piątek, 17 stycznia 2020

Freestylowe kilometry

"Dużo freestylowych kilometrów, freeplan biegowy dają podstawy do tego, żeby stwierdzić, że jaki będzie ten rok, tego nie wie nikt"


To cytat z komentarza, który Marcin zostawił pod moim ostatnim mini-postem o podsumowaniu roku. Bardzo mi się spodobał, bo w pigułce oddaje dokładnie to co mam teraz w głowie. Nie chcę i wręcz nie jestem w stanie podjąć żadnego konkretnego planu biegowego. Nie mogę nawet powiedzieć, że wróciłem do korzenia biegania, bo wtedy biegałem po to aby schudnąć. Teraz nawet tego nie muszę. Myślenie o rekordach to być może dopiero odległa wiosna. Naprawdę nic nie zmusza mnie do zakładania butów, a jednak zakładam je z ogromną przyjemnością.

W zeszłym tygodniu pobiegłem 4 połówki pod rząd. To nie był element żadnego planu. Po prostu pierwszego dnia pobiegłem pierwszą, a potem jakoś poszło. Wszystkie podobnym tempem, wszystkie w miarę lekko, a tę czwartą to już całkowicie najlżej. Moim jednym problemem był wybór trasy. Raz zrobiłem dużą pętlę, drugi raz pobiegłem do Pruszcza, trzeci do Otomina, a czwarty pętelki po zbiornikach. Nie czułem żadnego kaskadowego zmęczenia. To trochę zaskakujące, bo kiedy niespełna pół roku wcześniej zabrałem się za plan do maratonu to mniejszy kilometraż dość mocno mnie wtedy wykrochmalił i moje główne wspomnienie z tamtego okresu to ciągłe zmęczenie. 

Piątego dnia też bym pobiegł połówkę, ale po prostu zabrakło mi czasu. Tydzień zamknąłem z kilometrażem powyżej 100 dodając do niego krótsze weekendowe biegi. 

Mamy piątek rano kolejnego tygodnia. Nastukałem już prawie 70 km w 4 dni. Jedną 15-tkę, jedno narastające tempo i dwie kolejne połówki. Jeszcze łatwiejsze i ciut szybsze niż te w zeszłym tygodniu (obie po 1:39). Mam wrażenie, że takim tempem (4:40-4:45) mogę biec i biec, niezależnie czy z górki czy pod górkę. 

Nie wiem  czy takie styczniowe tłuczenie kilometrów mi coś daje. Ale mam to gdzieś. Nie traktuję tego biegania jak trening tylko jak przyjemność jakiej tak naprawdę nigdy w życiu nie miałem. Tak jak pisałem w pierwszym akapicie - zawsze biegałem po coś: aby schudnąć, aby się przygotować do biegu, aby wytrenować życiówkę, aby się poprawić jako biegacz. Teraz biegam wyłącznie dla przyjemności. A co z tego wyjdzie? Nie wie nikt :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy