy mogli np. pojechać odwiedzić teściowej?</i>". Ład małżeński ważniejszy od własnych zasad. W czwartek zmieniłem opony praktycznie od ręki, a w piątek spadł śnieg. </p><p>Tamten parkrun tydzień temu był takim biegiem przejściowym. Biegłem jeszcze na krótko, bez ciśnienia na wynik i raczej konwersacyjnie (kto kiedykolwiek biegł/szedł razem z moim synem gdziekolwiek, wie, że on musi w tempie konwersacyjnym bo nie przestaje mówić :)) Czas zupełnie bez znaczenia. 35 minut. </p><p style="text-align: center;">* * *</p><p style="text-align: left;">Wczoraj na starcie stawiła się tylko połowa rodziny Kaszkurów: Konstancja, Gustaw i ja. Resztę złapał leń i grudniowe przesilenie. Gustaw na starcie załapał miętę z jamnikiem i takim puchatym psem, który ma w sobie geny border collie i borzoja, czyli rosyjskiego długowłosego charta.</p><p style="text-align: left;">Po tradycyjnym rzucaniu śnieżkami w głównego koordynatora, punktualnie o 9:05 wystartowaliśmy! (nasze hasło: <i><b>Jest sobota! Jest 9:05! jest parkurn Gdańsk-Południe!</b></i>) </p><p style="text-align: left;"> </p><p><span></span></p><a name='more'></a>Na samym starcie bardzo się ucieszyłem, że zobaczyłem pacemakerkę z czasem 30:00. W tym roku szybciej nie biegałem. A od kiedy w sierpniu zaliczyłem w głowie całkowity reset moich poprzednich wyników po raz kolejny mam frajdę ten jeden raz w tygodniu pobiec <i>na czas</i> i zmierzyć się z życiówką AD 2023. Ewelina biegła w żółtej kamizelce 30:00 i to jej plecy postanowiłem oglądać przez większość biegu. <p style="text-align: left;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7pqNUbdPpaEBMmB3pJOWC4lmbWifKGj6nWJY7gRGkD-b2qa8JW4ko_cNQKnJ_49M3ZPgq_w473LWTZNFQWQT4m6UbJtiakclhzHofFUqNP30Ja5al2hMcXBzzhKv4mLwVfNPq9yoUg0qzsBSMCnLas0yS5A9fpufKVr36yGfIT5ezrr9vqwJrqR8VNRI/s2048/393130289_1092948655480377_6014680405085836803_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1367" data-original-width="2048" height="268" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7pqNUbdPpaEBMmB3pJOWC4lmbWifKGj6nWJY7gRGkD-b2qa8JW4ko_cNQKnJ_49M3ZPgq_w473LWTZNFQWQT4m6UbJtiakclhzHofFUqNP30Ja5al2hMcXBzzhKv4mLwVfNPq9yoUg0qzsBSMCnLas0yS5A9fpufKVr36yGfIT5ezrr9vqwJrqR8VNRI/w400-h268/393130289_1092948655480377_6014680405085836803_n.jpg" width="400" /></a></div><br /><p></p><p style="text-align: left;">Od kiedy biegam z psem, ustawiam się na końcu stawki, tak aby nikomu nie przeszkadzać i ruszam tuż przed nordikami. Tym razem było tak samo. Ewelina uciekła mi na samym starcie o jakieś 50 metrów i niesiony startową adrenaliną bez sensu od razu ją goniłem. Po pierwszych 500 metrach trochę zwątpiłem w możliwość złamania 30 minut tego dnia. Na szczęście kiedy dogoniłem naszą pacemakerkę i zwolniłem za jej plecami poczułem się jak przed laty na pierwszym kilometrze parkruna. </p><p style="text-align: left;"> </p><p style="text-align: left;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJ_OCNAwZeMBkb5flpfcKrfQJSOhtJj5OndM4bOG-ujPFe8-j-tTBSAvdgpHhMuZKFPLeaxBK0-gSk3s94WPNl2TtTkTyG-F_T4X52uAHnCaU0jJMTZkjUnndBShC1ouM5-eNj8gLW7psrkQfapPwmw8ke1_lFXCiKbn7pT9v-PFNu5uTSzKc1oHYajp0/s2048/407455695_1092937668814809_4205158744296800067_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1367" data-original-width="2048" height="268" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJ_OCNAwZeMBkb5flpfcKrfQJSOhtJj5OndM4bOG-ujPFe8-j-tTBSAvdgpHhMuZKFPLeaxBK0-gSk3s94WPNl2TtTkTyG-F_T4X52uAHnCaU0jJMTZkjUnndBShC1ouM5-eNj8gLW7psrkQfapPwmw8ke1_lFXCiKbn7pT9v-PFNu5uTSzKc1oHYajp0/w400-h268/407455695_1092937668814809_4205158744296800067_n.jpg" width="400" /></a></div><br /><p></p><p style="text-align: left;">A leciało to mniej więcej tak: pierwszy kilometr tak aby się nie zajechać, choć tradycyjnie trochę za szybko, drugi - idealnym tempem i samopoczuciem, trzeci - najgorzej, bo pod górkę, walka z myślami aby odpuścić, czwarty - znów idealne tempo i piąty - wiadomo - finisz. </p><p style="text-align: left;">Na drugim kilometrze poleciałem trochę przed szereg. Na trzecim walczyłem z myślami, że przecież jak się zatrzymam, albo przejdę do marszu to będzie bardzo łatwo zwalić to na psa :) No i na wzniesieniu przy małym stawku znów zrównałem się z Eweliną i Piotrem. Biegliśmy razem mniej więcej do tzw. <b><i>parkunowego aphelium </i></b>czyli miejsca na trasie, gdzie jesteśmy w najdalszym geograficzne jej punkcie od mety, czyli na krańcu małego stawku przy mostku z żółtymi barierkami. Potem powoli zacząłem się oddalać i poczułem, że chyba tylko jakaś psia wojna po drodze albo stado dzików mogło mi odebrać rekord AD 2023. </p><p style="text-align: left;">Niezależnie czy stać mnie za 35, 30 czy 20 minut. Na parkrunie lubię pobiec <i>pod limit</i>. Nie <i>na limit</i>, tak było owszem kilka razy w przeszłości, ale<i> pod limit</i>, czyli niemal tak samo, ale bez specjalnego przygotowania kilka dni wcześniej. Tak też poczułem się na ostatniej prostej, niby nic nie musiałem, a jednak zmusiłem się do finiszu. Właśnie po to aby zaraz po przebiegnięciu mety poczuć ten stan, kiedy opierasz dłonie na kolanach i łapiesz oddech przez pół minuty zanim będziesz mógł wypowiedzieć pierwsze słowo. </p><p style="text-align: left;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGQc9kax0-KFis2UQMwCiY8Fy2HihzrRWvCrZ-mO-6qrtfPqZjUY6sC7qE16zZWbFpurDFxz6DSXFvM19dZ5dX4dCW-ns7EhqRNRw7wcrpD3BdFtnk8UN6OyqMcY6VMXAQN20vlAiprdDJZbZxEpnvlkKU1CvX0xBqPm8f2ovx9TThg1juWL3IHu_XPj4/s2048/407575812_1092948272147082_2723096753337100437_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1367" data-original-width="2048" height="268" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGQc9kax0-KFis2UQMwCiY8Fy2HihzrRWvCrZ-mO-6qrtfPqZjUY6sC7qE16zZWbFpurDFxz6DSXFvM19dZ5dX4dCW-ns7EhqRNRw7wcrpD3BdFtnk8UN6OyqMcY6VMXAQN20vlAiprdDJZbZxEpnvlkKU1CvX0xBqPm8f2ovx9TThg1juWL3IHu_XPj4/w400-h268/407575812_1092948272147082_2723096753337100437_n.jpg" width="400" /></a></div><br /><p></p><p style="text-align: left;"><b>29:02. </b>Nadrobiłem minutę na niecałych 2km. Wow! Jestem z siebie naprawdę dumny. I naprawdę (szczerze, naprawdę) przestały mnie ruszać komentarze ludzi, którzy nie widzieli mnie 4 lata, gdy klepiąc mnie w brzuszek mówią: "<i>dawno, cię nie widziałem eeeeeee jakiś taki większy jesteś</i>".</p><p style="text-align: left;">Ja walczę o to aby polubić biegania na tyle, aby się już z nim nie rozstawać na lata. A nie jest to proste, łatwe i oczywiste. Ciągle ważę o wiele za dużo aby biegało się z przyjemnością każdego dnia. Aczkolwiek widząc tuż przed metą plecy Leszka czułem się niemal jak pełnoprawny uczestnik raportu ze środka stawki, a nie tylko wymieniany "<i>za zasługi</i>". Jestem Ci Leszku naprawdę bardzo wdzięczny, że często o mnie bądź o moich dzieciakach wspominasz. Czekam na Twój raport bardziej niż na wyniki (wiem, koordynatorzy nas rozpieścili i wyniki są szybciej niż <i>poparkrunowy</i> prysznic, a daleko do domu nie mam!). Ale tym razem Leszek mnie ostudził na samym wstępie :) Jaki środek stawki! Brakowało 26 biegaczy aby to był środek stawki! </p><p style="text-align: left;"> </p><p style="text-align: left;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8yUqB1vseQMn4fwMdEJizoxosKM1ZqXOPoEkR5b6vnV386-Bwk3nrLOR8d89fDNTsmmgGx7LbFimt0V_Im0h9AS4mP7CXc8jDV-OnlN3jutX2xHPtwAzMfqgsMb33n7XEBlkRxWT3Wg4SKoRfVCdXJ5v7uo-Sg15aUKRloxgZtMvUvINbDNnoZvYwLSA/s2048/407804305_1092937412148168_8148147982515930522_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1367" data-original-width="2048" height="268" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8yUqB1vseQMn4fwMdEJizoxosKM1ZqXOPoEkR5b6vnV386-Bwk3nrLOR8d89fDNTsmmgGx7LbFimt0V_Im0h9AS4mP7CXc8jDV-OnlN3jutX2xHPtwAzMfqgsMb33n7XEBlkRxWT3Wg4SKoRfVCdXJ5v7uo-Sg15aUKRloxgZtMvUvINbDNnoZvYwLSA/w400-h268/407804305_1092937412148168_8148147982515930522_n.jpg" width="400" /></a></div><br /> <p></p><p style="text-align: left;">Pewnie tego nie pamiętasz, ale mniej więcej wtedy kiedy poprzednim razem dochodziłem do formy (5? 6? lat temu) powiedziałeś mi na parkunie jedną z bardziej motywujących rzeczy jaką usłyszałem. Tuż za podbiegiem na mały staw odwróciłeś się i z pozytywnym zaskoczeniem rzuciłeś: "Tomek? Tutaj?"</p><p style="text-align: left;">:D</p><p style="text-align: left;">Dzięki. </p><p style="text-align: left;">PS. Nie miałem krótkich spodenek bo były w praniu. </p><p style="text-align: left;"><br /></p><p style="text-align: left;"><span style="font-size: small;">fot. Rajmund Steczeń i parkun</span><br /></p><p style="text-align: left;"> <br /></p><p style="text-align: left;"><br /></p><p style="text-align: left;"> <br /></p><p style="text-align: left;"> <br /></p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-12520805632561320952023-11-26T23:20:00.005+01:002023-11-26T23:25:56.891+01:00Kącik biegowego melomana: Camel - Stationary Traveller<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCi9VbBzNh2tzfjtHNFapKXOgAghKU9hWp9rjoii99Y86rS7scIpwUDlu39WfGRYdMHaw_YKDM8WBvljPv4sKhizXKK2FFt3hgE_yGJygohAZJf48ejnQ07QK6zfbFGm-SQ_8T1IpqkxM_WFqxiWjj2Y9h7r1G4GFw4GzKpw_7D5ayAfttq8Uxiwa7iWE/s730/20220312_134944.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="730" data-original-width="730" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCi9VbBzNh2tzfjtHNFapKXOgAghKU9hWp9rjoii99Y86rS7scIpwUDlu39WfGRYdMHaw_YKDM8WBvljPv4sKhizXKK2FFt3hgE_yGJygohAZJf48ejnQ07QK6zfbFGm-SQ_8T1IpqkxM_WFqxiWjj2Y9h7r1G4GFw4GzKpw_7D5ayAfttq8Uxiwa7iWE/w400-h400/20220312_134944.jpg" width="400" /></a></div><br /><p></p><p>Dziś jest zima, ale jeszcze kilka dni temu była późna mroźnia jesień. Taka industrialna jesień, kiedy trzeba biegać w mżącym deszczu, temperaturze oscylującej przy 2-3 stopniach na plusie i samochodach mknących obok i pod tobą, kiedy przebiegasz wiaduktem przez trzypasmową drogę szybkiego ruchu przy Auchan. </p><p>Ten miejski klimat mroźnej jesieni/zimy muzycznie kojarzy się z płytą, która ma w sobie bardzo dużo smutnych konotacji. Ostatnia audycja Tomka Beksińskiego przed samobójstwem w wigilię 1999 roku. Ostatni utwór w trakcie tej audycji. <b>Camel - <i>Stationary Traveller</i></b>. </p><p><span></span></p><a name='more'></a><p>Płyta z 1984 roku, kiedy Europa wciąż była podzielna na pół. Dla mojego rocznika, to jest absolutnie oczywiste jak wtedy wyglądało życie i jak politycznie zmieniło się ono kilka lat później. Berlin wciąż było podzielony murem. O tym opowiada ten album. O miłości pomiędzy parą z tego samego miasta, podzieloną murem, który dzielił wtedy również Europę. <br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0iEmHtn4jWAi_DATorBsBtpVSe56_cfcj0YKS0UI2kX90jjMSKDiKZckN-dYIfu8e5c6IDQNQjKdyCdmvueqlFv-BYtPhStH1e4St1VmRVEzkMqvWShOt7WIu8GcooaR-Lbah6DVuNPyuFXPohuT-sILtn89r8n56j-8lHSPGF5uD4u7oSkwQsbRzDLo/s640/graaal.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="640" data-original-width="480" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0iEmHtn4jWAi_DATorBsBtpVSe56_cfcj0YKS0UI2kX90jjMSKDiKZckN-dYIfu8e5c6IDQNQjKdyCdmvueqlFv-BYtPhStH1e4St1VmRVEzkMqvWShOt7WIu8GcooaR-Lbah6DVuNPyuFXPohuT-sILtn89r8n56j-8lHSPGF5uD4u7oSkwQsbRzDLo/w480-h640/graaal.jpg" width="480" /></a></div><br /><p>Camel to zespół grający rock progresywny, ale ... kilka lat później niż inni. Z perspektywy czasu to nie ma znaczenia. Przyglądając się datom wydania ich kluczowych albumów - one zawsze były 2-3 lata za modą. Ale czy dziś to ma jakiekolwiek znaczenie, że <i>Stationary Traveller</i> ukazał się dopiero w 1984 roku chociaż brzmi jakby był wydany 3-4 lata wcześniej? </p><p>Moja pierwsza styczność z tym albumem miała miejsce dopiero w 1994 roku. Pamiętam ten moment dokładnie. Spadłem z drabiny budując z moim Tatą nigdy nie ukończony dom w Juszkowie. To były wakacje tuż przed klasą maturalną. Spadając z drabiny miałem ogromne szczęście i zamiast złamać nogę po prostu przerysowałem całą piszczel o szczebel. Niemniej wyłączyło mnie to z prac budowlanych na kilka dni... I właśnie wtedy dałem mojej siostrze karteczkę z listą płyt/kaset, które mogłaby mi kupić jadąc do Gdańska aby rekonwalescencja była milsza. </p><p>Przyjechała z kasetą <b>Camel - Stationary Traveller. </b></p><p>Przez kilka dni nie przestałem jej słuchać. Strona A, strona B i jak w kółko. Naprawdę żaden zespół art-rockowy lat 70-tych nie nagrał w latach 80-tych płyty tak łamiącej wszelkie progresywne stereotypy. Ale zanim bezgranicznie pokochałem ją na kolejne dekady miałem duże wahania. Czy to jest jeszcze rock progresywny czy już pop? Albo czy dobry pop, czy rock progresywny pozbawiony fundamentalnych zasad określonych ponad dekadę temu? </p><p>Najgenialniejsze albumy zawsze niosą ze sobą mnóstwo wątpliwości w czasach kiedy powstają. </p><p>Za kilka miesięcy ta płyta będzie miała 40 lat! Wciąż jest i zawsze zostanie młodsza ode mnie. I kiedy stojąc w ostatni wtorek przy basenie na Azaliowej kilka chwil po odprowadzeniu mojej gromady dzieci na zajęcia, rzuciłem okiem na Spotify aby włączyć sobie cokolwiek na godzinę biegania zrobiłem wielkie WOW! łałał łał łał! STATIONARY TRAVELLER na Spotify!! Wreszcie!! Tej płyty nie było latami! Play i w drogę na jasieńskie zbiorniki. Miałem tylko jedno marzenie tego dnia: nie spotkać Joszczaka. Spotkałem go tydzień temu i z wielką przyjemnością zdjąłem słuchawki z <i>Eye in the Sky</i> - Alan Parsons Project aby pogadać w trakcie biegu z Michałem. Tym razem chciałem być sam całą drogę z każdą nutą tego absolutnie ponadczasowego albumu. </p><p>Mówi się, że najlepsze ballady zawsze nagrywają zespołu metalowe. To prawda. Taka sama jak ta, że najlepsze płyty popowe tworzą zespoły prog-rockowe :)</p><p> </p><p><span class="ILfuVd" lang="en"><span class="hgKElc"> </span></span><a href="http://runaroundthelake.blogspot.com/p/lista-pyt.html">RECENZJE PŁYT PRZY KTÓRYCH BIEGAŁEM</a></p><p></p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-10049339780782290242023-11-18T23:44:00.011+01:002023-11-18T23:57:40.597+01:00Ten, na którym Gustaw pogonił dzika i dwa kolejne<p><b>Ten na którym Gustaw pogonił dzika </b><br /></p><p>Trzy tygodnie temu Gustaw pogonił dzika. Przyznam, że miałem dużego pietra, bo to było pierwsze całkiem niespodziewane spotkanie na tak bliskiej przestrzeni. Co prawda od kiedy Moderna zaczęła wycinać las przy małym zbiorniku aby zbudować bloki, dziki zaczęły być widoczne praktycznie każdego dnia, ale starannie unikałem ich podczas spaceru z psem, trzymając go na smyczy tam, gdzie zagrożenie wzrastało. </p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiW52euxS7Exf4AVZin5sGLJ9PM_5y7H5VK0RlbsWiuXUJo0AqCIlAtZpji3ZIAEHzZy6BA0CAX9N50o_h_K5qg5hxB7GgbUf7MA1grYLj1iHr1pJtxio4Hb40B8oXK6lXn_1slVlRDkBQyvKu5OaUuCE_jeZSft2zijcT1rtyVf11EsDIrI2CYDmTc1iI/s640/IMG_5314.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="480" data-original-width="640" height="150" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiW52euxS7Exf4AVZin5sGLJ9PM_5y7H5VK0RlbsWiuXUJo0AqCIlAtZpji3ZIAEHzZy6BA0CAX9N50o_h_K5qg5hxB7GgbUf7MA1grYLj1iHr1pJtxio4Hb40B8oXK6lXn_1slVlRDkBQyvKu5OaUuCE_jeZSft2zijcT1rtyVf11EsDIrI2CYDmTc1iI/w200-h150/IMG_5314.jpg" width="200" /></a><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiuqjWeJzSjkHWg7p9hBsYWvpZ_kvXw2pq6Z6nlmK_47TPkEVY9xeajlE_ZZ72cn-7S9Z8tenlgRbkz_9IpIimIug6ufP-08ptkdi15YmywHl3T_NcKgrjkz6M9Yj0XgEYd30BkhgURpoqkWjXTbyJg-fiPPhjQ48FDMgRc9PRTM7jm825knjTT7aSyWQM/s640/IMG_5313.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="480" data-original-width="640" height="150" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiuqjWeJzSjkHWg7p9hBsYWvpZ_kvXw2pq6Z6nlmK_47TPkEVY9xeajlE_ZZ72cn-7S9Z8tenlgRbkz_9IpIimIug6ufP-08ptkdi15YmywHl3T_NcKgrjkz6M9Yj0XgEYd30BkhgURpoqkWjXTbyJg-fiPPhjQ48FDMgRc9PRTM7jm825knjTT7aSyWQM/w200-h150/IMG_5313.jpg" width="200" /></a></div></div><br /><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxU6Cyhthyphenhyphencr1JgA2cVf8aglMYBCwmEKyLtrCbNM1ZPTDivHwK4u7h1d7DtOaSXAl9sMj6fu4xaZL03qbH_aEhFP95JLRcCU-osDIYpmTS7IWdR5MIszAfWGHb9hh6GEJFcHBPHUd7agHoDkeRG6U6eK5FB-0vU7CQhuZ46amzvRYPL_b0Pe2s21OHIWw/s640/IMG_5315.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="640" data-original-width="480" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxU6Cyhthyphenhyphencr1JgA2cVf8aglMYBCwmEKyLtrCbNM1ZPTDivHwK4u7h1d7DtOaSXAl9sMj6fu4xaZL03qbH_aEhFP95JLRcCU-osDIYpmTS7IWdR5MIszAfWGHb9hh6GEJFcHBPHUd7agHoDkeRG6U6eK5FB-0vU7CQhuZ46amzvRYPL_b0Pe2s21OHIWw/w480-h640/IMG_5315.jpg" width="480" /></a></div><br /><p></p><p>Nasz parkrun przyciąga średnio setkę biegaczy każdej soboty, robimy siłą rzeczy dużo hałasu i krążąc po ósemkach dookoła stawów w sobotę o 9 rano szansa na spotkanie dzika była raczej mała. To rozsądne i płochliwe zwierzęta. Ale w końcu nasze ścieżki musiały się skrzyżować... czysta statystyka.</p><p>Gustaw w deszczowe dni biega jak za karę. Na każdym skrzyżowaniu z przesmykiem podbiega w kierunku Jaworzniaków i spogląda z nadzieją, że idziemy do domu. Kiedy widzi, że biegnę w innym kierunku przewraca oczami i biegnie za mną z miną mówiącą "<i>OMG mój pan jest niespełna umysłu i biega w deszczu, a przecież każdy szanujący się chart wie, że wtedy trzeba schować się pod kocem w domu</i>" </p><p>No i w końcu trzy tygodnie temu dwa żywioły przypadkiem spotkały się w przesmyku. Dzik wygoniony z zagajnika przez dewelopera z chartem, który zdecydowanie wolałby spać pod kocem zamiast biegać parkruna. Cała sytuacja trwała góra 5 sekund. Dzik wbiegł na ścieżkę, Gucio wystartował, dzik uciekł, Tomek Bagiński miał chwilę później czystą drogę aby wygrać bieg. </p><p><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjluQaQdAA-rCXuJQxhaUMNWAB9QrDIvQYUtisxtAUNrJdYaNn8fgpYKhDX-KhmkmprhxfYsteuCrwOPCPor7JgiaEAmPlU7Y9TQEYQs04qSbCxODvF7dCSkIbvKdOFhSslH1dUu5pFJwkOciTq_gHSZYPFV83nDamwfNIqZF3FT7W_Mm41JmwwczsQF0A/s2048/IMG_5358.JPG" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1363" data-original-width="2048" height="401" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjluQaQdAA-rCXuJQxhaUMNWAB9QrDIvQYUtisxtAUNrJdYaNn8fgpYKhDX-KhmkmprhxfYsteuCrwOPCPor7JgiaEAmPlU7Y9TQEYQs04qSbCxODvF7dCSkIbvKdOFhSslH1dUu5pFJwkOciTq_gHSZYPFV83nDamwfNIqZF3FT7W_Mm41JmwwczsQF0A/w602-h401/IMG_5358.JPG" width="602" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggzOa-T_q29XEAFBvt6mO8bgsxzuz4gjFxCjjSCitmt2UKsqTO1UN-jSThBc33wzK2MRvtO7E3FqEIowzfXCt0-qPnaIz-98idUt130ERMUydADdASMRqOZ9f5RTQX_lCGmqdBdr-HeSx8PlN80ge5MlDQjhEGYe1VGgV25dx2joXtoIkCNSRz2jSykMc/s2048/IMG_5359.JPG" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1363" data-original-width="2048" height="401" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggzOa-T_q29XEAFBvt6mO8bgsxzuz4gjFxCjjSCitmt2UKsqTO1UN-jSThBc33wzK2MRvtO7E3FqEIowzfXCt0-qPnaIz-98idUt130ERMUydADdASMRqOZ9f5RTQX_lCGmqdBdr-HeSx8PlN80ge5MlDQjhEGYe1VGgV25dx2joXtoIkCNSRz2jSykMc/w602-h401/IMG_5359.JPG" width="602" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBdvHhDcIkwe6KcWXfntKM6G0NWtP8QPT8i7ruxaWLneRpVSsK9UxlVrU2xA7ExVwcufVsA-s_wRV8ZoU5d7B-Tx5b8w6Z1igwEVuevbBC9Q74QdQQueEFWnv9iLsUm8NApCQao4Yw53h1dLMIhYUlCGN3vPtDyzyq55W_ul0Re6hUGoJjWvwRVxc2asQ/s2048/IMG_5360.JPG" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1363" data-original-width="2048" height="403" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBdvHhDcIkwe6KcWXfntKM6G0NWtP8QPT8i7ruxaWLneRpVSsK9UxlVrU2xA7ExVwcufVsA-s_wRV8ZoU5d7B-Tx5b8w6Z1igwEVuevbBC9Q74QdQQueEFWnv9iLsUm8NApCQao4Yw53h1dLMIhYUlCGN3vPtDyzyq55W_ul0Re6hUGoJjWvwRVxc2asQ/w605-h403/IMG_5360.JPG" width="605" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxgdGqR6SEqYR-Oap7QZYPixSvigqzXuQ_y4Ku1NoGAfcY9oq4iC5bPPKYt1VWRvYxp3iE8jA7tRgP53DfDd4RdLZu4N6DghE3-umIxK49TZ9vNAWnFZMqcL7-Rq_kuDxJSxMddmh6CqedaK2Kt38jPMRJvIRbPMOwVFq_bUmwZhF7EJNRdDlTfTWqyew/s2048/IMG_5361.JPG" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1363" data-original-width="2048" height="403" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxgdGqR6SEqYR-Oap7QZYPixSvigqzXuQ_y4Ku1NoGAfcY9oq4iC5bPPKYt1VWRvYxp3iE8jA7tRgP53DfDd4RdLZu4N6DghE3-umIxK49TZ9vNAWnFZMqcL7-Rq_kuDxJSxMddmh6CqedaK2Kt38jPMRJvIRbPMOwVFq_bUmwZhF7EJNRdDlTfTWqyew/w606-h403/IMG_5361.JPG" width="606" /></a></div><p>Ponieważ Gucio biega bez kodu, to ja dostałem wolontariat jako "zabezpieczający trasę". Dziękuję :)</p><p><b> </b></p><p><b>Ten z okazji Dnia Niepodległości</b></p><p><b></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWV3BvRpR8tBsjKw8TMyMqkgetiHFgTexOaA5-c1NRZETbVVLUCW91pxyDdNiqPQg0NwNRc3fcWt-tJDtowcvw-3b0_IeQ_XVErBLvya7QdgzLVXEcerHB2mt5QPDVamjcDtqloha1TF4JjSRThlrD9kMt5j49drHghceKdeVkVHtIgs83_vBNHJC7L_8/s1286/IMG_5749.JPG" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="858" data-original-width="1286" height="403" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWV3BvRpR8tBsjKw8TMyMqkgetiHFgTexOaA5-c1NRZETbVVLUCW91pxyDdNiqPQg0NwNRc3fcWt-tJDtowcvw-3b0_IeQ_XVErBLvya7QdgzLVXEcerHB2mt5QPDVamjcDtqloha1TF4JjSRThlrD9kMt5j49drHghceKdeVkVHtIgs83_vBNHJC7L_8/w606-h403/IMG_5749.JPG" width="606" /></a><b></b></div><b><br /> </b><br /><p></p><p>Podczas tego biegu, kiedy Gucio pogonił dzika, Ksawery pobiegł swój dziesiąty juniorski parkrun (a Konstancja 10 wolontariat). Zgodnie z prawdą, którą przez megafon wyznał Krzysiek - <i>"każdy szybciej od ojca"</i>. Ale nie było nas tydzień później aby odebrać dyplom bo wykonaliśmy listopadowy lifehack i polecieliśmy na tydzień na Cypr aby oddychać 28 stopniowym powietrzem i pływać w 25 stopniowym morzu. </p><p>Nie biegałem tam ani razu choć wziąłem buty biegowe. Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego, choć okazji było sporo. Może dlatego aby zrobić sobie pierwszą od sierpnia przerwę? W każdym razie przed 11-listopadowym parkrunem byłem pewny, że forma i czas będą bardzo podłe.... A tu się okazuje, że... zrobiłem "<i>życiówkę AD2023</i>" :) Niezależnie czy jesteś szczupły czy gruby, zasady odpoczynku przed biegiem są dokładnie takie same. Mój przypadkowy odpoczynek dał mi super wynik i w sumie super zadowolenie, że wszystko jest na dobrej drodze:</p><ul style="text-align: left;"><li>zacząłem biegać</li><li>robię to od lipca regularnie</li><li>zrzuciłem ponad 20 kg</li><li>poprawiam się z parkruna na parkrun</li><li>jestem cały w skowronkach... <br /></li></ul><p>I nagle wszystko siadło, kiedy wieczorem dostałem wiadomość od jednego z parkrunowiczów, z którym dawno się nie widzieliśmy:</p><p><b> - "Wybacz, że to piszę, ale mam dobre intencje, weź się za siebie"</b></p><p> :(</p><p>To oczywiście prawda, i nie chodzi mi o to, że jestem jakąś mimozą i nie można mi powiedzieć, że jestem gruby. Słyszę to codziennie i naprawdę mam świadomość dokąd zaszedłem. A zaszedłem do 139 kg. I wróciłem już do 115 kg. Jeszcze 15 i będę w raporcie ze środka stawki, jeszcze 30 i będę bił się o pierwszą trójkę. Ale póki co walczę o złamanie 30 minut i jeszcze przynajmniej tydzień powalczę bo dziś udało się tylko na chwilę, a potem wszystko zostało załatwione przy zielonym stoliku :)</p><p> </p><p><b>Ten, na którym po kilku latach przerwy złamałem 30 minut, ale mnie cofnęli jak Sainza w Las Vegas</b></p><p>W ostatnim tygodniu znów niewiele biegałem. Raz z psem, raz z Joszczakiem. To było cudowne przypadkowe wtorkowe spotkanie<b>. </b>Tego dnia odstawiam dzieciaki na basen i mam godzinę dla siebie. Przez ostatnie lata grałem w szachy w aucie na parkingu, ale od września staram się dobiec z Azaliowej do zbiornika Jasień i wrócić zanim dzieciaki skończą zajęcia. Za każdym razem określam swój tzw "<i>point of no return</i>" czyli miejsce, za którym nie starczy mi czasu aby wrócić na czas. I co tydzień dobiegam kilkaset metrów dalej. Ale tym razem spotkałem Joszczaka i poczułem się jak za starych czasów :)</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><strike style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1512" data-original-width="2016" height="458" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7XW7Jq5gkcp2aiqD7HoVyk1CeKwHrcq6o9gqGpvms8JTMjO5UwsdW8UEdDQK6dtj2lANux0SFagZqgXqiqEQIBQ01LQKECzuuT5QXwq8Do2AdkyEb-LSSoXFH2uAYi6a4iTzYXjWFpIIraH0CuTu9JonsAd1AQaePNEPTqcNmYR33Xgzb7gzwBakRTKU/w610-h458/IMG_5784.jpg" width="610" /></strike></div><p> </p><p>Miałem biegać jeszcze w czwartek, ale padało, i zamiast biegać udało mi się ledwie wyprowadzić wieczorem psa na 500 metrów. </p><p>A w sobotę? Znów pełen niepokój czy dam radę przebiec 5 km bez zatrzymywania się. Ale paradoksalnie (bo z jakimś szczątkowym treningiem w tygodniu) biegło się bardzo dobrze! Lekko jak na 115 kg, całkiem świeżo i z ciągle gadającym synem obok :) Wynik? WOW! 29:51 - złamałem 30 minut! Ponieważ biegam bez zegarka i bez śp. endomondo swoje wyniki i postępy śledzę wyłącznie na stronie parkruna.</p><p>Idę cały zadowolony na zakupy, a tu znów dostaję kosą przez nogi. Sainz nadział się na studzienkę w Las Vegas i dostał karę 10 miejsc do tyłu za wymianę baterii a aucie, a <b>każdy parkunowiec </b>dostał karę gorszą - 12 sekund w plecy! I nagle zrobiło mi się 30:03 hmmmmm. </p><p>Porachujemy się za tydzień!! <br /></p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-8784298290117300502023-10-22T00:22:00.003+02:002023-10-22T00:34:34.953+02:00parkrun Gdańsk Południe #319 - Chart angielski w angielskiej pogodzie<p>Są pewnie tacy doświadczeni parkrunnerzy, którzy w dekadach biegania o 9:00 rano w sobotę spotkali się z deszczem o tej porze. Jeżeli nie myli mnie pamięć, to zdarzały się ulewy tuż przed biegiem, które ręką niewidzialnej opatrzności o 9:00 rano nagle ustawały. Zdarzały się też biegi, że chwilę po dotarciu na metę trzeba było chować się pod daszkiem garaży na Bergiela 1. Ale ja - mimo swojego 175 biegowego doświadczenia nie pamiętam takiego biegu aby padało od 9:00 do 10:00 bez chwili nadziei, że zaraz się wypogodzi. Może 175 biegów to mało, aby przeżyć wszystko. Może trzeba mieć ich na koncie przynajmniej 250 jak np. Kamil? </p><p>Ciastka z tej okazji zjadłem przedpremierowo :)</p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiU2QxeObYHS4cF4_f5ZfALrzNm48roGdsMvETeKfEgFVCeUnrdCb4Mmwyldvqs_tcAqtfvw-S-VoC1lUh4Bb1ol3N2IVatvdDjK0FeqarmgdFt_8oHJlscbQfcp5wg7nM8-gW6wLnkpqv1PYZeFR1qnxKoDfLJXXkzx-RA8iLAGGG0Rpjyx5P_7dFmJBw/s1275/IMG_5265.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1233" data-original-width="1275" height="549" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiU2QxeObYHS4cF4_f5ZfALrzNm48roGdsMvETeKfEgFVCeUnrdCb4Mmwyldvqs_tcAqtfvw-S-VoC1lUh4Bb1ol3N2IVatvdDjK0FeqarmgdFt_8oHJlscbQfcp5wg7nM8-gW6wLnkpqv1PYZeFR1qnxKoDfLJXXkzx-RA8iLAGGG0Rpjyx5P_7dFmJBw/w569-h549/IMG_5265.JPG" width="569" /></a></div><br /><p></p><p>Tak jak Leszek zauważył nie-wprost w swoim <i><a href="https://www.facebook.com/biegambowarto">raporcie ze środka stawki</a></i> - na naszych południowych rubieżach Gdańska mimo angielskiej pogody było najwięcej uczestników, że wszystkich gdańskich parkrunów. </p><p><span></span></p><a name='more'></a>Pogoda angielska, goście z Anglii, przy nodze whippet, czyli chart angielski, który teoretycznie powinien być genetycznie pogodzony z angielską pogodą. Ubrałem go w psi polarek - po raz pierwszy tej jesieni, ale to nie wystarczyło. Przecież na ścieżce są kałuże... jak chart angielski ma iść przez takie przeszkody? <p>Przemówienie było na szczęście krótkie. Raz dwa trzy i do przodu. Moją rodzinę reprezentowało dziś 4/6 parkrunnrów. Grażyna była u rodziców, Kreska stwierdziła, że woli sprzątać pokój o 9:00 rano niż iść na deszcz, Kostka nie miała wyboru = robi wolontariat, a Ksawery jak zwykły 8-latek nie widzi przeszkód. Ale chart miał prawdziwy problem... </p><p>- <i>Tato, serio? Ja chce do domu!?</i> - patrzył na mnie chart</p><p><i>- Biegniemy, biegniemy</i></p><p><i>- Ale tato, weź mnie nie ciągnij!</i></p><p><i>- OK, spuszczam Cie ze smyczy, rób co chcesz...</i></p><p><i>- Ale serio? Naprawdę? Nie wyłączysz tego deszczu?</i></p><p><i>- Rób co chcesz psie!</i></p><p><i>- No dobra biegnę za tobą... ale powoli! </i></p><p><i> </i></p><p>Dobiegamy do pierwszego rozgałęzienia ze ścieżką na mały zbiornik:</p><p> </p><p><i>- Taaatoo! Ja pójdę tutaj w górę na Jaworzniaków do domu!</i></p><p><i>- Rób co chcesz psie, ja biegnę dalej!</i></p><p><i>- To ja stoję tu i czekam...</i></p><p><i>- Rób co chcesz psie!</i></p><p><i>- No dobra..... idę.... </i><i> :(</i></p><p><i> </i></p><p>Na drugim kółku doganiam Ksawka, który ewidentnie chce z kimś pogadać zamiast biec. Generalnie, on bardzo wspomina każdego kto w trakcie biegu z nim zamienił choć kilka zdań, a najbardziej Teoforza, który z całym swoim ponadnaturalnym physis była dla Ksawka jak mitologiczny bóg rad dotyczących biegania. A ja jestem każdemu, kto odciąży mnie w tej rozmowie bardzo wdzięczny. Ale tym razem gadał ze mną :) </p><p>Chart angielski na to:</p><p><i>- Tato, ale już zrobiliśmy półtora kółka, więc teraz do domu prawda?</i></p><p><i>- Nie, teraz biegniemy na mały staw, charcie. </i></p><p>Na małym wcale nie padało mniej<i>, </i>ale przynajmniej szybko płynął czas, bo byłem w nieustannym dialogu z synem. Próbowałem nawet biec nieco szybciej aby skupić się na oddychaniu, ale jedyne co osiągałem, to trudność w udzielaniu płynnych odpowiedzi, bez wpływu na płynność pytań. </p><p>Chart angielski na to:</p><p><i>- Tato, ale teraz naprawdę do domu.</i></p><p><i>- Nie charcie, teraz trzeba się skupić na finiszu</i></p><p>Przy czerwono-niebieskim pachołku tuż przed zakrętem na ostatnią prostą biegu Ksawery spojrzał się na mnie i ... odpalił finisz. Podobno ktoś na jednym z poprzednich biegów powiedział mu, że finisz trzeba zacząć trochę wcześniej niż za zakrętem, to wtedy jest większa szans na lepszy czas. </p><p><i>- Co mam robić? </i>- spojrzał się na mnie chart</p><p><i>- Sam zdecyduj, ja nie dogonię tego diabła.</i></p><p>Ksawery na metę przybiegł 15 sekund przede mną. Potem Gucio, a potem ja. Szybko zeskanowaliśmy nasze tokeny i nie czekając na Konstancję (zamykającą stawkę w ramach wolontariatu) wróciliśmy do domu. </p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOQZ1GLU-txOFNMTt8PA6UrdapsUAFdfaCOOr6-Q4ZzloA7cvFYVkMcQO_ltDcS9nQACf5YgXzX7QyJoC24ko4gzUIynkjNUXnYyiexRyYdy84D-EtQXGFUh8TRlDDcNTrP_ARXC9p4Ddv9qudndOQ0-GmYH6o709TbF280HTmUZoY5pqdXP4Crf15kO4/s1037/IMG_5254.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1037" data-original-width="995" height="506" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOQZ1GLU-txOFNMTt8PA6UrdapsUAFdfaCOOr6-Q4ZzloA7cvFYVkMcQO_ltDcS9nQACf5YgXzX7QyJoC24ko4gzUIynkjNUXnYyiexRyYdy84D-EtQXGFUh8TRlDDcNTrP_ARXC9p4Ddv9qudndOQ0-GmYH6o709TbF280HTmUZoY5pqdXP4Crf15kO4/w486-h506/IMG_5254.jpg" width="486" /></a></div><br /> <p></p><p style="text-align: center;">* * *</p><p style="text-align: left;">Spośród wszystkich parkrunów, jakie miałem przyjemność biec, ten był chyba najtrudniejszy do podjęcia decyzji aby wyjść przed dom i biegać dookoła stawów. Nam, ludziom łatwo jest racjonalizować trudne decyzje, ale pies nie musi. Życie psa jest dużo prostsze: <i>jest zła pogoda? - oszczam najbliższe drzewo i czekam na lepszą. </i>Na szczęście pies nie musi dogadywać się z innymi psami kiedy może wyjść pobiegać, na nieszczęście musi dogadywać się z nami, z ludźmi, którzy mamy własne harmonogramy, własne plany. </p><p style="text-align: center;">*** <br /></p><p style="text-align: left;">Chart angielski na to:</p><p style="text-align: left;"><i>- Tato, dej mi tę kość z kurczaka z rosołu</i><br /></p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-56364059062756135012023-10-20T21:44:00.013+02:002023-10-20T21:52:15.158+02:00Fatum Garmina, czyli... gdzie można mnie śledzić i dlaczego nigdzie!<p>- <i>Gdzie można Cię śledzić?</i> - napisał Michał</p><p>- <i>Nigdzie</i> - odpowiedziałem</p><p>Po chwili zastanowienia zacząłem się tłumaczyć, że naprawdę nigdzie, że moja odpowiedź nie oznaczała "<i>spierdalaj</i>" tylko z tego obrażenia się na biegania na 3 lata zostało mi wciąż obrażenie się na mierzenie wyników. </p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCX6GLKDkDAv48nvpRZs1VNkjHXuVCa9-K2OKf-3Xhl9whCNY2fx4S3FuHprhiqBcssVai3e9HlgRyuMs_WT3rtYHvwr5-n0QT0LOYi2dj8KjWcqVtVlw3NaoU0eFxbXYqW0kWloHMsFPzDKHLW1hZHGQXQf_ZxXKCymjgtkUNQbroWWaYrvsVwwW0yjc/s4032/IMG_5249.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3024" data-original-width="4032" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCX6GLKDkDAv48nvpRZs1VNkjHXuVCa9-K2OKf-3Xhl9whCNY2fx4S3FuHprhiqBcssVai3e9HlgRyuMs_WT3rtYHvwr5-n0QT0LOYi2dj8KjWcqVtVlw3NaoU0eFxbXYqW0kWloHMsFPzDKHLW1hZHGQXQf_ZxXKCymjgtkUNQbroWWaYrvsVwwW0yjc/w400-h300/IMG_5249.jpg" width="400" /></a></div><p></p><p>Nie pamiętam, czy już się kiedyś chwaliłem, ale 3 lata temu kupiłem sobie Garmina Fenixa. Było to w absolutnie schyłkowej erze mojego biegania, kiedy już tak bardzo nie chciało mi się biegać, że wymyśliłem sobie, że kupno profesjonalnego zegarka zachęci mnie do treningów. Cały zakup był o tyle paradoksalny, że .... kupiłem go na raty... na 36 rat (!!). Dlaczego? Bo była taka promka w jednej z sieci AGD/RTV, że niższa cena dotyczyła wyłącznie zakupu ratalnego na 3 lata. Przeliczyłem sobie na szybko i wyszło mi, że 200 zł będzie w kieszeni jeśli rozłożę całą kwotę na miesięczne mikro-raty. </p><p><span></span></p><a name='more'></a>I w ten sposób stałem się właścicielem Garmina Fenixa komunikującego się z moimi słuchawkami Kossa i Spotifjem. Tylko... przestałem biegać. Zegarek leżał w szafce pod TV, kilka razy go nawet naładowałem, kilka razy pobiegałem. Ściągnąłem kilka playlist, poleżał kilka miesięcy znów w szafce, potem okazało się, że w międzyczasie UPC zmieniło mi router, a konfiguracja Garmina w nowej sieci jest serio trudniejsza niż konfiguracja drukarki wifi. Ja wiem, że fanboye Garmina mają to obcykane, ale dla normalnego człowieka uniwersum Garmina jest naprawdę na poziomie drukarki HP... <p>Tak więc spłaciłem wszystkie 36 rat za Fenixa. W tym sierpniu ostatnią. Fatum minęło. Poczułem ulgę, że nie mam już tego wewnętrznego imperatywu, że skoro płacę 40 zł raty miesięcznej to muszę biegać bo inaczej będę frajerem. Zupełnie jak moje koleżanki opłacające abonamenty w klubach fitness i spędzające każdy wieczór z wyrzutami sumienia, że sączą wino i jedzą ser zamiast iść na trening skoro jest już opłacony, czyli jest za darmo. Zrzuciłem z siebie ten garminowy abonament i ... wyszedłem biegać. </p><p>Plusów jest miliard:</p><ul style="text-align: left;"><li>nie gnębisz sam siebie poprzez ciągłe porównania i zerknięcia na tempo</li><li>nie gnębisz sam siebie jak w czasach śp. endomondo, gdy żeński głos co kilometr mówił Ci o twoim tempie</li><li>możesz się zatrzymać, możesz przejść do marszu, możesz nawet iść do domu i NIKT z twoich znajomych nie zobaczy na żadnej apce co właśnie odwalasz.</li><li>(i co najważniejsze - nikt nie zobaczy, że jak żółwim tempem biegasz)<br /></li><li>każdy trening wychodzi wyłącznie spod serca, jest tym co aktualnie dyktuje ci iloczyn chęci i możliwości</li><li>nie walczysz o statystyki typu: średnie tempo miesiąca, średnie tempo treningu etc.</li></ul><p> </p><p>Nie jest też jednak tak, że stałem się zupełnym cyfrowym jaskiniowcem, jakim od dawna jest Dominik. Mam przy sobie telefon, bo chcę jakoś słuchać muzyki, więc Spotify jest mi potrzebne (był taki moment, kiedy myślałem o walkmanie na kasety, i nie jest wykluczone, że wrócę do tego pomysłu). Telefon siłą rzeczy (a raczej siłą niepowyłączanych aplikacji) mierzy mi kroki i pokonany dystans. Tak więc na koniec dnia mniej więcej widzę ile udało mi się pokonać i w jakich godzinach była moja aktywność. Ale naprawdę daleko aby z tych ogólnych statystyk wyciągać chociaż zbliżone tempo na kilometr. </p><p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjeRtn2SeundXtqV3ezDQ4J8vgDIFYPzaiclHVVcE3wUWDEaDDg_TzSnmZuuhguQ5qAvFO5ltSilPjCqHfBcfFOXvO9r_jjtz1vydndGS5xAve19l5bHh2VrFp1bra0bD1-6vSpVmGlWF1L-24NV9QZZwskL5Fhr78OW1Du4ZljScswD_eZk7aWmFBfH-o/s1619/IMG_5251.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1619" data-original-width="1284" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjeRtn2SeundXtqV3ezDQ4J8vgDIFYPzaiclHVVcE3wUWDEaDDg_TzSnmZuuhguQ5qAvFO5ltSilPjCqHfBcfFOXvO9r_jjtz1vydndGS5xAve19l5bHh2VrFp1bra0bD1-6vSpVmGlWF1L-24NV9QZZwskL5Fhr78OW1Du4ZljScswD_eZk7aWmFBfH-o/w509-h640/IMG_5251.jpg" width="509" /></a></div><br /> <br /><p></p><p>I jest mi z tym dobrze. </p><p>Pewnie, kiedy (jeśli) zacznę biegać trochę szybciej to przeproszę się z nowoczesnymi urządzeniami pomiarowymi. </p><p>A może będzie jak przez ostatnie 2 miesiące, że jedynym pomiarem jaki będę miał będzie wynik na parkrunie?</p><p><br /></p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-7795689432924715382023-10-14T00:07:00.004+02:002023-10-14T07:46:13.477+02:00Kącik biegowego melomana: Kate Bush - Hounds of Love<p>Podobno był niedawno jakiś film, gdzie w ścieżce dźwiękowej zostało użyte <i>Running Up That Hill</i>. To by tłumaczyło, czemu winyl, za który kilkanaście lat temu dałem 10 zł dziś jest ceniony 15x drożej.</p><p>Jeśli chodzi o bieganie, to każdy utwór mający w sobie słowo "running" staje się naturalnym dopingiem na biegowych ścieżkach. A w kontekście terenowych biegów górskich to i Bush i Running i Hill jest mocno w temacie :)</p><p>W tym miejscu, po 10 latach prowadzenia bloga bardzo dziwię się, że nie było tutaj wcześniej Kate Bush. Bo biegałem i z jej ostatnią płytą (wydaną ponad 12 lat temu - <i>50 words for snow</i>) jak i debiutem (<i>The Kick Inside</i>) czy tą najbliższą mi emocjonalnie, bo wydaną w czasach, kiedy zaczynałem samodzielnie słuchać muzyki czyli <i>The Sensual World</i>.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIIztvhB-mS1c_qYE2u-oJoEhGG0TeM7fFIlUXRyQU4sFMS-woj7jKrh2SIFbMdl55yZFSq0SWXh0l5sFnaopSLRFwGfsO4RJ91jRygkiWN8OafWveh41mO0IPbkntTka3pQJxyR3IBuhFOLU-I36Fyyd_XkCmYd1nw-jJPrvr6yo2fyczN5WsEDauaJM/s1500/hounds%20of%20love.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1464" data-original-width="1500" height="531" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIIztvhB-mS1c_qYE2u-oJoEhGG0TeM7fFIlUXRyQU4sFMS-woj7jKrh2SIFbMdl55yZFSq0SWXh0l5sFnaopSLRFwGfsO4RJ91jRygkiWN8OafWveh41mO0IPbkntTka3pQJxyR3IBuhFOLU-I36Fyyd_XkCmYd1nw-jJPrvr6yo2fyczN5WsEDauaJM/w544-h531/hounds%20of%20love.jpg" width="544" /></a></div><br /><p><i>Hounds of Love </i>było kiedyś tłumaczone jako <i>Ogary Miłości, </i>bez wątpienia są to psy, raczej wyżły weimarskie ale nie zmienia to faktu, że okładka płyty jest genialna. Nie zmienia tego nawet to, że nie są to charty angielskie, czyli najlepsze ze wszystkich psów na świecie!</p><p><i>Hounds of Love </i>kupiłem ponad 20 lat temu na targu winyli na wycieczce we Francji, za 2 franki. Cena dziś brzmi absurdalnie, ale takie kiedyś były czasy, że płyta winylowa była na równi ze śmieciem. Mnie to cieszyło, bo byłem posiadaczem gramofonu, a płyty CD były po prostu drogie. </p><p>Ten album to klasyczne dziecko złotej ery płyty winylowej. Strona A i strona B. Aby przejść z jednej na drugą, trzeba wstać i przełożyć płytę. Każda ze stron może być osobnym wszechświatem. I tak właśnie zrobiła Kate.<b> Strona A</b> - single, które konkurowały na listach przebojów z Madonną (z czasów <i>True Blue</i>) Za to <b>strona B</b> - to ARCYDZIEŁO rocka progresywnego. 7 piosenek znanych pod wspólną nazwą <span class="ILfuVd" lang="en"><span class="hgKElc"><i>The Ninth Wave</i>...</span></span></p><p><span class="ILfuVd" lang="en"><span class="hgKElc">Biegałem z Kate w ostatnią środę. I kiedy w słuchawkach zabrzmiał przedostatni na płycie<i> Hello Earth</i>, nie wiedziałem czy mam biec szybciej do utraty tchu, czy wręcz przeciwnie, przejść do marszu w otoczeniu mgieł i zapachu nocy aby nie stracić ani jednej nuty emocji, jakie niesie ze sobą ten utwór. </span></span></p><p><span class="ILfuVd" lang="en"><span class="hgKElc">To był jeden z tych momentów, zimnego jesiennego powietrza, zapachu mokrej trawy, mgły nad stawem, którym wcześniej rządziła Lisa Gerrard z Dead Can Dance, ale teraz jej monogamia jest poważnie zagrożona. </span></span></p><p><span class="ILfuVd" lang="en"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEia2ic78kFwGOlZziFmB3Lui-guL2mtRN0ru9caLD6-ePzkVllyDY2M6ysa3LMqNyoKPzn-CotTjKXMg0UKpLBV9JUFm1R11aJv80jWPZOBGGiiSQwKWGvqGEZKms-xPFQgQt4A1nPxsYWWD59KfyuDABF0lJwLuTJ9yuCRsVL4phsLRix318GUxVOqQAA/s2016/IMG_5186.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1512" data-original-width="2016" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEia2ic78kFwGOlZziFmB3Lui-guL2mtRN0ru9caLD6-ePzkVllyDY2M6ysa3LMqNyoKPzn-CotTjKXMg0UKpLBV9JUFm1R11aJv80jWPZOBGGiiSQwKWGvqGEZKms-xPFQgQt4A1nPxsYWWD59KfyuDABF0lJwLuTJ9yuCRsVL4phsLRix318GUxVOqQAA/w400-h300/IMG_5186.jpg" width="400" /></a></div><br /><span class="hgKElc"><br /></span><p></p><p><span class="ILfuVd" lang="en"><span class="hgKElc"> </span></span><a href="http://runaroundthelake.blogspot.com/p/lista-pyt.html">RECENZJE PŁYT PRZY KTÓRYCH BIEGAŁEM</a></p><p><span class="ILfuVd" lang="en"><span class="hgKElc"> </span></span> </p><p><br /></p><p><br /></p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-59830434777396278122023-10-13T23:03:00.006+02:002023-10-13T23:07:18.020+02:00parkrun Gdańsk Południe #317 - Tabula rasa<p>Odcięcie tego co było od tego co będzie otworzyło mi nowe możliwości interpretacyjne. Każdy nowy najlepszy "czas w parkrunie" w 2023 roku traktuję jak po prostu nowy najlepszy czas. Nie mam pojęcia czy kiedykolwiek zbliżę się jeszcze do rezultatów sprzed 4 lat, szanse nie są duże, wiek robi swoje. Każdy z moich kolejnych trzech "wagowych powrotów" był coraz trudniejszy. Ale przy każdym z nich byłem coraz dojrzalszy i obiektywne trudności związane po prostu z wiekiem kompensowałem doświadczeniem i większą łatwością do stosowania w życiu kompromisów (czyli rozwiązań, z których nikt nie jest do końca zadowolony, ale paradoksalnie mają dość długą trwałość).</p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi21Ln_k_qwCh-Mc6ohaQ1ttdfYctR_Xveac08AA687xqKfca_kKU2eRto0ig6_dXujq3IOAqCswFDqdMfY9pw4fzlLQwm4KccCVu4PEI7_PHJVbI5OK_rdG8SHIALAydCotE4e6k3ZHO_uvQYxDwBW6uQHAYCiQEomqLtmvHKXy0nlwgqx0HSXzFIlFVw/s2016/IMG_5110.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1512" data-original-width="2016" height="413" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi21Ln_k_qwCh-Mc6ohaQ1ttdfYctR_Xveac08AA687xqKfca_kKU2eRto0ig6_dXujq3IOAqCswFDqdMfY9pw4fzlLQwm4KccCVu4PEI7_PHJVbI5OK_rdG8SHIALAydCotE4e6k3ZHO_uvQYxDwBW6uQHAYCiQEomqLtmvHKXy0nlwgqx0HSXzFIlFVw/w551-h413/IMG_5110.jpg" width="551" /></a></div><br /><p></p><p><i>Tabula rasa,</i> czyli czysta tablica - dzięki takiemu postrzeganiu samego siebie mam dużo radości mogąc w sobotę o 9:00 pobiec parkruna szybciej niż tydzień temu. Usuwam z głowy wspomnienia, że już tu byłem, że już to robiłem. Dzisiaj jestem po prostu wolniejszy niż mój 8-mio letni syn, który nie odpuszcza ani jednej soboty, od kiedy zrozumiał czym jest parkrun i że po prostu może tu przyjść i biegać. Ale też szybszy niż ja sam byłem tydzień temu.<br /></p><p><span></span></p><a name='more'></a><b>Bieg nr 317</b>. Na starcie stawiamy się całą rodziną. 3xdziewczyny, 2xchłopaki i 1xpies. Ksawery ma urodziny, dokładnie tego dnia, a jego średnia siostra zaniosła ma metę worek urodzinowych cukierków. Motywuję Ksawerego aby nie biegał szlaczkiem, tym bardziej po betonach odwodnienia chodnika i aby zrobił życiówkę na swoje własne urodziny. Niestety nie byłem w stanie mu w niej towarzyszyć z racji fizycznych ograniczeń własnego tempa. <p>Wystartowaliśmy, Ksawery poleciał do przodu, za nim wyrwał się Gustaw, który ciągnął mnie przez pierwsze 300 metrów, a potem... wszystko się uspokoiło... pół kółka... półtora kółka... przesmyk... podbieg, małe kółko.... zbieg i znów przesmyk... pół kółka do mety... </p><p>Zastanawiałem się kiedy przejdę do marszu... ale nie musiałem tego robić. Nie miałem pojęcia jakim tempem biegnę, bo w ramach protestu przeciwko mojej beznadziejnej formy postanowiłem nie rejestrować cyfrowo ani moich biegów ani treningów. No i dobiegłem. 31:42 - najlepszy rezultat w tym roku :)</p><p>Na mecie czeka Ksawery, ktoś mi gratuluje, ale po chwili orientuję się, że nie mi, ale Ksaweremu, że przybiegł sporo przez pacemakerem na 30:00. </p><p>W domu sprawdzamy wynik: życiówka 28:41 w 7-mym parkrunie w życiu w swoje 8 urodziny. Wow. Będzie z niego porządny Kaszkur. <br /></p><p>Czy jutro uda się pobiec szybciej? Ciężko powiedzieć, życiówek nie bije się co tydzień. Ale na pewno będziemy. Zamiast rzucać w biegaczy ziemniakami z pomostu przyjdziemy na start zrzucić trochę kilokalorii i pozytywnie nastawić się na resztę październikowej soboty. <br /></p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-5314138166196773312023-10-07T00:14:00.001+02:002023-10-07T00:14:53.224+02:00Kącik biegowego melomana: The Legendary Pink Dots - Faces In the Fire<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPuaXIDeIwmMKZ0qPcx4IgHukaiShUTo3neNDIolYsAC2YZULY8cADW1dK89CRUhFe2SzsgC3n3P_c8nj4rlh-3oq09jFEUlii4F_gNF3RooXfWrrN5IGbWxSdhl-oSeGkoLSUJzdhCdZw9L5HV4TJiZEUtvpMAOJlny6AkWgt7hb6N4g8Orl4AjVZu_A/s2016/IMG_5095.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1512" data-original-width="2016" height="441" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPuaXIDeIwmMKZ0qPcx4IgHukaiShUTo3neNDIolYsAC2YZULY8cADW1dK89CRUhFe2SzsgC3n3P_c8nj4rlh-3oq09jFEUlii4F_gNF3RooXfWrrN5IGbWxSdhl-oSeGkoLSUJzdhCdZw9L5HV4TJiZEUtvpMAOJlny6AkWgt7hb6N4g8Orl4AjVZu_A/w588-h441/IMG_5095.jpg" width="588" /></a></div> <p></p><p>Mam w sobie imperatyw, aby umieścić w kąciku wszystkie mega-ważne dla mnie płyty, które kierunkowały moje muzyczne meandry. To jeden z tych bodźców, który zmotywował mnie do ponownego rozpoczęcia biegania - niedokończony kącik biegowego melomana :) Jak można przestać biegać nie opisując <i>The Dark Side of the Moon</i> czy <i>In the Court of the Crimson King</i>? </p><p>To częsty scenariusz moich wieczorów. Nakręcam się myślą, że mam ogromną ochotę posłuchać płyty, której dawno nie słuchałem, i która ma pełne prawo zagościć w kąciku... ale kiedy zbliża się 20:00 i czas mojego wyjścia nad stawy okazuje się, że ochota na tę płytę przechodzi i błądzę po spotifaju szukając albumów, które będą mi towarzyszyć odcinając od reszty świata. I trafiam wtedy na płyty, które zajmują miejsce w piątej setce oczekujących na miejsce w kąciku, ale akurat tego dnia, o tej porze, w tych okolicznościach są absolutnym number 1 na mojej liście. </p><p style="text-align: center;">* * *</p><p style="text-align: left;">The Legendary Pink Dots, tak jak kiedyś wspominałem, to zespół z mojego TOP3. Zostałem nim zarażony przez Tomka Beksińskiego w czasach, kiedy LPD wydawało album <a href="http://runaroundthelake.blogspot.com/2020/01/the-legendary-pink-dots-cz-1-maria.html">The Maria Dimension</a>. Potem była cała sekwencja zdarzeń, poznawanych płyt, koncertów, innych fanów "<i>kropek</i>"...</p><p style="text-align: left;"><i>Faces In the Fire - </i>to tak naprawdę EP-ka z 1984 roku, ledwie 23 minuty muzyki, ale kiedy kupowałem ja na początku lat 90-tych na kasecie, wydanie jej jako EP byłoby marnotrawstwem cennej taśmy magnetycznej. Dlatego druga strona taśmy należała do niezwiązanych z albumem wypełniaczy. Kilka lat później, kiedy kupiłem wersje CD byłem zdziwiony, że jest taka krótka :) Na winylu to również tylko 23 minuty. Ale są takie dni, kiedy więcej po prostu nie potrzeba.</p><p style="text-align: left;">Kiedyś, mając przez sobą 23 minutową płytę zastanawiałbym się, że uda mi się zrobić 4 kółka wokół stawu. Dziś oczekiwania podzieliłem przez połowę. Pierwsze dwa kółka biegłem, kolejne dwa maszerowałem - dzięki temu udało mi się posłuchać tej EP-ki dwa razy.</p><p style="text-align: left;">To nie jest jeszcze to brzmienie The Legendary Pink Dots lat 80-tych osiągające apogeum na albumie <i>Any Day Now. </i>Ale to już ten kierunek. Od zawsze urzekały mnie wszelkiego rodzaju <i>przeszkadzajki, </i>dodawane pomiędzy utworami, albo na ich skrajach, bądź całkiem w środku. Tak rodziła się pośrednio moja miłość do rocka progresywnego. Piosenka to nie tylko zwrotka i refren. Piosenka może być malowana jak obraz. I kiedy wracam myślą do <i>Faces in the Fire, </i>do utworu <span class="trackTitle_CTKp4"><i>Love In A Plain Brown Envelope, </i>to ten obraz maluje mi się w barwach niemieckich filmów Teresy Orlowski. </span></p><p style="text-align: left;"><span class="trackTitle_CTKp4">Narracja tego utworu to dźwięki miłości wydawane przez mężczyznę i kobietę. Kiedy 30 lat temu słuchałem tej kasety na walkmanie w autobusie, jadąc do szkoły, rozglądałem się nerwowo czy nikt przypadkiem nie słyszy co mi lecie w słuchawkach. Dziś miałem podobnie - niby słuchawki, ale jednak dźwięki krępujące :) </span></p><p style="text-align: left;"><span class="trackTitle_CTKp4">Od kilku dni słucham na przemian wczesnego LPD i wczesnego Yello. Drogi tych zespołów już w drugiej połowie lat 80 bardzo się rozeszły. Znając ich całą dyskografię nigdy wcześniej nie zestawiałem ich ze sobą, ale porównując ich kilka pierwszych albumów da się usłyszeć, że źródło jest w podobnym rejonie. Kusi mnie aby zrobić cykl mojego smutnego, monotonnego i wolnego biegania z dyskografią albo LPD albo Yello. Ale najpierw musiałbym dokończyć Eltona Johna sprzed </span>3<span class="trackTitle_CTKp4"> lat. </span></p><p style="text-align: left;"><span class="trackTitle_CTKp4"> </span></p><p style="text-align: left;"><a href="http://runaroundthelake.blogspot.com/p/lista-pyt.html">RECENZJE PŁYT PRZY KTÓRYCH BIEGAŁEM</a></p><p style="text-align: left;"><span class="trackTitle_CTKp4"> </span> </p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-16834269201324830632023-09-30T14:44:00.000+02:002023-09-30T14:44:06.511+02:00parkrun Gdańsk Południe #316 - Powolny, ale progres<p>Kilka miesięcy temu przeszedłem się rano w sobotę z moją mamą po rynku w Pruszczu i nabyłem kawał istotnej wiedzy na temat jego funkcjonowania. Mianowicie wiem już, kto jest zwykłym handlarzem, a kto przywozi swoje warzywa/owoce/sery/chleby. I dzięki temu poranne sobotnie zakupy są znacznie bardziej świadome. Ale aby zdążyć na parkruna, na rynku trzeba być o 7 rano. Nie jest to żadnym problemem, bo w pewnym wieku (czyt. moim wieku) człowiek cokolwiek by nie zrobił to i tak budzi się 5:30 :) <br /></p><p>Tak więc wyjście na parkruna, który zaczyna się o 9:00 jest jak spacer w połowie dnia. No ale sam bieg już spacerem staram się aby nie był. Taka jest moja prywatna idea parkruna. A od kiedy przestałem jakkolwiek mierzyć swoje treningi taki parkrun to jedyny w tygodniu pomiar mojej formy. </p><p> </p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjlOD3xmzu7zeCrWTTjieZu58HdUEz6cKGbCZLKjobnHnApnsC1n11ilOzuZCuSheLmhrYIsD0yBhoLwHTMmMVvrX_Qwetr2TJ0vtQpS6Bbq_yBjXXSEZVvODNr-ErCmOKpLKLKFJAN56g7cwcu-6qhN8cpiwQ2D1Em-20kqG8cWktwPSMpgiaWYLH5ln0/s2016/IMG_4996.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1512" data-original-width="2016" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjlOD3xmzu7zeCrWTTjieZu58HdUEz6cKGbCZLKjobnHnApnsC1n11ilOzuZCuSheLmhrYIsD0yBhoLwHTMmMVvrX_Qwetr2TJ0vtQpS6Bbq_yBjXXSEZVvODNr-ErCmOKpLKLKFJAN56g7cwcu-6qhN8cpiwQ2D1Em-20kqG8cWktwPSMpgiaWYLH5ln0/w400-h300/IMG_4996.jpg" width="400" /></a></div><p></p><p>Na starcie ustawiam się z tyłu zgodnie z dobrą praktyką nieprzeszkadzania innym kiedy biegnie się z psem lub wózkiem (wyjątkiem w tym temacie jest oczywiście Tomek Bagiński, który aby nie przeszkadzać innym biegnąc z wózkiem musiał ustawiać się w pierwszej linii). Mój Gustaw mocno ciągnie na pierwszych metrach, bo wszyscy biegną - chce i on - ale swoją pełną prędkością. A może widzi uciekającego Ksawerego i włącza mu się pies pasterski i chce trzymać stado razem? </p><p>Po połowie kółka wszystko się uspokaja. Stawka jest rozciągnięta. Można biec tak jak ciało i głowa pozwala. Mój cel na dzisiejszy bieg to biec bez przejścia do marszu tak długo jak się da. Ja naprawdę zaczynam wszystko absolutnie od początku i mam problem z utrzymaniem biegu bez marszu, nawet w najwolniejszym możliwym tempie, dłużej niż 1km. Ten ja, który 4 lata temu biegał te parkrunowe pętle w tempie poniżej 4 min/km już nie istnieje. Trzeba go zbudować od początku. Natomiast głowa pracuje dokładnie tak samo. To czy biegłem kiedyś 4 min/km czy dziś w granicach 7 min/km tak samo człowiek walczy z chęcią do przejścia do marszu, tak samo odlicza odległość, prowadzi te same gierki w głowie, mówiąc sobie, że już połowa, że już tylko 1 km, że nie ma sensu teraz przechodzić do marszu. </p><p>Do marszu przeszedłem tylko na górce na mały stawek. Można też powiedzieć, że górkę pokonałem stylem doświadczonego ultrasa - który na podejściach zawsze przechodzi do marszu :) Na małym stawku znów zacząłem biec i dotrwałem bez szarpania tempa do samej mety. </p><p>Czas to 32:23, czyli średnie tempo w okolicach 6:30 min/km. Jestem zadowolony, bo jest progres. Metę osiągnąłem minutę szybciej niż dwa tygodnie temu kiedy połowę biegu towarzyszył mi "najprzystojniejszy pacemaker" a ja sam szarpałem: trochę biegu - trochę marszu. Ekstazy i endorfin jeszcze nie było. Ale wyczuwam, że ten punkt przegięcia, kiedy bieganie zacznie więcej dawać niż kosztować już wcale tak daleko nie jest. Nie są to jeszcze dni, ale też nie miesiące. Zobaczymy... na pewno się wtedy tutaj pochwalę. </p><p>Żona dalej ambitnie - nie wymyśla tematów zastępczych tylko dzielnie przychodzi. <br /></p><p>Syn wciąż szybszy niż ja. Dziś niewiele mu brakowało aby po raz drugi złamać 30 minut. </p><p>I najważniejsze: Tyyyyyle jeszcze soboty przed nami, a człowiek już zrobił prawie wszystko co miał zrobić! <br /></p><p></p><p><br /></p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-10769662552692114422023-09-28T15:35:00.006+02:002023-09-28T15:41:00.080+02:00Bieganie jest ciężkie<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgcRdYlYb6cPOQJNNxLVzb44PbHDUJ8vVOH4t0QzvNY9jKXR1rhgMNw6Qe696ymJ0XuSGe_9FZWwiHRToYcqnCfOao_dvA1Qh960ASq6bsw_SA-Rz3WOSV4gJ9ocf4u2g4tuVCD5LlUFhCf69evksjqmLWdxhWKOTAT450MeMqA4Fl6kn55HQkDSoJSbZs/s2016/IMG_4746.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2016" data-original-width="1512" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgcRdYlYb6cPOQJNNxLVzb44PbHDUJ8vVOH4t0QzvNY9jKXR1rhgMNw6Qe696ymJ0XuSGe_9FZWwiHRToYcqnCfOao_dvA1Qh960ASq6bsw_SA-Rz3WOSV4gJ9ocf4u2g4tuVCD5LlUFhCf69evksjqmLWdxhWKOTAT450MeMqA4Fl6kn55HQkDSoJSbZs/w480-h640/IMG_4746.jpg" width="480" /></a></div> <p></p><p>Od kilku tygodni chodzi mi po głowie taka myśl: <i><b>gdyby nie wspomnienia, że bieganie dawało mi kiedyś mnóstwo przyjemności i dumy z samego siebie, odpuściłbym po kilku treningach. </b></i>Bieganie jest ciężkie i przez długi czas bardzo niewdzięczne. </p><p>Statystycznie znam więcej ludzi, którzy przestali biegać po kilku treningach mówiąc, że bieganie nie jest dla nich, niż tych, którzy robią to regularnie przez lata. Wydaje mi się, że dopiero teraz ich do końca zrozumiałem.</p><p><span></span></p><a name='more'></a>Kiedy zaczynałem po raz pierwszy kilkanaście lat temu, po pierwsze byłem młodszy o te kilkanaście lat, po drugie byłem mniej gruby i co najważniejsze - bardzo szybko pokonałem "punkt przegięcia" czyli nastąpiły takie treningi które więcej mi dają niż same kosztują. <p>Pisząc o kosztach mam na myśli:</p><ul style="text-align: left;"><li> zużycie energii na wyjście na trening, czyli takie zmuszenie się mentalne, </li><li>ciężki i niewdzięczny trening, czyli zatykanie w płucach, ołowiane nogi,</li><li>walka z porównaniami - innym idzie lepiej, ciągle mnie dublują</li><li>eskalacja zmęczenia przy próbie biegania częściej niż co drugi dzień </li><li>uświadamianie sobie jak małe kroki stawiasz i jak daleko jest cel (u 90% zwykłych ludzi tym celem jest poprawa sylwetki i w konsekwencji zdrowia, samooceny) </li></ul><p>Z drugiej strony zyski to:</p><ul style="text-align: left;"><li>świadomość wykonanej roboty (dzień na plus, można go kontynuować bez wyrzutów sumienia)<br /></li><li>lekki wystrzał endorfin (to są naprawdę niewielkie strzały w porównaniu z tymi, które kiedyś miewałem robiąc treningowy półmaraton w 1:40)</li><li>świadomość wykonania małego kroku i branie go na rozum (duże rzeczy składają się z małych kroków) <br /></li></ul><p><br /></p><p>Kiedy 6 lat temu po odbiciu wagowym do góry i wpisie na blogu "<i>Bieganie mnie zawiodło</i>" zaczynałem ponową mozolną wędrówkę również było dość łatwo (jak za pierwszym razem kilkanaście lat temu). Moja przerwa była bardzo krótka (kilka miesięcy a może nawet tylko tygodni). Nie zdążyłem aż tak bardzo przytyć, a całe moje ciało doskonale pamiętało wcześniejsze treningi. Wtedy ten punkt przegięcia pokonałem po mniej więcej miesiącu. Z treningu zacząłem więcej zyskiwać niż tracić sił aby nie niego wyjść. </p><p>W tym momencie mija 10 tygodni kiedy staram się iść w kierunku jasnej strony. Lepsza dieta, alko ograniczone w stopniu bardzo znaczącym, dłuższe spacery z psem no i ... próby biegania. I gdyby nie moja historia na 101% zapisałbym się do klubu osób, które mówią "<i><b>bieganie zdecydowanie nie jest dla mnie</b></i>". </p><p>Jestem w tym miejscu i idę do przodu wyłącznie na przeczucie. Gdybym był zwierzęciem innym niż człowiek można by powiedzieć, że robię to na instynkt. Ten sam, który każe ptakom czy łososiom pokonywać ogromne odległości, prowadzić wyniszczające wędrówki - aby przetrwać. </p><p>Żeby było jasne: ja nie narzekam i nie marudzę. Chcę tylko powiedzieć, że nigdy tak dobrze nie rozumiałem tych, którzy mówili, że<i> bieganie jest ciężkie, bieganie jest nie dla nich. </i><br /></p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-55826449418348971092023-09-25T23:06:00.007+02:002023-09-28T10:08:33.231+02:00Kącik biegowego melomana: Cocteau Twins - Treasure<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJyFBd53f7luFUsUQKJHgu1PTj97RTxbt9jl17a4EvYaACza7hz6Nrj4sZDHcA3s2SpgAaRqTHSCGXiveJb5HG2WvoHUkKS1jP8NyeFV--kuF_jgms_3p7Xnf9Og_soJvY7vYqxFGf7MkAZDp27YT8_9cxnz-uX4iG4ckgqDoz1-S2EdBoE9ijkTliPLQ/s754/cocteau-twins-treasure-front.webp" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="754" data-original-width="720" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJyFBd53f7luFUsUQKJHgu1PTj97RTxbt9jl17a4EvYaACza7hz6Nrj4sZDHcA3s2SpgAaRqTHSCGXiveJb5HG2WvoHUkKS1jP8NyeFV--kuF_jgms_3p7Xnf9Og_soJvY7vYqxFGf7MkAZDp27YT8_9cxnz-uX4iG4ckgqDoz1-S2EdBoE9ijkTliPLQ/w383-h400/cocteau-twins-treasure-front.webp" width="383" /></a></div><br /><p></p><p>W życiu każdego człowieka, którego młodość przypada na lata 90-te nadszedł kiedyś taki dzień, gdzieś w okolicach przełomu tysiącleci, gdy wszystkie swoje kasty magnetofonowe spakował do pudła i albo wystawił na śmietnik lub schował na strych lub do piwnicy. Ja nie byłem wyjątkiem...</p><p>Zbierałem je przez 15 lat, od czasów <i>The Final Countdown</i> - Europe i <i>It's a Sin</i> - Pet Shop Boys. Nagrywałem najpierw listę przebojów Marka Niedźwieckiego, potem całe albumy w "<i>Wieczorach płytowych</i>". Potem dawałem do nagrania w wypożyczalniach płyt CD, kupowałem piraty w sklepach i na straganach. Po zmianie prawa autorskiego kasety stały się kilka razy droższe i zamiast odkładać na kasetę warto było odłożyć 2x więcej i mieć świętego Graala czyli płytę CD. Potem przyszła mptrójka, napster, audiogalaxy, w końcu torrenty i padnora. </p><p>Dobra kaseta, kupiona w Pewexie, potem oddana do nagrania w wypożyczalni płyt CD, była jak skarb. Nie było internetu, więc cały proces poszukiwania muzyki polegał na wyłapywaniu ciekawych audycji w radio, czytaniu prasy muzycznej i radzeniu się starszych znajomych siostry. Tym ostatnim sposobem poznałem bohatera dzisiejszego kącika: grupę <b>Cocteau Twins</b>. </p><p><span></span></p><a name='more'></a><p>Została ona wymieniona jednym ciągiem z takimi nazwami ja Dead Can Dance, Clan of Xymox czy Talk Talk. Wszystko zanotowałem ołówkiem w notesiku, udałem się do Pewexu po całkiem porządną kasetę TDK SA 90 i oddałem ją do nagrania. </p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_9hmko0eeFVBe6IRW-8HjsxQQQ6gjV582pFbfWukeTFjwX0rjg9yvLyTjRPHYN3-ONMJ1dr-0qARJ9sj84Ti7rcVTuyAGW06SuI3iucDJhqtZfGNxpgnEEoxhxMTNilJtan4_XaI_i4_AVMRuP_ejg0vKdN_ReCTpEF2s1S4PXAQwf52u2Q03l8mLhnE/s2015/IMG_4964.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1511" data-original-width="2015" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_9hmko0eeFVBe6IRW-8HjsxQQQ6gjV582pFbfWukeTFjwX0rjg9yvLyTjRPHYN3-ONMJ1dr-0qARJ9sj84Ti7rcVTuyAGW06SuI3iucDJhqtZfGNxpgnEEoxhxMTNilJtan4_XaI_i4_AVMRuP_ejg0vKdN_ReCTpEF2s1S4PXAQwf52u2Q03l8mLhnE/w400-h300/IMG_4964.jpg" width="400" /></a></div><br /><p></p><p>Następnego dnia przywiozłem ją z Gdańska do domu, opisałem i nakleiłem kolejny numer. Stała się moją kasetą numer 6. Strona B: <b>Cocteau Twins - <i>Treasure</i>.</b></p><p><b> </b></p><p><b></b></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><b><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZSJRj2Bc9T0EZ4S8lxxnVhIdPVpSMPVVzW1DmphWcSpZQ32a_LAZAXLJv2lBFRR3KImL3gZOKC1D-VDZ4HKrrK97eWJpeZs49tIv6qk8wfqvwuGHMinE_wIYVywFhPEgWEGGRv1FLW8wrr92V5MDIcJraeX7tG5M66B-igPAiQsmDwuDPUSt5zMi1XpU/s2016/IMG_4965.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2016" data-original-width="1512" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZSJRj2Bc9T0EZ4S8lxxnVhIdPVpSMPVVzW1DmphWcSpZQ32a_LAZAXLJv2lBFRR3KImL3gZOKC1D-VDZ4HKrrK97eWJpeZs49tIv6qk8wfqvwuGHMinE_wIYVywFhPEgWEGGRv1FLW8wrr92V5MDIcJraeX7tG5M66B-igPAiQsmDwuDPUSt5zMi1XpU/w300-h400/IMG_4965.jpg" width="300" /></a></b></div><br /><p></p><p>I wsiąkłem totalnie. Muzyka z wytwórni 4AD, dziś nazywana dream popem albo shoegaze, ale wtedy nie znałem tych pojęć. To był klimat, podobny do tego który kilka lat później dotarł do nas za sprawą śmierci Laury Palmer w serialu <i>Twin Peaks. </i>Ale wtedy był dla mnie czymś obłędnym, śpiewanym dziwnym niezrozumiałym angielskim, który do dziś jest traktowany jako język wymyślony przez Elizabeth Frasier - wokalistkę Cocteau Twins. </p><p>Kilka dni temu wyjąłem po 20 latach swoje pudło z kasetami... <br /></p><p>Ta płyta jest jak 41 pierwszych minut jesieni. Towarzyszyła mi dziś pół dnia na kasecie, a potem kiedy zrobiło się ciemno zabrałem ją ze sobą (w trochę bardziej nowoczesnej, cyfrowej formie) na wieczorne bieganie. Sprzężenie 100%. Musi się znaleźć w tym kąciku, jest doskonała. </p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmEyXnhiLOHSSf1aX6chI0jURvC93Z0w2bKgvYkcQf9Hxe64blgoSsFjskQYjHx3fLLNDqdGqivumdFSbARr4k7uhyphenhyphen-3YPSvA538GUoWeydJwEHnLbXfCS9CF1uQjjfyxAzHaztUJGgM2a3gyQt5_-_Q-URirjzSlM-5g3UO8ZjQeHL8XFB50NtcKi3eE/s2016/IMG_4961.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1512" data-original-width="2016" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmEyXnhiLOHSSf1aX6chI0jURvC93Z0w2bKgvYkcQf9Hxe64blgoSsFjskQYjHx3fLLNDqdGqivumdFSbARr4k7uhyphenhyphen-3YPSvA538GUoWeydJwEHnLbXfCS9CF1uQjjfyxAzHaztUJGgM2a3gyQt5_-_Q-URirjzSlM-5g3UO8ZjQeHL8XFB50NtcKi3eE/w400-h300/IMG_4961.JPG" width="400" /></a></div><br /><p></p><p><a href="http://runaroundthelake.blogspot.com/p/lista-pyt.html">RECENZJE PŁYT PRZY KTÓRYCH BIEGAŁEM</a> <br /></p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-84566033516597592702023-09-24T00:36:00.004+02:002023-09-24T00:43:20.185+02:00Sobotni strumień świadomości (inspirowany Baginsem i parkrunem #315)<p></p><div style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEic69OiuCbg9wG6o42bi8fNmKtygGJAtTTyqMcpPwwpsP9fF59Bc5XuRzstOCWwlRd3CnxqzOyRDGFTtRmmxUEB3885D0MDbFVNPQQDTCAmKyzogaRJfG1n5hKYPZQ_6jR7jxvZ14WJxfNEmWw-6P7qmEOrEbFqzS1Mq9YB2qraEZRI8YN4ahQElwxCJlM/s2016/IMG_4891.jpg"><img border="0" data-original-height="1512" data-original-width="2016" height="356" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEic69OiuCbg9wG6o42bi8fNmKtygGJAtTTyqMcpPwwpsP9fF59Bc5XuRzstOCWwlRd3CnxqzOyRDGFTtRmmxUEB3885D0MDbFVNPQQDTCAmKyzogaRJfG1n5hKYPZQ_6jR7jxvZ14WJxfNEmWw-6P7qmEOrEbFqzS1Mq9YB2qraEZRI8YN4ahQElwxCJlM/w475-h356/IMG_4891.jpg" width="475" /></a></div><p></p><p>Wczoraj albo przedwczoraj przeczytałem nowy (nowy od dłuższego czasu) wpis na <a href="https://tommibagins.pl/poki-przyczyny-sa-znane-czyli-relacja-z-61-biegu-westerplatte/">blogu Tomka Bagińskiego</a> o jego ostatnim biegu na 10 km. Zaczynał się od <i>hollywoodzkiego</i> nawiązania do sceny przedstawiającej autora chcącego coś napisać, ale nie znajdującego odpowiednich słów, w efekcie rzucającego zgniecioną, częściowo zapisaną kartką, w stronę kosza na śmieci...</p><p>... ale potem poszło i Tomek opisał resztę swojego treningowo-startowego żywota niczym James Joyce w <i>Ulissesie</i>. Nigdy nie przeczytałem <i>Ulissesa</i>, nie przeczytałem nawet streszczenia ale mam coraz mniejszy problem z tym, aby przyznać się, że kojarzę tę powieść tylko z nagłówkowym określeniem strumienia świadomości, czyli de facto formuły, która dotyczą zazwyczaj blogów o bieganiu :)</p><p>W czwartek kupiłem pierwsze od chyba trzech lat buty do biegania. W tym sensie, że nie takie, że będę w nich chodził, a przy okazji da się pobiec, ale takie, które będę zakładał tylko do biegania. New Balance Rebel v3. Kompletnie wypadłem z obiegu butów biegowych i nie wiem jakie modele są nowościami, jakie mają dobrą reklamę, a które polecają użytkownicy. Przymierzyłem kilka butów różnych marek i zdecydowana większość była dla mnie za ciasna w podbiciu. Wcześniej tego zupełnie nie zauważałem, ale wątpię aby mi się przez 3 lata niebiegania podwyższyło podbicie. To raczej tendencja na integrowanie języka z cholewką u producentów butów. Te zaś są całkowicie wygodne i luźne tam gdzie mają być luźne. Słuchawek nowych nie mam. Wciąż stare przedpandemiczne Koss Porta Pro. </p><p><i>- Na parkruna nie zakładaj słuchawek!</i> - mówię mojej nastolatce dziś rano o 8:45</p><p>- <i>Ale CZEMU!!?!</i></p><p>- <i>Bo tak proszą w regulaminie, bo jak ktoś będzie potrzebował pomocy to wtedy będzie go można usłyszeć, bo to bieg aby się zintegrować, a nie oddzielać słuchawkami, bo nawet ja, mimo że uwielbiam biegać z muzyką, na parkruna słuchawek nie biorę...</i></p><p><i>- ... </i></p><p><i>- OK, weź słuchawki</i></p><p style="text-align: center;">* * *</p><p style="text-align: left;">To nie będzie raport z końca stawki. To będzie raport z bardzo odległego końca stawki. Od ostatniego parkruna, gdzie po raz 4 z rzędu zrobiłem "życiówkę AD 2023" moja kondycja pewnie trochę wzrosła, ale jednocześnie zacząłem czuć symptomy przeciążenia. Może jestem przewrażliwiony (nadwrażliwy na symptomy kontuzji), ale przez te lata kiedy biegałem regularnie nie miałem ANI JEDNEJ kontuzji. Nie znaczy to, że nic mnie nie bolało, nie miałem żadnego dyskomfortu w biegu - po prostu przy pierwszych objawach natychmiast odpuszczałem, jechałem na siłkę na orbitrek i generalnie po tygodniu/dwóch rozchodziło się po kościach. <br /></p><p>Moje treningi to nie jest oczywiście jakiś szalony wycisk, bo po prostu nie jestem w stanie nic wielkiego zrobić ważąc 120 kg, fizyka mówi F=ma, siła to iloczyn masy i przyspieszenia. Czyli przyspieszenie mizerne, masa duża, a siła jednak niszczy mięśnie i stawy. Sugestia "<i>zmniejsz intensywność</i>" brzmi jak kpina, ale jednak trzeba tak zrobić. </p><p>Zacząłem dzisiejszego parkruna marszem. Pół kółka szedłem z żoną i córkami prowadząc na smyczy wyrywającego się do przodu Gustawa. Ksawerego nie widziałem nawet sekundę po starcie. Potem podbiegałem trochę do przodu, trochę szedłem, znów podbiegałem i kiedy tylko coś zaczynało dawać mi znać w prawej pachwinie, znów szedłem. </p><p>101 miejsce i czas 36:47 to wynik, na który zasługuję i z którego nawet jestem dumny. Ale najbardziej cieszy mnie to, że nie doświadczam (albo nie zauważam) żadnych krzywych spojrzeń, które prześladowały mnie w urojeniach. Mam nawet wrażenie, że trochę jestem traktowany jak jajko, abym znów przypadkiem nie zamknął się w swojej wytłaczance XL i nie zamienił się w zbuka. </p><p>Ale skoro już tu jestem, biegam, pisze bloga, skoro znów toczę ten kamień pod górę i chcę to robić to nie po to aby dać się zamknąć w tej wytłaczance. Jest tyyyle płyt do opisania w kąciku biegowego melomana! <br /></p><p><br /></p><p><br /></p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-51840934024847012023-09-16T15:21:00.000+02:002023-09-16T15:21:48.022+02:00Parkrun Gdańsk-Południe # 314 - Raport z końca stawki<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgU3RWKT7UmTN7TakBYq2UFxAnRYEACzzh2ycnpwa-aabnfhLsjCqvTEU97tbgBNarsccFHMrW2Zb6K7e9bPx4PknJAdhOk3p3hTB6AEOiaLdK4bUWy-9O7-6A9iaj0S3FZnNhDdO8iKN_DJIwFV9Zcur9ajoOfWlJB1eVZMtS0JLWIZPN7iamwy0LQBEA/s2016/IMG_4774.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2016" data-original-width="1512" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgU3RWKT7UmTN7TakBYq2UFxAnRYEACzzh2ycnpwa-aabnfhLsjCqvTEU97tbgBNarsccFHMrW2Zb6K7e9bPx4PknJAdhOk3p3hTB6AEOiaLdK4bUWy-9O7-6A9iaj0S3FZnNhDdO8iKN_DJIwFV9Zcur9ajoOfWlJB1eVZMtS0JLWIZPN7iamwy0LQBEA/w480-h640/IMG_4774.jpg" width="480" /></a></div><br /><p></p><p>To mój czwarty parkrun z rzędu. Jeszcze nie do końca przebiegnięty (w sensie z przerwami na marsz) ale już tych przerw było mniej. Poprawiam się co tydzień średnio o 1-2 minuty. </p><p>Pójście na parkrun znów stało się dla mnie łatwe (w sferze psyche). Nie muszę się nad tym szczególnie zastanawiać. Ksawery budzi się przed 8-mą, ja zazwyczaj około 6-tej i ostatnia godzina przed wyjściem nie jest zastanawianiem się "<i>czy mi się chce?</i>" "<i>czy nie będzie wstydu gdy nie przyjdą kijkarze a zamykający stawkę będzie siedział mi na ogonie?</i>" "<i>a może odpuścić?</i>'. Tych tematów nie ma. Zbliża się 8:30 i pod drzwiami stoi Ksawery, stoi pies i siłą rzeczy stoję ja. Dziś stanęła jeszcze Grażyna ("<i>skoro i tak muszę poćwiczyć, to lepiej rano mieć to za sobą!</i>") <br /></p><p><span></span></p><a name='more'></a>No więc stoimy na starcie. Na końcu stawki kompletnie nie słychać co mówią przez megafon (musicie głośniej mówić, o sąsiadów się nie martwcie, biorę to na siebie). Nie widać nawet kto prowadzi bieg. Widać za to Adama Angielczyka w żółtej kamizelce pace-makera. 35 minut!! Przecież ja celuję w taki wynik! No nic... trzy lata temu cięliśmy się w tempie na 20:00, teraz pokonwersujemy na 35:00. <p>Adam Angielczyk, chart angielski Gustaw, ja i angielski żart. Na początku skomplementowaliśmy naszą własną przystojność. W końcu jesteśmy tak przystojni, że każdego ranka budzimy się u boku pięknej kobiety w łóżku. Taka jest niezaprzeczalna prawda. </p><p>Tempo 7:00 min/km było całkiem całkiem. Przy mojej masie, przystojności i powrocie do biegania po trzech latach było to tempo na poziomie pierwszego progu dyskomfortu. Jeszcze tydzień temu zmuszało mnie do przejścia do marszu co 400-600 metrów, ale tym razem przeszedłem tylko trzy razy: pierwszy raz na dwójkę Gustawa, potem na mikropodbiegu na dużym kółku i ostatni raz na podbiegu na małe jeziorko. </p><p>Na małym jeziorku dobiegłem do Ksawerego, który dwa tygodnie temu pobiegł poniżej 29 minut. Ale wtedy było mnóstwo osób i spora motywacja. Teraz jak zobaczył, że jestem za nim to trochę mi uciekał, trochę na mnie czekał i cały czas gadał. </p><p>W połowie małego stawu zostawiłem najprzystojniejszego pacemakera na parkrunie i goniłem swojego 8-latka, który tuż przed ostatnią prostą powiedział do mnie tak:</p><p>-"<i>Hehehe jeśli myślisz, że mnie wyprzedzisz to nie wiesz czego ostatnio się nauczyłem... Nauczyłem się co to jest <b>finisz</b>!!!</i>"</p><p>Może jeszcze nie dziś! Ale za tydzień lepiej uważaj! </p><p>Mój czas na mecie - 33 min 25 sek. Najlepszy w tym roku :) </p><p><br /></p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-59414589992016566432023-09-11T22:20:00.000+02:002023-09-11T22:20:24.926+02:003 lata sobotnich okołoparkrunowych poranków<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJ17tBRCqrHQI78DMv-SZY3Rq8hkq5hJOkE9pUVH9Zk5u2op0yuxKVBAuYGdCHvFfkF-EpJel9OA_-8VB4-5Blm5ou9Vpn20BCEJI4KkTEDRo1XICVGDqwQ-y2lrzJpRnEAoMb2Oi_-J3PK7LUmaIDr5FdGu_thNfgGFBTwCeikhswC5X4uGKyuXi65WE/s2048/377149780_269324985946525_7237808260088154901_n(1).jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1368" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJ17tBRCqrHQI78DMv-SZY3Rq8hkq5hJOkE9pUVH9Zk5u2op0yuxKVBAuYGdCHvFfkF-EpJel9OA_-8VB4-5Blm5ou9Vpn20BCEJI4KkTEDRo1XICVGDqwQ-y2lrzJpRnEAoMb2Oi_-J3PK7LUmaIDr5FdGu_thNfgGFBTwCeikhswC5X4uGKyuXi65WE/w428-h640/377149780_269324985946525_7237808260088154901_n(1).jpg" width="428" /></a></div><br /><p></p><p>Ostatni rok (rok? dwa?) kiedy parkrun wrócił po <i>covidowej </i>przerwie moje sobotnie poranki wyznaczała taka oto rutyna:<br /></p><p>Budziłem się zazwyczaj wcześnie, brałem psa na spacer i starałem się wrócić przed 8:00 aby nie wpaść przypadkiem na pierwszych rozgrzewających się parkrunnerów. Potem przygotowywałem ciasto na naleśniki lub jakieś inne śniadanie dla rodziny, karmiłem psa, robiłem sobie kawę i kiedy zbliżała się 9:00, moja małżonka schodziła na dół i... NAGLE: zza okna słychać było mówione przez megafon słowa <i><b>witamy wszystkich stałych uczestników oraz gości, którzy przyjechali do nas na parkrun.... </b></i>wtedy ja chwytałem klamkę drzwi balkonowych i udawałem, że wybiegam na taras, podniesionym głosem mówiąc do żony: <i><b>ale ich zaraz opierniczę, banda biegaczy ludziom nie da normalnie poranka spędzić! ...</b></i> </p><p>Jakieś 40 razy patrzyła mnie jak na debila i kwitowała to milczeniem oraz spojrzeniem pełnym dezaprobaty, a nawet pogardy do próby mojego zachowania. Za 41 razem usłyszałem "<i><b>Tomek przestań!</b></i>" </p><p>Przestałem, a nawet zacząłem specjalnie chodzić z psem między 8:30 a 9:30. Chodziłem na mały stawek, na łące na dole spuszczałem psa, aby sobie swobodnie hasał i obserwowałem kto w jakim mniej więcej czasie biegnie. </p><p>No i w końcu, miesiąc temu kiedy oglądaliśmy biegaczy z bezpiecznej odległości w trójkę, z Ksawerym (synem) i Gustawem (psem) zaczęły padać pytania.</p><p><i>-"Tato, a kiedyś, jak już wymarły dinozaury, ale wciąż bardzo bardzo dawno temu, to pamiętam, że wygrałeś jakieś zawody i kazałeś mi z mamą jechać i patrzeć jak wygrałeś. "</i></p><p><i>- "no i?"</i></p><p><i>-"A ja bym dziś z Tobą wygrał bo jesteś gruby"</i></p><p><i>-"<strike>Zamknij się gówniarzu</strike> jak chcesz, to przebiegnij parkuna szybciej niż ja za tydzień"</i></p><p><i>- "A pobiegniesz ze mną?"</i></p><p><i>- "Hau hau hau" - </i>dodał Gustaw</p><p style="text-align: center;">* * *</p><p style="text-align: left;">Możecie w to wierzyć bądź nie - ale naprawdę nie namawiałem Ksawerego na bieganie parkunów. Nie namawiałem go ani pierwszy, ani drugi, ani trzeci w ostatnią sobotę. Nawet nie daje mu za dużo wskazówek, za to on sam daje mi po biegu:</p><p style="text-align: left;">-"<i>Jak masz kolkę, to musisz robić koła tą ręką, po której stronie masz kolkę i to działa!</i>"</p><p style="text-align: left;">albo</p><p style="text-align: left;">-<i>"Następnym razem wezmę plecak i do plecaka 5 kg batonów i będę je jadł w trakcie biegu to będę miał cały czas dużo energii!" </i>- nie wiem, kto mógł to mu powiedzieć, ale się domyślam :)</p><p style="text-align: left;">Chłopak biega jak diabeł nawet bez tych 5 kg batonów. Przybiega 5 minut przed mną. Gustaw wkurzony, że musi biec ze mną, a nie z Ksawerym. Dziś byliśmy w Decathlonie kupić mu buty do biegania, a wracając słuchaliśmy Sepultury. <i><b>Chaos AD. </b>Mam wyłączyć?</i> - pytam. <i>Nieeee to jest faaajne!</i></p><p style="text-align: left;"><br /></p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-77968560888348751782023-09-09T16:20:00.000+02:002023-09-09T16:20:08.026+02:00Bieganie po Jowiszu<p>Teraz się uda. Tak mówi mi intuicja i nie boję się już głośno o tym mówić a tym bardziej napisać. Bo takich mini powrotów to już miałem kilka. Wszystkie poprzednie trwały kilka dni, czasami nawet kilka tygodni. Coś tam mniej pojadłem, kilka razy potruchtałem, nawet zrzucałem kilka kilo ale wszystko to zarówno bez przekonania jak i właściwego rytmu.</p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8R5UG9nf1CLwBlZGPDEYGs0WLwzpbC7lGLRx9HPXmqh7ZYWL-fuvPdHLp-Lv3MQsjvCJ8wkxuqVdNrD9sfY6rwuvU6ma6GJVfvaK5aNueLRtTOTf64Ab04mYgY_oD4ImHwVEri2w3A2hXywHyREsjwm6AXOAvcTSQ0x8SVQgOnZqUt8HeCMoVA-mEnNI/s640/IMG_4700.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="640" data-original-width="638" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8R5UG9nf1CLwBlZGPDEYGs0WLwzpbC7lGLRx9HPXmqh7ZYWL-fuvPdHLp-Lv3MQsjvCJ8wkxuqVdNrD9sfY6rwuvU6ma6GJVfvaK5aNueLRtTOTf64Ab04mYgY_oD4ImHwVEri2w3A2hXywHyREsjwm6AXOAvcTSQ0x8SVQgOnZqUt8HeCMoVA-mEnNI/w399-h400/IMG_4700.jpg" width="399" /></a></div><br /><p></p><p>Dlaczego to było takie trudne, skoro kilka lat temu zrobiłem to samo, udało się, nawet z dwa lata utrzymałem wagę i formę i co więcej: napisałem o tym cały cykl wpisów na tym blogu? Czemu nie mogłem ich po prostu przeczytać i wykonać powtórkę z samego siebie? No nie mogłem... tak samo jak nie da się słuchać swojego głosu z nagrania. Brzmi groteskowo i żenująco. </p><p><span></span></p><a name='more'></a>Przez te 3 lata po prostu kontestowałem sam siebie. Z jakiegoś powodu po prostu mi się odechciało i ze zwolennika samego siebie stałem się głównym oponentem. <p></p><p>Z drugiej strony są rzeczy, które lubię <b>niezmiennie</b> od wczesnej młodości i przez wszystkie te lata dawały i dają mi wielką frajdę. Mam na myśli kolekcjonowanie płyt winylowych, szukanie dźwięku doskonałego na poziomie przełączania kabli między wzmacniaczem i kolumnami, a nawet skrajnie - grzebania w układach RLC, koncerty, gotowanie (zgubne hobby, ale naprawdę pasjonuje mnie odtwarzania dań, które gdzieś zjem, zobaczę w TV czy przeczytam). Lubię wypowiadać się oldskulowy sposób, czyli słowem - lubię pisać, niezależnie czy są to grupy o muzyce czy o psach - to jak mam coś do powiedzenia, to ubranie tego w słowa daje mi przyjemność. No i jestem stały w uczuciach. </p><p>Dlaczego więc zerwałem z bieganiem na kilka lat? Dlaczego kontestowałem właśnie siebie-biegacza a nie siebie-audiofila czy siebie-diggera-w-skrzynkach-z-płytami? Myślę, że ktoś inny może trafniej odpowiedzieć na to pytanie niż ja sam. Tylko nie wiem kto.</p><p>Najczęściej słyszę taką diagnozę: "złamała cię pogoń za życiówkami". Może jest w tym sporo prawdy, tylko, że kiedy ma się formę to bieganie jest najłatwiejsze, a nie pełne znoju i zniechęcenia. Najwięcej jest lekkich biegów, kiedy specjalnie trzeba to robić na hamulcu, albo biega się w grupie, w której nie jest się ostatnim. Najgorsze chwile w bieganiu miałem wtedy, kiedy nie byłem dość szybki, nosiłem dużo zbędnych kilogramów i praktycznie każdy mój bieg był walką o życie. A już kompletnie najgorsze i poniżające było coś co każdy z nas kiedyś musiał przeżyć, taki klasyk biegania w grupie: Biegasz jakiś terenowy koleżeński bieg i każdy jest od ciebie w lepszej formie. Powoli odstajesz i z mozołem ciśniesz aby nie stracić widoku pleców Twoich kumpli. Nagle widzisz z oddali, że zatrzymali się na odpoczynek, popijają izotoniki, spoglądają na ciebie i coś tam śmieszkują. Dobiegasz do nich i masz ochotę umrzeć i co wtedy słyszysz? "<i>To co? Biegniemy dalej?!</i>"</p><p style="text-align: center;"> * * *</p><p style="text-align: left;"> "<i>To co? Biegniemy dalej?!</i>" Nie, jeszcze nie teraz i jeszcze długo długo nie. Wylogowałem się ze Stravy, nie zapisuję nigdzie swoich treningów, nie wiem ile km i w jakim czasie pokonuje. Połowę biegnę, połowę idę. Telefon mam tylko po to aby posłuchać swoich ulubionych płyt. Grawitacja ściąga mnie w dół jakbym biegał po Jowiszu. Tlenu też za dużo nie ma. Uczę się ignorować dziki. Ostatnio przestraszył mnie lis, bo biegł przede mną i zatrzymywał się przy każdym śmietniku aby go obsikać. Potem się na mnie tak patrzył, że pomyślałem, że może mieć wściekliznę, ale ostatecznie skręcił w krzaki. The Chemical Brothers wydali wczoraj nową płytę. Po pierwszym przesłuchaniu mocne <b>tak</b>. Aż chce się robić nowe, tfu, życiówki!<br /></p><p style="text-align: left;"> </p><p style="text-align: left;"> <br /></p><p><br /></p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-68459968593546157452023-09-07T15:07:00.005+02:002023-09-11T21:28:34.430+02:00Parkrun Gdańsk-Południe # 312 - Zosia<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmSogm5peHfUvbkfQDSA8H3eL7qaGqvVE4f7Gb90__vbZUT9L-Q8LIp_mezjPhcUe3ylfeoKEC6sL9DlGa_foUlaM9bqb2-vIWhVZ3wCpEQLOAgQVZpiNRX8Lh8s7laaZIUy--JTBq_P5VSISkIypY-6c7I_CLz8h33Tzo9rtHVLjMF0HQhOzrQO7a7zg/s2016/IMG_4627.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1512" data-original-width="2016" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmSogm5peHfUvbkfQDSA8H3eL7qaGqvVE4f7Gb90__vbZUT9L-Q8LIp_mezjPhcUe3ylfeoKEC6sL9DlGa_foUlaM9bqb2-vIWhVZ3wCpEQLOAgQVZpiNRX8Lh8s7laaZIUy--JTBq_P5VSISkIypY-6c7I_CLz8h33Tzo9rtHVLjMF0HQhOzrQO7a7zg/w400-h300/IMG_4627.jpg" width="400" /></a></div><br /><p></p><p>O ostatnim parkrunie Gdańsk-Południe napisano już wiele. Zbieraliśmy pieniądze dla Zosi, dziewczynki mieszkającej przy trasie naszego sobotniego biegu, przy małym zbiorniku. Patrząc na ponad 300 osób wypełniających 100 metrów ścieżki przy starcie serce rosło. Jeszcze bardziej urosło jak okazało ile pieniędzy do puszek włożyli biegacze, czyli <b>ci-co-gotówki-przy-sobie-nie-noszą</b> (bo brzęczy jak się rozmieni i biegać się nie da, a skoro nie można rozmienić to nie ma sensu biegać z banknotami). </p><p>Mnie cieszy jedno, że angielskim zasadom nie łączenia parkruna z akcjami charytatywnymi odpowiedzieliśmy po polsku. Nie da się drzwiami? To wejdziemy oknem! Pomysłodawcą był szef Przychodni na Wzgórzu, a organizatorem przychodnia. A parkrun po prostu odbywał się tu gdzie zawsze o 9:00 rano. </p><p>Zbiórka jeszcze się nie skończyła. Trwa jeszcze dwa dni. Zachęcam to finansowej partycypacji. </p><p>Tutaj link: <a href="https://zrzutka.pl/2jvrsn">https://zrzutka.pl/2jvrsn</a> </p><p>To nie jest żadna ściema. Olę (mamę Zosi) i jej rodzinę znam świetnie ze spacerów z psami (dookoła małego zbiornika oczywiście). Może czasem nasze psy wpadną pod nogi biegaczom, ale nigdy jeszcze ich nie pogoniły! :D Ola naprawdę ma w życiu znacznie ciężej niż każdy z nas i jeżeli można się dołożyć choć w małej cegiełce do rehabilitacji Zosi to naprawdę warto. </p><p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjcAMGJ4WEuyT51DbhNAokuSRKyiiVkR_jXWb6Epk2XPC8GemkF-daqgRHkECfR3bEu09nXgneN2R2Uef4DoKv-uFvXYC-h9TUo7W34YPRje5Ru_nHNRTSqhd7-BVEpoWL90SQeB1jMG_c3dGCPXgQgjaFxkGOLrksifSDTKC8mjk8gbTo6piU1Eas3rTQ/s2016/IMG_1632.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1512" data-original-width="2016" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjcAMGJ4WEuyT51DbhNAokuSRKyiiVkR_jXWb6Epk2XPC8GemkF-daqgRHkECfR3bEu09nXgneN2R2Uef4DoKv-uFvXYC-h9TUo7W34YPRje5Ru_nHNRTSqhd7-BVEpoWL90SQeB1jMG_c3dGCPXgQgjaFxkGOLrksifSDTKC8mjk8gbTo6piU1Eas3rTQ/w400-h300/IMG_1632.jpg" width="400" /></a></div><br /><p></p><p>I taki właśnie był ostatni parkrun. Te puszki były najważniejsze. Reszta była przy okazji. </p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-25014360134209887942023-08-28T22:15:00.002+02:002023-08-28T22:19:10.684+02:00Kącik biegowego melomana: King Crimson - Lark's Tongues in Aspic<p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_NLGJ5kL_77UuI3h_l6mQ3OM5m5jkVqZd-yKvjR3dDmsUX85OzORDVsY95w3on2xubHt7n1o6REu7YjXFWdfFs-UoucMSQCxumK-Fq5ZBP8YfgCOE--o--YVbLahdVpdD2vejy_oTYeYXfijAGcY4La0-ZDGO4TbPCEtetMDmEvPPk0UTlxWgrsKWV0o/s740/larks.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="740" data-original-width="738" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_NLGJ5kL_77UuI3h_l6mQ3OM5m5jkVqZd-yKvjR3dDmsUX85OzORDVsY95w3on2xubHt7n1o6REu7YjXFWdfFs-UoucMSQCxumK-Fq5ZBP8YfgCOE--o--YVbLahdVpdD2vejy_oTYeYXfijAGcY4La0-ZDGO4TbPCEtetMDmEvPPk0UTlxWgrsKWV0o/w399-h400/larks.jpg" width="399" /></a></div><p></p><p>Było to tak: w sobotę pobiegłem po latach przerwy parkruna. Po parkrunie weszły mi endorfiny, których jakich również latami nie czułem. Napisałem poprzedni wpis w kilkanaście minut i zorientowawszy się, że czeka mnie sobota, jakiej dawno nie miałem, czyli taka bez zobowiązań, bez konieczności szykowania się na jakąś imprezę, bez żadnych planów... po prostu wolna sobota, kupiłem bilet na festiwal rocka progresywnego w Ino-Rock w Inowrocławiu. </p><p>Była godzina 14:00, festiwal zaczynał się o 16:30, wsiadłem w samochód i po dwóch godzinach siedziałem na drewnianych ławeczkach Teatru Letniego w Inowrocławiu.</p><span><a name='more'></a></span><p>Dwa pierwsze zespoły - bez rewelacji. Here On Earth oraz Long Distance Calling. Poprawnie, progresywnie, nudnawo. Trzeci - to legenda polskiego art rocka - Collage. Widziałem ich <b>pierwszy</b> raz na żywo, choć zasadzałem się przynajmniej 5-6 razy. Ale zawsze trafiało mi się w datę ich koncertu jakieś wesele, wakacje, a czasem nawet bieg górski. Nastawiony byłem bardzo na tak! Niestety dźwiękowiec postarał się aby wyszło bardzo na nie... Naprawdę musiał się postarać, bo zespoły grające wcześniej brzmiały naprawdę świetnie, ale Collage postanowił, że zrobi imitację zamknięcia zespołu w garnku, ale żeby nie dudniło, to nie nagłośni perkusji :) Tak było do połowy koncertu, potem trochę się poprawiło, ale łezka w oku się nie zakręciła mimo dwóch kawałków z Baśni i dwóch z Moonshine.</p><p><b>Nastała 20:50</b></p><p>Na scenę wszedł David Cross z zespołem. Zapowiedział ich gitarzysta Collage, Michał Kirmuć. W tym roku mija 50 lat od wydania albumu <i>Lark's Tongues in Aspic</i> grupy King Crimson. David Cross grał w 5-osobowym składzie tworzącym to arcydzieło. Za chwilę mieliśmy usłyszeć je w całości na żywo.</p><p>W tym momencie poczułem, że uczestniczę w czym wyjątkowym. Jakbym przyjechał do Inowrocławia DeLoreanem DMC-12 i trafił na trasę promującą <i>Lark's Tongues in Aspic </i>w 1973 roku. Nie czułem tego samego 5 lat temu na King Crimson w Krakowie. To były popisy cyrkowe odgrywane przez Frippa z brygadą najemników. Teraz - miałem przed sobą King Crimson AD 1973.</p><p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='416' height='345' src='https://www.blogger.com/video.g?token=AD6v5dwqhIrHyZwJBPCA52npZ45R2JJZsd6K6b3yUor8Ye5umqx8dw4faZHT84f2TAffhyjm0dgjk4-sUCzB3alAvg' class='b-hbp-video b-uploaded' frameborder='0'></iframe></div><br /><p>Tak jak napisałem zaraz po koncercie na moim prywatnym FB:</p><p><span class="x193iq5w xeuugli x13faqbe x1vvkbs x1xmvt09 x1lliihq x1s928wv xhkezso x1gmr53x x1cpjm7i x1fgarty x1943h6x xudqn12 x3x7a5m x6prxxf xvq8zen xo1l8bm xzsf02u x1yc453h" dir="auto"></span></p><div class="x11i5rnm xat24cr x1mh8g0r x1vvkbs xtlvy1s x126k92a"><div dir="auto" style="text-align: start;">Porównanie do hitchcockowskiego trzęsienia ziemi i narastającego po nim napięcia jest często nadużywane, ale w tym wypadku tak właśnie było. Jak inaczej nazwać setlistę, która wygląda tak:</div></div><p></p><ul><li> Lark’s Tongues part 1</li><li> Book of Saturday</li><li> Exiles</li><li> Easy Money</li><li> Talking Drums</li><li> Lark’s Tongues part 2</li></ul>I kiedy myślisz, że na ostatnie pół godziny koncertu dostaniesz solowe kawałki Crossa nagle wchodzą dźwięki:<br /><ul style="text-align: left;"><li>Starless (!!!) (partie Frippa grane na skrzypcach)</li><li>21st Century Schizoid Man</li></ul>Po takiej setliscie można się już tylko ukłonić. Wysłuchać kilku minut braw na stojąco i zejść ze sceny po czerwonym dywanie. To był jeden z moich TOP5 koncertów ever. Nie spodziewałem się. Dziękuję Panie Cross.<p>Nie czekałem już na "gwiazdę" wieczoru, czyli skandynawski Soen. Kilkanaście minut po 22-giej wyszedłem z Teatru Leśnego i wróciłem do domu. Zachwycony, szczęśliwy, naładowany endorfinami. </p><p style="text-align: center;">* * *</p><p style="text-align: left;">Dziś wyszedłem pobiegać/pospacerować/posłuchać <i>Lark's Tongues in Aspic</i>. Muszę długo się zastanawiać aby spróbować opisać, dlaczego uważam King Crimson .at '70 za zespół ponadczasowy, kompletny i genialny. Oni połączyli ze sobą trzy różne punkty na mapie. Pierwszy to piosenki, czyli to co najbardziej przyswajalne i łatwe w odbiorze, piękne melodie, linie wokalne, ulotne aranżacje. Takie są <i>Book of Saturday</i>, czy częściowo <i>Exiles</i>. Drugi to jazz: improwizacja, powietrze, drive. Trzeci to muzyka klasyczna - w tym wypadku nakierowana na wschód Europy. Samo połączenie różnych gatunków nie jest niczym nowym. Ale kluczem geniuszu King Crimson był odpowiedni balans.</p><p style="text-align: left;">Aby bieganie sprawiało przyjemność też trzeba złapać odpowiedni balans. Może tym razem się uda? <br /></p><p style="text-align: left;"><br /></p><p><br />
<a href="http://runaroundthelake.blogspot.com/p/lista-pyt.html">RECENZJE PŁYT PRZY KTÓRYCH BIEGAŁEM</a></p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-76674285342680144172023-08-26T12:02:00.001+02:002023-08-26T12:02:18.116+02:00Parkrun Gdańsk-Południe # 311 - Hello parkrun!<p>Kilka miesięcy temu, a może kilka lat temu przypadkowo spacerowałem z psem i kompletnie zapomniałem, że jest sobota 9:00 rano (czyli pora, której konsekwentnie unikałem). Tym sposobem trafiłem Stanley'a, który w kilku zamienionych ze mną zdaniach trafił w nutę, po której dałem się namówić i przemaszerowałem (czasami podbiegając) 5 km z klapkach. </p><p>To był jedyny incydent tego typu.</p><p>Dziś przyszedłem na start całkiem świadomie. Może nie do końca z własnej woli, ale na pewno świadomie. Tydzień temu patrząc na parkrunowych biegaczy mój syn zaczął mnie wypytywać i drążyć temat tak głęboko, że w końcu zirytowany serią niewygodnych pytań wypaliłem: </p><p>- "Jak chcesz to sam pobiegnij a tydzień."</p><p>- "Ale pobiegniesz ze mną?"</p><p>- "TAK!"</p><p style="text-align: center;">* * * </p><p style="text-align: left;">Sobota, godzina 8:00, jemy małe śniadanko:</p><p style="text-align: left;">-"A skąd będę wiedziała jak biec?"</p><p style="text-align: left;">-"Będzie sporo ludzi, będziesz biegł za kimś...."<br /></p><p style="text-align: left;">-"A co jeżeli wszystkich wyprzedzę i wtedy nie będę widział jak biec?"</p><p style="text-align: left;">-"OK..."</p><p style="text-align: left;">Rysujemy mapę:</p><p style="text-align: left;"> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqwhFyWmc9nCQ_hKhVO04dPy_YCqDF7QdS6vSf8UckBzy_ESkipkTCxlghgoHHF1YQqeSzGo6Ix0luX1tTmSU-fHvLZLS43-cJ6GeK0kStKpJ9uhXT94yar3OB_89LJ_BXG0ombZaPEMum7PVVRzSPwGyQb8KHM1qs-oPaXoPPD2iO4j2IPtMy0u2BHUA/s2015/IMG_4504.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1511" data-original-width="2015" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqwhFyWmc9nCQ_hKhVO04dPy_YCqDF7QdS6vSf8UckBzy_ESkipkTCxlghgoHHF1YQqeSzGo6Ix0luX1tTmSU-fHvLZLS43-cJ6GeK0kStKpJ9uhXT94yar3OB_89LJ_BXG0ombZaPEMum7PVVRzSPwGyQb8KHM1qs-oPaXoPPD2iO4j2IPtMy0u2BHUA/w400-h300/IMG_4504.jpg" width="400" /></a></div><br /><p></p><p style="text-align: center;"> * * *</p><p style="text-align: left;">No i poleciał.... tyle go widziałem co na starcie. Dobiegł z czasem 33:33 :) Pięć minut przede mną. Ja sobie spokojnie doczłapałem z pieskiem w tempie, na które było mnie po prostu stać. </p><p style="text-align: left;"> </p><p style="text-align: left;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjGR65CLiZxUpsq69khM4FMOigeBYqaeOby_0fDyxyqw3MkVIpXbubIyUfwtPnfmFttp73Agy8kgJWMdb3cgYNXtqEFTIn4CfDNLe8O2pKTouQ7p0FOqW2rZFQHSip_Ierd8KAFgpB2LgpCrmCEWRv5ezorWC6UubHHMco0_YjT_f7hYUE3RdSwEFg8IkY/s640/IMG_4502.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="640" data-original-width="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjGR65CLiZxUpsq69khM4FMOigeBYqaeOby_0fDyxyqw3MkVIpXbubIyUfwtPnfmFttp73Agy8kgJWMdb3cgYNXtqEFTIn4CfDNLe8O2pKTouQ7p0FOqW2rZFQHSip_Ierd8KAFgpB2LgpCrmCEWRv5ezorWC6UubHHMco0_YjT_f7hYUE3RdSwEFg8IkY/s16000/IMG_4502.jpg" /></a></div> <br /><p></p><p style="text-align: center;">* * *</p><p style="text-align: left;">Za tydzień będzie myślę, że będzie nas dużo. Przychodnia na Wzgórzu (czyli przychodnia nad startem parkruna) wspomoże młodą mieszkankę naszego osiedla - Zosię, która urodziła się z porażeniem mózgowym i wymaga ciągłej rehabilitacji. Od każdego uczestnika biegu Przychodnia przekazuje 10 zł dla Zosi. Więcej o Zosi na jej profilu <a href="https://www.facebook.com/krolewna.smieszka.zosia">https://www.facebook.com/krolewna.smieszka.zosia</a></p><p style="text-align: left;">Myślę, że będzie też okazja, aby każdy z nas wsparł Zosię dodatkowo, do czego osobiście zachęcam, a wręcz namawiam. <br /></p><p style="text-align: left;"><br /></p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-43396997118374845792021-11-06T22:03:00.003+01:002021-11-06T22:03:50.088+01:00Obietnice<p>Te składane samemu sobie.</p><p>Żyję w świecie codziennych obietnic, codziennych obligacji przed samym sobą. Bo absolutnie nie czuję się dobrze w nowym-starym ciele. Ale poza obietnicami nic z tym nie robię.<br /></p><ul style="text-align: left;"><li>Jak kupisz normalny zegarek czyli jakiegoś garmina minimum fenixa to zmotywuje cię do biegania. </li><li>Jak wgrasz mu ulubione albumy do pamięci, to na pewno następnego poranka wyjdziesz pobiegać.</li><li>A może po prostu wystarczy go naładować? Wtedy nie będzie wymówki... ale na pewno będzie codziennie oskarżenie, kiedy schowany w głębi szafki będzie wydawał dźwięki powiadomień na każdy sms, whatsup i messengera. Potem skona i zamilknie na kolejne 30 dni do następnego ładowania... w szafce.<br /></li><li>A może to buty są złe?</li><li>Może te generyczne kalenji z decathlonu za 50 pln, od których wszystko się zaczęło będą receptą?</li><li>A może trzeba wymierzyć swoją stopę na wzorcu od monk sandals i zamówić idealnie-personalizowane-sandały-do-biegania-na-zimę?</li><li>Jak będzie ciemno, jak nikt nie będzie ciebie rozpoznawał to zaczniesz biegać. Bo ciągle jest zbyt jasno, zbyt wiele osób mówi ci "cześć" upewniając się najpierw długim spojrzeniem czy to ty. </li><li>A może rano z psem? Ale kiedy zaczynasz biec i sapać po 200 metrach pies przybiega do ciebie i z niepokojem obserwuje jak się dusisz i zamiast hasać zaczyna się martwić. </li></ul><p>I jeszcze ci parkrunnerowcy mi co sobotę pod oknem biegają!</p><p>Rozwiązania są trzy: albo będę w nich rzucał z balkonu kartoflami, albo w końcu zacznę biegać. </p><p>Albo tradycyjnie, nic nie zrobię. <br /></p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-19984114796479818492021-03-20T18:58:00.002+01:002021-03-20T19:00:42.535+01:00Leszkorun Gdańsk Południe #45 <p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgN-Om-Gkh9s2CVlNLIlJ_WiDwuQ3zELAxM1ApBVor2KpFu90M_TK6GoMoR8Kf0krwCXJoqyc7eVHvAthAYllJVV7tFyJ99giBxDCFIhybB962d7s0ptivfFry394bqjGFeDbkRDHAIfww/s1772/l45.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1772" data-original-width="1329" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgN-Om-Gkh9s2CVlNLIlJ_WiDwuQ3zELAxM1ApBVor2KpFu90M_TK6GoMoR8Kf0krwCXJoqyc7eVHvAthAYllJVV7tFyJ99giBxDCFIhybB962d7s0ptivfFry394bqjGFeDbkRDHAIfww/w480-h640/l45.jpg" width="480" /></a></div><br /><p></p><p>Nie byłem dziś na Leszkorunie za karę, choć tak to wygląda. Byłem, bo sobie obiecałem, że tylko naprawdę obiektywne powody będą w stanie mnie zatrzymać przed wyjściem. Nie ważne czy mi się chce czy nie chce, to z sobotnią poranną piątką nie będę dyskutował. Nie przypominam sobie aby kiedykolwiek w przeszłości zdarzyło się, że po 5 km byłem mniej zadowolony niż przed. </p><p>Staram się biegać powoli, trochę mi to odpowiada bo tempo 6:00-6:30 min/km jest całkiem ok na powrót po przerwie ze sporym nadbagażem. Trochę jednak przeszkadza, bo pamięć ruchów, które wyrobiłem sobie rok temu, rwie mnie do przodu. Ale co z tego, jak to tylko wspomnienie możliwości totalnie odległe od dzisiejszych realiów. W związku z tym biega mi się źle, nie osiągam w biegu spokoju i wytchnienia. Na przemian krępuje mnie albo ciało albo wspomnienia. Ale na pewno nie biegam za karę. Biegam zdecydowanie za nagrodę, ale taką trochę odłożoną w czasie. </p><p>Nie wiem czy jest druga osoba, która "oglądała" sobotnia poranną piątkę dookoła zbiorników z tylu perspektyw. Ale z każdej z nich wygląda tak samo. Tak samo biegnie się pierwsze kilkaset metrów za szybko, tak samo nienawidzisz tego podbiegu, ale tuż za nim czujesz, że jest już tylko z górki. I równie tak samo z każdego miejsca do mety jest identyczna odległość. </p><p>Tak samo było dziś i tak samo będzie za tydzień. <br /></p><p><br /></p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-29236641744299740342021-03-14T19:56:00.005+01:002021-03-14T20:03:51.571+01:00Leszkorun Gdańsk Południe #44<p></p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwIPZJIhP1LibUW7ErQzDOadaWfvs5FY72VBYt6TQVZ-6o67ImOoFM1zDT6YZOBHOhhiAUea67FHeOHUB5Nnb1Wgd2dozvpvmNAIkvuSK47UOG_WtTH0uHUhUXhIvc0RMWxVHgkjq8t2k/s2048/160007755_10224983701320382_1017245583404791654_o.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" height="436" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwIPZJIhP1LibUW7ErQzDOadaWfvs5FY72VBYt6TQVZ-6o67ImOoFM1zDT6YZOBHOhhiAUea67FHeOHUB5Nnb1Wgd2dozvpvmNAIkvuSK47UOG_WtTH0uHUhUXhIvc0RMWxVHgkjq8t2k/w581-h436/160007755_10224983701320382_1017245583404791654_o.jpg" width="581" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">fot. Mariusz - Król Selfie<br /></td></tr></tbody></table><br /><p></p><p>Sobota rano. Budzę się tuż przed szóstą. Pies śpi, żona śpi, dzieci śpią... Dobry moment aby obejrzeć kilka odcinków <i>Osieckiej</i>. Jestem antyfanem seriali, ale ten jakoś mnie wkręcił. Hłasko wyjeżdża, Osiecka wychodzi za Frykowskiego i po roku od niego ucieka, po czym wdaje się w romans z Przyborą... </p><p><i>- Ej, ale jest 8:50! Chyba nie chcesz powiedzieć, że<b> nie idziesz </b>na "parkrun"?</i> - gani mnie znienacka małżonka</p><p><span></span></p><a name='more'></a>Tak naprawdę trochę się wahałem. Przed każdym innym znalazłbym pewnie kilka dobrych wymówek. <p></p><p><i>- Nie, no pewnie, że idę. Ojejku jak późno!</i> - odpowiedziałem teatralnie.</p><p><b>Bieganie, dieta, pisanie bloga.</b> Te rzeczy przez ostatnie lata dawały mi składowe do budowania własnego szczęścia. Rezygnowanie z nich jest formą bezsensownej autodestrukcji. Cały czas zastanawiam się, czy moja żona wspiera mnie przypadkowo, czy raczej intuicyjnie, a może w sposób wyrafinowany?</p><p>Drugi tydzień z rzędu dałem się zmylić. Drugi raz wydawało mi się, że jak widzę biegaczy zbierających się pod moim oknem to będę z nimi za 1 minutę. Ale jednak trzeba pokonać te 600 metrów dookoła. Ubieram się w popłochu, spodenki biegowe, dwie koszulki, obroża, smycz, kilka smaczków do torebki i jeszcze jedną torebkę wiadomo na co. </p><p><b>Guciu, Guciu, szybciej, dajemy, dajemy....</b><br /></p><p>Gucio idzie obok mnie i patrzy jak biegnę. Tempo około 5:30 min/km to dla psa wciąż marsz. Pies idzie obok, dziwnie się patrzy i zastanawia dlaczego Pan sapie. <br /></p><p>Udaje się nam zdążyć na 9:00. Tradycyjne zdjęcie na rozpoczęcie biegu i startujemy. Nie zamierzam dziś walczyć o łamanie 29 minut :) Mój chart idzie, węszy, czasem się zatrzymuje aby coś powąchać co jest dla mnie idealnym alibi na złapanie oddechu w trakcie marszu. Tasujemy się z parą biegaczy (Magdą i Zbychem). Raz my trochę z przodu, raz oni. </p><p><b><i>- Magda, biegniemy w tempie charta </i></b>- mówi Zbychu</p><p>Na małym bajorku puszczam go luzem. Rzucam parę razy patykiem, co daje mi kolejne szanse na złapanie oddechu. Nie ma co ukrywać. Bieganie z ponownym wzrostem masy nie jest przyjemne ani łatwe. Głowa stara się nadać szybszy rytm niż organizm jest w stanie przyjąć. Przyjemne jest tylko to co jest dookoła. Doskonale rozumiem, dlaczego wielu ludzi mówi, że bieganie to nie sport dla nich i dziwią się jak można doświadczać z ten sposób przyjemności. Gdybym nie wiedział do czego dążę i jakie profity daje nawet droga (a nie sam cel) dużo łatwiej byłoby odpuścić. </p><p><b>32:30 </b>- z takim czasem pokonałem sobotnią 5-kę<br /><b></b></p><p>Mniej więcej tyle, bo biegam bez komórki i bez zegarka. TomToma gdzieś zapodziałem i nie byłem w stanie go znaleźć o 8:51. Pas Salomona za bardzo mnie ciśnie (nie ma regulacji, jest rewelacyjny, ale kupiony na inny rozmiar). Z komórą w ręku i smyczą w drugiej nie jest zbyt wygodnie. Garmina <b>jeszcze</b> nie mam :)</p><p style="text-align: center;">* * *<br /></p><p>Pies raczej się nie zmęczył. Nawet trochę było mu zimno, ale do domu nie chciał. Zamiast więc wracać poszliśmy na bieganie z innymi chartami. Tam się wyhasał :)</p><p> </p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-44167301939593402512021-03-06T11:22:00.007+01:002021-03-06T11:23:16.544+01:00Leszkorun Gdańsk Południe #43<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDHdITUeNNYXz7Lw9nCt21hJ3wLrFFOAfksmzj7e_1LcpChdD0x1wVn08q0D840vMJRtckT2KWMoh0rD5xodaKwYktm-h_8SqkTXugFQvAKyYVYZrykJwQrhh2f3lvxp1uYBaAC0avqHg/s1599/xI7PCMHFaKgRtxVem3bQ0MqlScoNntCjjAelhFrEsVo-2048x1536.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1599" height="419" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDHdITUeNNYXz7Lw9nCt21hJ3wLrFFOAfksmzj7e_1LcpChdD0x1wVn08q0D840vMJRtckT2KWMoh0rD5xodaKwYktm-h_8SqkTXugFQvAKyYVYZrykJwQrhh2f3lvxp1uYBaAC0avqHg/w558-h419/xI7PCMHFaKgRtxVem3bQ0MqlScoNntCjjAelhFrEsVo-2048x1536.jpg" width="558" /></a></div> <p></p><p>Najciemniej jest pod latarnią, a najdalej na leszkorun jest kiedy mieszka się tuż nad linią startu. Sobota rano, godzina 9:00. O tej godzinie można się przekręcać z boku ba bok, albo przynajmniej zaglądać zza firanki na bandę uśmiechniętych biegaczy i ściskać w sobie "<i>grinchowy</i>" żal i złość, że robią to inni a nie ty. </p><p>I tak bym pewnie zrobił.... gdybym nie obiecał. Piotrowi i Krzyśkowi... no i przede wszystkim samemu sobie. </p><p>I tak zaczęła się sobota, jak każda inna rok temu, dwa lata temu, trzy i cztery lata temu. Ale zupełnie inna niż soboty przez ostatni rok. Szybkie spojrzenie na budzik: 8:45!! Pies, dzieci, żona, śniadanie... nie ma na to czasu. Patrzę przez okno i widzę, że już zbiera się ekipa. 8:57 wychodzę z domu. Mógłbym stoczyć się z górki, ale zatrzymałbym się na płocie. Muszę więc przebiec dookoła. 600 metrów. Rok temu zdążyłbym bez problemu. Dziś? ...</p><p>9:01 dobiegam na start i mam ochotę oprzeć się o ławkę i głęboko dyszeć. Ktoś mówi:</p><p><i>-"Poczekajmy minutkę"</i></p><p>Ale ta minuta to takie symboliczne 10 sekund. Jak minuta ciszy. Ciszy przed próbą zbliżenia się na 10 minut do wyników przed roku. Ciszy przed określeniem, gdzie naprawdę jestem. </p><p>Pisałem o tym wielokrotnie, sobotnia poranna piątka w towarzystwie innych biegaczy to papierek lakmusowy formy w jakiej się jest. Ciężko jest biec na pół gwizdka, przynajmniej mi. Dziś nie miało być inaczej. Tylko, że zamiast wyskoczyć do przodu i ścigać Maksymiuka turlałem się z tyłu stawki i walczyłem o każdy oddech. Różni ludzie mnie zagadywali, różni ludzie mi towarzyszyli, ale ja ledwo pamiętam co się działo bo miałem mocno zawężone pole widzenia. </p><p>Półtora kółka po dużym, przesmyk w górę, kółko na małym, przesmyk w dół, pół dużego i finisz. Znam te męczarnie doskonale. <b>29 minut i 20 sekund</b>. Uwierzcie - dałem z siebie wszystko. W tym miejscu jestem i z tego miejsca ponownie zaczynam.