sobota, 18 stycznia 2020

Parkrun Gdańsk-Południe #186 - Setka Baginsa


Dziś był BIEG! Patrząc ze statystycznego punktu widzenia osiągnięto czwarty i piąty najszybszy wynik na tej trasie. Dwóch Tomków B. pobiegło w 16:51 i 16:55. Biorąc pod uwagę tylko tzw "naszych" to wyniki są na podium (drugi i trzeci).

[Dwa najszybsze należą do "gości" z wysp. Jonathan ESCALANTE-PHILLIPS Ben HAGUE złamali 16 minut]

Jak do tego doszło - ja nie nie wiem, ale na pewno dowiemy się niedługo na blogu Tommiego Bagginsa. Ja nawet ogólnie nie wiem co się wydarzyło, bo nie widziałem ani sekundy tej rywalizacji. Nie starałem się podpiąć nawet na 500 metrów, stanąłem w środku stawki i chciałem sobie pobiec na 24-25 minut. Miałem w nogach już 45 minut rozgrzewki (?) oraz około 100 km uzbieranych w ciągu ostatnich 5 dni. Ale parkrun rządzi się swoimi prawami.

- Piotr, na ile biegniesz?? - zapytałem Maksymiuka
- Na 21 min.

No, nie... nie dam rady. Jestem zmęczony. Albo raczej wydaje mi się, że jestem zmęczony. Nawet nie wziąłem zegarka ani pasa na telefon i majta mi się teraz w kieszeni dresów. Nie będę biegł ~4:10 min/km.


Za Piotrem ustawia się grupa 10-15 biegaczy. Nie do końca wiem co robić. Przyspieszam i zwalniam i nie mogę się zdecydować czy biec przed grupą czy za nią. Jeszcze chwilę wcześniej tempo 4:30 min/km było już słabo komfortowe, ale teraz, kiedy jest grupa, adrenalina, rywalizacja, elementy honoru... to biegnie się całkiem lekko. Ramię ramię w Maksymiukiem wbiegamy na małe kółko i przyspieszamy rozrywając grupę.


Na zbiegu w przesmyku zaczynają nieść mnie nogi. Staram się trzymać technikę ale maksymalnie wydłużać krok. Jest coś fajnego w trenowaniu zbiegów, którymi ostatnio fascynuje się Antoni. Przede mną Adam Angielczyk, który przemieszcza się z taką agresywną kadencją, że moje próby jeszcze większego wydłużenia kroku nic nie dają. Ucinamy sobie krótką pogawędkę.... o białej kiełbasie wyciąganej z barszczu.

Całą długą prostą na dużym bajorku przyspieszam, ale tak jak byłem metr za Adamem tak ciągle jestem i dyszę już jak lokomotywa. Ale w trochę innym rytmie niż Adam. Dopada mnie refleksja, że z tych oddechów biegaczy na finiszowym kilometrze Einstürzende Neubauten mogłoby nagrać całkiem ciekawy industrial.

Ostatnia prosta i na 50 metrów przed metą włączam resztką sił chwilę sprintu i wyprzedzam Adama o sekundę.

10 miejsce, 20 min 37 sek. Całkiem nieźle ja na 100 km na liczniku od poniedziałku i bieg w pierwszej połowie dla funu. Ale to jest właśnie parkrun. Niezależnie od założeń zawsze włącza mi się Kubacki, zawsze uda się polecieć na skrzydłach i wyczuć podmuchy wiatru, których w trakcie zwykłego treningu po prostu nie ma.

A bieg wygrał Tomek Bagrowski. O 4 sekundy przed Tomkiem Bagińskim, który biegł dziś po raz 100-tny na parkrunie. I fajnie :) Gdybym miał formę Bagrowskiego, też bym nie odpuścił jubilatowi :D



2 komentarze:

  1. starcie tytanów

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ fajnie, że się chłopaki wsparli 💪 Brawo Tomek B. Dzięki Tomek B. w imieniu Tomka B. 😊

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy