poniedziałek, 29 czerwca 2020

Moje pierwsze zawody w półmaratonie

Pamiętam je doskonale!

W ostatnich dniach wciąż bardziej zajmuje mnie pielęgnacja warzywniaka i obserwowanie jak dojrzewają pomidory, gonienie ślimaków i zakładanie siatek przed kawkami, niż bieganie. Czasem sobie pobiegnę z Eltonem Johnem, zanotuję w głowie czy płyta mi się podobała czy nie i ponownie idę pooglądać roślinki.

Ale dziś kiedy odwoziłem syna do przedszkola FB przypomniał mi zdjęcie sprzed 7 lat. Dokładnie sprzed 7 lat. Stałem z medalem na szyi pierwszego półmaratonu im. Wincetego Pola na Wyspie Sobieszewskiej. Nie prowadziłem wtedy jeszcze bloga, więc zdjęcie wrzuciłem na swój prywatny profil. Nie opisałem też tego biegu, bo wtedy jeszcze nie opisywałem biegów.


Całą drogę powrotną z przedszkola wspominałem tamte 2 godziny sprzed 7 lat i byłem bardzo zdziwiony z jaką dokładnością pamiętam tamte emocje, wręcz konkretne sceny, konkretne obrazy. Po powrocie do domu przeszukałem swojego bloga czy jednak gdzieś nie opisałem tego biegu w ramach reminiscencji z przeszłości... nic nie znalazłem.

środa, 24 czerwca 2020

Running with Elton John [1975] - Captain Fantastic and the Brown Dirty Cowboy

Pisałem o tej płycie trzy lata temu. Miałem ogromne szczęście, że trafiłem wtedy właśnie na nią z tych 30 albumów, gdzie Elton z regularnością sinusoidy wędrował po wykresie, na którym pionowa oś określa stopień stopień muzycznej "ambicji" vs "komercji.

To wciąż mój eltonowy top. Płyta koncepcyjna, opowiadająca o początkach kariery Eltona Johna (Captain Fantastic) i jego tekściarza Berniego Taupina (Brown Dirty Cowboy).

Największą perłą na tym albumie jest "Someone Saved My Life Tonight". To jest taki song, że gdyby zaśpiewał go Freddie Mercury, to byłby ozdobą Nocy w Operze albo Dnia na Wyścigach...

Biegało się sympatycznie, słuchało się fajnie. Płyta na tak.


A sama okładka to pop-artowe nawiązanie do Ogrodu Rozkoszy Ziemskich - Hieronima Boscha.

Running with Elton John [1974] - Caribou

Czego można spodziewać się po Eltonie Johnie, który wydał ponownie album koncepcyjny, całkiem progresywny, jak dla mnie (i dla wielu) najlepszy w karierze?

Tego, że pójdzie za ciosem? ... Absolutnie nie. Elton bawi się w sinusoidę, raz album ze wskazaniem na artyzm, raz na pop i przeboje. Raz trafia w gusta jednych, raz drugich. Czy są chaotyczne działania mające na celu przypodobać się wszystkim? Czy przemyślana strategia? A może plan na dojrzałego słuchacza, którym.... chyba jeszcze nie jestem.

Nie podoba mi się płyta Caribou. No nie podoba, ale szanuję. Płyta nagrana w studio o nazwie... Caribou, na ranczu w Colorado. Za dużo tutaj ameryki...


czwartek, 18 czerwca 2020

Running with Elton John [1973] - Goodbye Yellow Brick Road

Chciałbym zapamiętać ten trening bardziej niż inne. To był ten klasyczny "trening jak zawsze - trening jak nigdy". Wychodzisz z domu lekko przymuszony przez samego siebie, masz 15 km przed sobą, żar, powietrze stoi, choć w oddali zbiera się na burzę. Może wydarzyć się wszystko, muzyka może Cię wkurzać, możesz nerwowo liczyć każdy kilometr, możesz wymyślać sobie trasę aby zająć czymś głowę, aby tylko oszukać się choć na chwilę.

Ale możesz też zacząć kręcić kółka, możesz przestać patrzeć na zegarek i po prostu słuchać najlepszej płyty Eltona Johna jaką kiedykolwiek nagrał.


Goodbye Yellow Brick Road - godzina i piętnaście minut esencji earl grey'a z pierwszego parzenia. Jeżeli decydujesz się nagrać dwupłytowy album, musisz mieć ku temu podwód. Nie nie pamiętam, kto to powiedział, ale Goodbye Yellow Brick Road jest właśnie tym powodem. Gdyby ktokolwiek zapytał się mnie o najlepsze podwójne albumy wszech czasów wskazałbym na The Wall, The Lamb Lies Down On Broadway i właśnie siódmą płytę Eltona Johna.

Running with Elton John [1973] - Don't Shoot Me I'm Only the Piano Player


Elton John musiał mieć w sobie sporo gniewu, ale potrafił tkać z niego to co najlepsze. Gniew nie działał destrukcyjnie, ale był narzędziem do osiągania celów. Będąc niezbyt urodziwym młodzieńcem z angielskiego dobrego domu zamarzył sobie, że będzie gwiazdą muzyki. Talent i wrażliwość była darem. Praca była fundamentem. Ale było coś jeszcze. Spryt? Gniew?

Lekcja wyciągnięta z Your Song i Rocket Mana mówiła, że chwytliwe single się liczą. Lekcja z Madmana mówiła, że na progrockowe kombinowanie przyjdzie pora, kiedy jego status będzie już ugruntowany.

I wtedy powstała płyta Don't Shoot Me I'm Only the Piano Player. Płyta przebiegła i sprytna. Ulepszona wersja Honky Chateau. Płyta, która nie jest moim faworytem, która nie do końca jest moją muzyką, ale nie mogę też powiedzieć nic złego. Może poza tym, że po raz kolejny czuję się za młody.

I po raz kolejny jestem tak zafrapowany, że stawiam w głowie gwiazdkę z adnotacją: "koniecznie posłuchaj jeszcze kilka razy".

A gdzie jest ten spryt? W singlu Crocodile Rock. Wtedy, w 1973 roku nucił to cały świat. Jestem PEWNY, że każdy z Was zna ten utwór, ale mało kto ma świadomość, że nie jest to cover z lat 50-tych, ale jego autorem jest Elton John.


Running with Elton John [1972] - Honky Chateau


Wydany rok wcześniej "Madman..." okazał się najsłabiej notowaną płytą Eltona Johna. Szkoda... Elton poważnie to przemyślał i nie poszedł jeszcze głębiej w prog-rock, ale zrobił dwa kroki do tyłu i trzy do przodu, ale w trochę innym kierunku.

Honky Chateau jest tytułem zaczerpniętym od nazwy studia Château d'Hérouville we Francji. To studio musiało mieć niezły klimat, bo bywał tutaj i Dawid Bowie, Iggy Pop nagrał jedną płytę, Jethro Tull no i Elton John. Tę i dwie kolejne.

Ale choć album jest zwrotem w kierunku popu i poza tym jest bardzo wysoko notowany wśród krytyków - nie jest wcale łatwy w obiorze. Może dlatego, że nie do końca jest to "moja" muzyka, może dlatego, że brakuje mi tego prog-rocka z "Madmana...", a może po prostu jestem za młody na Honky Chateau ;)

Perłą tej płyty jest Rocket Man. Utwór niemal bliźniaczy do Space Oddity i opowieści o Majorze Tomie w wykonaniu Dawida Bowie. Podobno na koncertach Bowie czasami wplatał w swoje Space Oddity wers Oh no no no I'm a rocket man, więc coś musi być na rzeczy.

Dam temu albumowi z pewnością kolejne szanse.

poniedziałek, 15 czerwca 2020

Running with Elton John [1971] - Madman Across the Water


Przebiegam wzdłuż plaży w Otominie, spoglądam na taflę, wyjmuję komórkę z pasa i zmieniam album na Madmana. Może nie do końca "across" ale "around". Obiegam jezioro, tak jak kilkadziesiąt, a może i kilkaset razy w życiu. Znam już chyba każdy korzeń i każdy zakręt na zachodnim wybrzeżu jeziora Otomińskiego.

W ostatnich dniach pogoda jest dosłownie w kratkę. Jeden dzień chmury, drugiego słońce i tak na przemian. Na biegi do 2h nie biorę picia i pierwszy raz w tym sezonie czuję znajome uczucie suchości w ustach. Wiem, że można spokojnie, bez wielkiego dyskomfortu biec jeszcze godzinę.

niedziela, 14 czerwca 2020

Running with Elton John [1970] - Tumbleweed Connection

Bałem się tego albumu. Przez ostatnie trzy lata chodziłem przy nim jak pies dookoła jeża. W całości nie posłuchałem ani razu. Puszczałem sobie 30-sekundowe fragmenty i przełączałem na coś innego. W teorii, to małżeństwo Elton Johna z country, i to takim barowym country... 20 lat temu nie do pomyślenia, że spojrzałbym na ten album. Ale już 15 lat temu pewne przymiarki bym czynił. Muzyka country jest szeroka jak cała Ameryka. Nie posiada jednej okładki a tysiące. Country to wszechświat do odkrycia.