</p><p> </p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-14063420231745789452021-03-04T18:06:00.005+01:002021-03-14T20:20:46.321+01:00Przepis na błazeńskie łzy<div style="text-align: right;"><i>A wiec jestem znów<br />Na placu zabaw złamanych serc<br />Jeszcze jedno doświadczenie, jeszcze jedna notatka<br />We własnoręcznie napisanym pamiętniku</i></div><div style="text-align: right;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicgePoiu0P9xI7eGHBlHO9oHhgIxE9rodPTDwoeeAUXG8DG9Sg-Q9tICRwrXftk97-OpBIRJPBHgnhaAY-zWo3IF6jawpxlKd-FQd67RRdmcpDwtDTKB1lXiAd7W3e-vmQRdq_8hJsFGU/s1024/MarillionScriptForAJestersTear.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1024" data-original-width="1024" height="437" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicgePoiu0P9xI7eGHBlHO9oHhgIxE9rodPTDwoeeAUXG8DG9Sg-Q9tICRwrXftk97-OpBIRJPBHgnhaAY-zWo3IF6jawpxlKd-FQd67RRdmcpDwtDTKB1lXiAd7W3e-vmQRdq_8hJsFGU/w437-h437/MarillionScriptForAJestersTear.jpg" width="437" /></a></div><div style="text-align: right;"><br /></div><div style="text-align: left;">Tak naprawdę bardzo było mi żal i byłem trochę zły na siebie, za przerwę w pisaniu tego bloga. Ale jak toczący się kamień spadałem z górki i ciężko było mi zatrzymać się w połowie zbocza i powiedzieć sobie, że to już, że do dna jeszcze daleko, ale trzeba zacząć się znów wtaczać pod górę. A nie chciałem pisać tutaj o prowadzeniu ogródka, ani o tym jak przechodziłem covida, ani o relacji z psem :) </div><div style="text-align: left;"> </div><span><a name='more'></a></span><div style="text-align: left;">Ostatni poważny bieg zrobiłem dookoła jeziora Bolsena w lipcu. Potem miałem jeszcze jedno podejście na początku października, ale było przerażająco ciężko, wolno i generalnie bardzo źle. Kika dni później okazało się, że jestem w trakcie covida, którego ostatecznie przeszedłem dość lekko, ale te kilka nieświadomych prawdziwego problemu prób jakoś mocno obrzydziło mi bieganie. Kamień spadał dalej...</div><div style="text-align: left;"> </div><div style="text-align: left;">Chciałem zacząć 1 stycznia. Tak samo jak trzy lata temu. Ale obudziłem się rano i nie za bardzo mi się chciało. Mijała sobota za sobotą. Najpierw wychodziłem pomachać podziemnym parkrunnerowcom z tarasu o 9:00 rano. Później patrzyłem na nich zza zasłony, tak aby mnie nie zauważyli. Na końcu nawet nie patrzyłem, tylko słyszałem donośny głos Piotra Maksymiuka, który jak cierń przypominał mi, że ktoś gdzieś coś biega. Kamień toczył się dalej, a Piórkowski był coraz chudszy i szybszy... <br /></div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">28 stycznia zmarł mój Tata. Po krótkiej, ale intensywnej chorobie. Zawiozłem Go do szpitala z delikatnymi objawami udaru, potem doszedł wylew, na dokładkę covid (zarażenie w szpitalu) i już z tego nie wyszedł. Nie piszę tego aby się jakkolwiek tłumaczyć, że jestem gruby i nie biegam, ale po to, aby w przyszłych postach móc się odnieść do tej informacji. Po prostu, aby już mieć to za sobą. Ale kamień toczył się dalej... </div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">Luty po prostu upłynął. </div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">Kilka dni temu, tuż przed snem rzuciłem małżonce krótkie: <i>wiesz co, chciałbym wrócić do bloga</i>. To zdanie podszyte było tęsknotą nie tyle do bloga, ale do absolutnie wszystkiego co można spotkać po drodze do napisania tych kilku słów. Tęsknotą do przyspieszonego oddechu przy zacinającym wietrze, kiedy jednocześnie jest ci ciepło i zimno, tęsknotą do porannego trzeźwienia w drodze do Otomina z Dominikiem i Michałem, tęsknotą do planowania wypraw i ich realizowania (!), tęsknotą do trollowania Baranowskiego o 5-6 rano, tęsknotą do wysłuchania jeszcze jeden raz <i>Brave</i> - Marillion o 2 w nocy robiąc bezsensowne kółka dookoła zbiornika. Tęsknotą do rutyny, do zakwasów, do planowania dnia uwzględniając miejsce na bieganie. </div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">Dużo tych tęsknot. Kamień się zatrzymał. </div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;">Chyba znów będę biegał. A pies będzie mnie kochał. <br /></div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: left;"><br /></div><div style="text-align: right;"><br /></div>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-8345528115563271422.post-30472537015260700522020-09-17T21:12:00.005+02:002020-09-17T21:17:56.054+02:00Koniec sezonu ogórkowego<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiSEPl_c943sfzLsNge0JTSMhAfvIcvzIfrUqKNGVwmyqhrxPdtBhsNPk4T6YuTn9nFQ1PbZnFXlLs8hV4tMI3Y2mhnioKSiguxKgHbS1cwodj3JpxJWkfSbTvXccU67AbmahGLBkqDeTU/s960/118288316_10213869805177839_8378394846424898295_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="960" height="353" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiSEPl_c943sfzLsNge0JTSMhAfvIcvzIfrUqKNGVwmyqhrxPdtBhsNPk4T6YuTn9nFQ1PbZnFXlLs8hV4tMI3Y2mhnioKSiguxKgHbS1cwodj3JpxJWkfSbTvXccU67AbmahGLBkqDeTU/w470-h353/118288316_10213869805177839_8378394846424898295_n.jpg" width="470" /></a></div><p></p><p>Po przeprowadzce na drugą stronę zbiornika zostało mi kilka palet oraz drewnianych skrzyń, w których przychodziły różne rzeczy do domu. Kilka dni wcześniej kupiłem sobie piłę kątową (aby przyciąć listwy podłogowe tak dokładnie, by małżonka przez kolejne 10 lat nie wypominała mi tego przy każdej okazji) oraz wkrętarkę akumulatorową (do tej pory uważałem, że prawdziwy mężczyzna potrafi całą IKEĘ skręcić ręcznym śrubokrętem, ale przy trzydrzwiowym paxie powiedziałem pas). No i parząc na te moje nowe narzędzia oraz palety zagracające mi pół garażu ruszyłem do pracy. </p><a name='more'></a><p>Pierwsza skrzynka była dość płytka, ale od dołu wykończona agrowłókniną, a na górze posiadała ramę z grubą folią zamocowaną na meblowe zawiasy. Tak powstał mój pierwszy inspekt. Pomalowałem go resztką farby do regałów ze spiżarni i ... nazwałem na cześć mojej małżonki: <i>Grażyna </i></p><p><i></i></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><i><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAS4I6vmV9J_ykQmo5eWAALA_fF3xGy6pv9lHtCZJnP4ya8Qd89e7GPDfiY2lOIPv53ca6ffvUiMYogcNoaXqtbuJVYlRiO68o2fzA8_hMBG8kGlIJkfHSv-oWfsbWbYrYL4HtOHlU_Bs/s960/101673130_10213348417023461_4500622935861493760_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="960" height="328" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAS4I6vmV9J_ykQmo5eWAALA_fF3xGy6pv9lHtCZJnP4ya8Qd89e7GPDfiY2lOIPv53ca6ffvUiMYogcNoaXqtbuJVYlRiO68o2fzA8_hMBG8kGlIJkfHSv-oWfsbWbYrYL4HtOHlU_Bs/w437-h328/101673130_10213348417023461_4500622935861493760_n.jpg" width="437" /></a></i></div><i><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJlCwfSeCr_QDMGcYQ3-4pRRn4ZFRgdkRhrgcn2cuXWIF1aJ7BSSaDEkaLSt36_lAVXldRJiFHzYV6pgyV0dQ-af3DgUu_D2ZeNOx15zD01ptaxX43ASajc7vQUc1Hws9wOQMzBMCmK6U/s639/102340276_10213348416863457_7442836466046074880_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="480" data-original-width="639" height="332" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJlCwfSeCr_QDMGcYQ3-4pRRn4ZFRgdkRhrgcn2cuXWIF1aJ7BSSaDEkaLSt36_lAVXldRJiFHzYV6pgyV0dQ-af3DgUu_D2ZeNOx15zD01ptaxX43ASajc7vQUc1Hws9wOQMzBMCmK6U/w441-h332/102340276_10213348416863457_7442836466046074880_n.jpg" width="441" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8xNbcf2qa8J0FiGupzwoSsfCRcnpb4ZaBowhu8HyqLYnjek4eZ0ZpDjhaC7oQXw-T6UBKk7-9gvek3ZzBAg_d7IuDTC-cYatU-RePCllxT0LT0N86EsYovNRnO-aRe3ABWSvPq1-FxMo/s960/106241679_10213521051219208_4661731596900608455_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="960" height="329" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8xNbcf2qa8J0FiGupzwoSsfCRcnpb4ZaBowhu8HyqLYnjek4eZ0ZpDjhaC7oQXw-T6UBKk7-9gvek3ZzBAg_d7IuDTC-cYatU-RePCllxT0LT0N86EsYovNRnO-aRe3ABWSvPq1-FxMo/w438-h329/106241679_10213521051219208_4661731596900608455_n.jpg" width="438" /></a></div></i><p></p><p></p><p>Potem poszło już szybko. Każdego dnia z pozostałych desek zbijałem kolejną <i>Grażynę</i>. Jeździłem do biedronki po ziemię, mieszałem ją z obornikiem w granulacie, na spód podsypywałem trochę keramzytu i sadziłem swoje własne roślinki. Impulsywnie, bez większej wiedzy, za gęsto, obok sałaty trochę koperku, dalej rukola, roszponka, kilka cebul, kilka selerów, fasolka, groszek. Całe skrzydło ziół, a w skrzynkach truskawki i poziomki, a obok pomidory i ogórki...</p><p><i></i></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><i><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQRCHmvKrE8JoDRYSM-I1wULu1Um_H_bvYpqTvS9TRd_TJN7UJfAWPPBGPs5vLc0pllx51Jnqu-A2vXjvb2EgvCtqWGNwlTqa8avf6n60J9GcK-4hX6NaNpgsoRXbJpP6K2letVkx6ous/s960/106283390_10213521056819348_6540317935453463705_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="720" height="539" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQRCHmvKrE8JoDRYSM-I1wULu1Um_H_bvYpqTvS9TRd_TJN7UJfAWPPBGPs5vLc0pllx51Jnqu-A2vXjvb2EgvCtqWGNwlTqa8avf6n60J9GcK-4hX6NaNpgsoRXbJpP6K2letVkx6ous/w404-h539/106283390_10213521056819348_6540317935453463705_n.jpg" width="404" /></a></i></div><p></p><p>Były takie dni, kiedy budziłem się o 4 rano, bo nie mogłem przestać myśleć o ślimakach. Musiałem wyjść i skontrolować czy te skubańce nie opychają się moimi młodymi listkami. Podobnie wieczorami szukałem ich z latarką. Kiedy wygrywałem ze ślimakami, przylatywały kawki i wyciągały mi kiełkujące ziarenka, kiedy kawki odleciały pierwszymi plonami zainteresowały się sroki... Siatka na ptaki, strach na wróble, piwne pułapki (ślimaki ciągną do piwa)... </p><p>I w końcu pierwsze listki sałaty, pierwszy pomidor (który nawet dostał od moich dzieci imię - <i>Justyna</i>), pierwsze wiaderko ogórków... Nie spodziewałem się, że te pięć skrzynek może tak obrodzić. Kiedy cała moja rodzina miała już dość ogórków jako główny dodatek do wszystkiego, wypełniłem nimi ćwierć zamrażarki oraz... wszedłem w przetwory. </p><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDxAo4krUacYK7h35H7rdvLt36Elg7Vmhn_mHHIX-3lp_pHPgAxnFbnUJUKs6Dl8OnWHJ8wviH3KGgbrQVNRDS26Pt-JpPwiTe1gYzI6f39v5Cguyn-zR5G79_fX2BNb7_K_AR-ZgljJg/s960/113190992_10213697004737936_4700060784160900174_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="960" height="301" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDxAo4krUacYK7h35H7rdvLt36Elg7Vmhn_mHHIX-3lp_pHPgAxnFbnUJUKs6Dl8OnWHJ8wviH3KGgbrQVNRDS26Pt-JpPwiTe1gYzI6f39v5Cguyn-zR5G79_fX2BNb7_K_AR-ZgljJg/w400-h301/113190992_10213697004737936_4700060784160900174_n.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg213XlOx91e1AAGJAH_nc8bkDqrPWALTCHrCkvpG-uuJgmXULs9a6as7wEzkhOmmaau-kVKexstD2FwF-qk2xlueAHUYUTgF3cyIJ4Jj_KibFfYU2NfO546ilVMGxaL22F2Bbj0hULwQY/s960/119482355_10214000096355037_5936850397768635440_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="960" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg213XlOx91e1AAGJAH_nc8bkDqrPWALTCHrCkvpG-uuJgmXULs9a6as7wEzkhOmmaau-kVKexstD2FwF-qk2xlueAHUYUTgF3cyIJ4Jj_KibFfYU2NfO546ilVMGxaL22F2Bbj0hULwQY/w400-h300/119482355_10214000096355037_5936850397768635440_n.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfdhWiSySEp7bQ70sxG-AWKlCXx_Q_EgedHNR6MevxOVSKEJerESN4QYc1k_-OqeywSYx_1hY6_EF0kkEyhNV6j8qx3T3S09hS6l2IBr9V68lGYII74INAeLO3NeJlLXzOCxE3XeS63Ho/s960/118722174_10213930400092674_4746296583737386454_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="960" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfdhWiSySEp7bQ70sxG-AWKlCXx_Q_EgedHNR6MevxOVSKEJerESN4QYc1k_-OqeywSYx_1hY6_EF0kkEyhNV6j8qx3T3S09hS6l2IBr9V68lGYII74INAeLO3NeJlLXzOCxE3XeS63Ho/w400-h300/118722174_10213930400092674_4746296583737386454_n.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6pn3Pv6KhizjxC7i-DtI-8zZ1tkXrgvMBHqS-LH4wud4TMokg2I58zb4ZCaeNJdnmtfx0-XKH138P7crmoinr74_uZhIvQqwSKghRplGM4HNauxHsWlMyK47xyiilEPvUA8wJvOsuidM/s960/118347812_10213873184982332_9064771109389750487_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="960" height="301" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6pn3Pv6KhizjxC7i-DtI-8zZ1tkXrgvMBHqS-LH4wud4TMokg2I58zb4ZCaeNJdnmtfx0-XKH138P7crmoinr74_uZhIvQqwSKghRplGM4HNauxHsWlMyK47xyiilEPvUA8wJvOsuidM/w400-h301/118347812_10213873184982332_9064771109389750487_n.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNd_SBfjCBSd_oRiPjOSUFvkEyZZEtJMUsxT8_ysLJ7bU8al4avarQQOUgQOmlzHQ7PSyVHujNQ6dWWk2DGr71lL5ZkUKkl7MjJ2VaqbI7BvX763Pqv4Z21mcgYBQiSYwGNesxGOjjjEg/s960/117400734_10213803412998076_3587031763331650085_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="720" height="537" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNd_SBfjCBSd_oRiPjOSUFvkEyZZEtJMUsxT8_ysLJ7bU8al4avarQQOUgQOmlzHQ7PSyVHujNQ6dWWk2DGr71lL5ZkUKkl7MjJ2VaqbI7BvX763Pqv4Z21mcgYBQiSYwGNesxGOjjjEg/w403-h537/117400734_10213803412998076_3587031763331650085_n.jpg" width="403" /></a><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9ELLtlVsdHIAKdkwmcfJEgh0rYtvFlANhyphenhyphena0kkTs9R6Z2NBpsMXFux06tmzbe1SK0E2AKvvj62asazVt50M39VFnN2ApvYPPgetFVHdujB2nnoBJDyhqX29h-q88ijsu_NVk5seaIQr8/s960/116344255_10213697005537956_8095553131781834543_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="720" height="537" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9ELLtlVsdHIAKdkwmcfJEgh0rYtvFlANhyphenhyphena0kkTs9R6Z2NBpsMXFux06tmzbe1SK0E2AKvvj62asazVt50M39VFnN2ApvYPPgetFVHdujB2nnoBJDyhqX29h-q88ijsu_NVk5seaIQr8/w403-h537/116344255_10213697005537956_8095553131781834543_n.jpg" width="403" /></a></div></div><p></p><p>Oczywiście nie robiłem ich na masową skalę, ale kiedy już budziłem się o 4-rano, pogoniłem ślimaki, zebrałem wiaderko ogórków zaczynałem robić przetwory. Po 3-4 słoiczki, każdego dnia według innego przepisu. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGwvcvHfF5QfO8NaY_3vOWMyPuls27IA2SHnVgr64WIt-V62JnE6BQFbg-Q5m7m_OwA4FODoXr_CtMeNGzSp6AE02hPp7WORQ2rUgCMizSi19mINTI-nWWRV_J1lKN4alm7wS2-_XrMJQ/s960/117389475_10213803404437862_79129154965818285_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="960" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGwvcvHfF5QfO8NaY_3vOWMyPuls27IA2SHnVgr64WIt-V62JnE6BQFbg-Q5m7m_OwA4FODoXr_CtMeNGzSp6AE02hPp7WORQ2rUgCMizSi19mINTI-nWWRV_J1lKN4alm7wS2-_XrMJQ/w400-h300/117389475_10213803404437862_79129154965818285_n.jpg" width="400" /></a></div><p>Kiedy przedwczoraj zebrałem ostanie ogórki, powycinałem i usunąłem zeschnięte łodygi i spojrzałem na dwie puste <i>Grażyny</i> zrobiło mi się trochę smutno, że ta ogórkowa przygoda już się kończy. <br /></p><p>Marzy mi się za rok kilka razy większy warzywniak. A tymczasem, pora zacząć biegać.</p><p style="text-align: center;">* * *</p><p style="text-align: left;">Zrobiłem dziś rano 5 km. Moją wagę przemilczę. Tempo 5:10 min/km a tętno jakbym biegł na życiówkę w parkrunie. <br /></p>run around the lakehttp://www.blogger.com/profile/01328987417104538849noreply@blogger.com5