Dzisiejsza niedziela zapowiadała się dobrze pod county. Słońce świeciło od 4-tej. O ósmej byłem już jak w połowie dnia, po inspekcji grządek, kawie, małym śniadaniu i dyskusji z żoną na temat mebli na taras. Ciepłe podmuchy wiatru unosiły sobotni kurz przy krawężnikach. Dobry moment na country. W drogę...

sobota, 13 czerwca 2020

Wymówki i zazdrość

Ten świat, który istnieje od ponad 4 miliardów lat jest sprawiedliwy. Każda sekunda jest równa innej, każdy metr jest takiej samej długości, a każda kilokaloria wymaga takiej samej pracy aby ją spalić.

Pośrodku jest głowa.

Z jej drugiej strony zaklinanie rzeczywistości. Wymówki na niebieganie, wymówki na ponadmiaręjedzenie. Już kiedyś przez to przechodziłem, kiedy biegając za mało i jedząc za dużo oznajmiłem, że bieganie mnie zawiodło. Od kilku miesięcy totalnie nie potrafię znaleźć rytmu. Jestem jak poluzowana guma w majtkach. Nawet nie pęknięta, bo pęknięcie motywuje do natychmiastowych środków naprawczych. Ja jestem poluzowany. Jedna dziurka na pasku. Ale druga powoli robi się też niewygodna. Fizyki nie oszukasz.

Z boku patrzy zazdrość. Najbardziej wkurza mnie Baranowski. Wkurza mnie, bo podczas kiedy ja obrażam się na sprawiedliwość fizyki dziejów, on robi mi pod oknem 36 z przodu na 10 km. I jeszcze pisze, że waga nie taka. Niestety Adam już nie pamięta, co to znaczy nie taka waga.

Kompozycja godna prawdziwego ogrodnika

Wkurza mnie też Dominik, bo ma rację. Stał z boku i zamiast mi powiedzieć, że naciągnąłem gumę w gaciach za mocno, to się patrzył i czekał aż sam to powiem. Tak naprawdę Dominik wkurza mnie bardziej niż Baranowski.

No i co?

Niestety wiem już, że świat jest sprawiedliwy. Świat metrów, sekund i kilokalorii. Nie można go ani zakląć, ani przekląć. Ale można w nim żyć i małymi krokami odrabiać stracony dystans i zapomnianą radość.

Być może za kilka dni napiszę post o tym, co można robić kiedy przestaje się na kilka tygodni biegać. Niestety będzie on tylko półprawdą. Bo niebieganie było tylko wymówką :)

Od wczoraj biegam z dyskografią Elton Johna. Będę ją opisywał tak jak kiedyś The Beatles, Queen czy Chrisa The Burga. Nie będę linkował na FB, bo zasada jest zawsze taka sama:

  • jeden post muzyczny na FB --> umiera jeden mały kotek --> odchodzi jeden fan

Running with Elton John [1970] - Elton John


Niecały rok po Empty Sky, w kwietniu 1970 roku Elton John wydaje swój drugi album. Wielu artystów tak nazywa swój debiut, po prostu imię i nazwisko. Niektórzy tak właśnie traktują drugą płytę Elton Johna. Choćby z tego powodu, że pierwsza płyta na rynku Amerykańskim ukazała się dopiero w 1975 roku.

Tak to wygląda z punktu widzenia kronikarskiego. Ale gdy potraktujemy tę płytę uchem i sercem, to dochodzimy do tego samego. Ten album to prawdziwy debiut. To już 100% Eltona Johna. Minęło kilka miesięcy a duet Elton&Bernie odnalazł swój styl i od pierwszych nut Your Song aż po The King Must Die stworzył 40 minut muzyki, przy której można biegać w gorący i wilgotny czerwcowy poranek, ścierać krople potu z czoła przy spokojnym biegu i układać słowa do tego wpisu.

Napisałem 100% Eltona Johna?

piątek, 12 czerwca 2020

Running with Elton John [1969] - Empty Sky


Kiedyś w kąciku pojawił się już Elton John. Tamten wpis mógłby być wstępem do najbliższej serii. Zacytuję sam siebie sprzed ponad trzech lat.


  • Przed erą świadomego słuchania muzyki zakodowałem dwa teledyski: I'm still standing i Nikita. Mało przystojny, niski koleś w śmiesznych okularach jeździ kabrioletem.
  • Na początku świadomego słuchania na szczyt listy przebojów programu III wdrapuje się fajna ballada - Sacrifice
  • Kilka lat później Dream Theater poświęca 10 minut na swoim albumie A Change of Seasons aby zrobić cover Funeral for a Friend/Love Lies Bleeding. Dream Theater wtedy uwielbiałem (to temat na osobny wpis w kąciku) ale zastanawiałem się po jakiego licha coverowali akurat Eltona Johna!? To był pierwszy znak zapytania i wskazówka aby przyjrzeć się kiedyś dokładniej płycie Goodbye Yellow Brick Road
  • Kolejne 5 lat później wpada w moje ręce płyta Eltona Johna - A Single Man. Wtedy dopiero po raz pierwszy słucham w całości jakiegokolwiek albumu tego pana i ... przekonuje się, że to raczej nie dla mnie. Takie tam popowe pioseneczki bez ładu i składu. 
  • W międzyczasie Elton John wydaje płyty Made in England i The Big Picture. Obie wyjątkowo sumiennie i z bardzo pozytywnym komentarzem prezentuje w swoich audycjach Tomasz Beksiński - guru art rocka i gotyku, człowiek, który mnie (i pół Polski) uczył słuchać Petera Hammilla, Legendary Pink Dots czy Sisters of Mercy. Pamiętam komentarze, że w czasach kiedy muzyka schodzi na psy Elton John wciąż dba o to, co w niej najważniejsze - czyli o melodię. Niestety kompletnie nie dałem się przekonać.

  • Przez pół życia miałem świadomość, że widzę tylko kilka puzzli, z których składa się cały wizerunek Eltona Johna. Trzy lata temu zacząłem to powoli zmieniać.

    Nie... nie stałem się ultra-fanem. Poznałem może 2/3 jego ogromnej dyskografii. Obejrzałem film. Fajny, ale nie tak fajny jak ten o Queen. Jednak z każdą kolejną płytą, z każdą piosenką, którą niby-znałem ale nagle odkryłem w niej coś więcej, zaczyna frapować mnie jak wyglądałby alternatywny, równoległy świat, w którym Robert Fripp dogaduje się z Eltonem Johnem i wspólnie tworzą wcielenie King Crimson, które niestety (albo stety) nigdy nie zaistniało.

    Są artyści, którzy w swoją pierwszą płytę wkładają pół swojego życia, 10 najlepszych kompozycji, jakie kiedykolwiek stworzyli i bardzo ciężko im przeskoczyć poprzeczkę swojego legendarnego debiutu.

    Są też tacy, którzy mieli ogromne szczęście, że po pierwszej płycie jakakolwiek wytwórnia dała im drugą szansę. Debiut Genesis? Nic innego jak zbiór pioseneczek. Pierwszy David Bowie? Tylko szaleniec powiedziałby, że to album przyszłego proroka wyprzedzającego gatunki. Nawet wspomniane King Crimson zaliczyło bardzo niespójny para-debiut pod nazwą Giles, Giles & Fripp.

    Pierwszy album Elton Johna to zdecydowanie ten drugi trop.

    Trzeba przez niego przebrnąć. Tak po prostu, bez uniesień. Wykształcony muzycznie chłopak, wokalista i pianista dostaje dobrego tekściarza, Berniego Taupina, studyjnych muzyków i wydaje album z piosenkami. Nic więcej. Nie ma tutaj nic co mogłoby być hitem, ani nic, bo mogło by skraść serce. Trochę rocka, trochę folku. Trochę klimatu Boba Dylana.

    Ale pamiętajmy, że to był 1969 rok. Płyta ukazała się w czerwcu. Kwartał przed In The Court Of The Crimson King. Rock progresywny miał wtedy wciąż twarz The Moody Blues.

    Na szczęście były to również czasy kiedy wytwórnie dawały drugą szansę.

    A tę Elton John wykorzystał jak mało kto.

    cdn...