poniedziałek, 14 października 2019

Dzień 78 - moment, w którym przychodzi spokój

Ten moment, w którym sobie uświadamiasz, że nic już na lepsze nie zmienisz przynosi po sobie dużo spokoju. Przestaję się szarpać sam ze sobą i powoli zaczynam czekać na start. A przez ostatnie niecałe trzy miesiące szarpałem się wyjątkowo. I wcale nie chodziło o to, że bieganie według planu jakoś specjalnie mnie uwierało. Ale o to, że ten plan w pewnym momencie okazał się dla mnie za mocny. Lekkie odpuszczenie, potem Poniewierka, regeneracja i na końcówce wróciłem pokornie na swoje szyny jak wagonik w kamieniołomie. Ale cały czas szarpałem się ze sobą w swoich myślach, odbijałem od ściany do ściany w pokoju bez klamek. Dam radę? A może nie mam najmniejszych szans? Za dużo myślę? Owszem, ale tego nie zmienię. Jest tylko jedna rzecz fajniejsza od biegania - myślenie o bieganiu!

Wczoraj, w niedzielę, dokładnie tydzień przed, miałem ostatni z tych trochę mocniejszych treningów. Sześć kilometrówek po 3:50 min. Nie czułem się jakoś wyjątkowo, nie był to dzień konia, zwyczajnie, bez większej ekscytacji. Czasem jest tak, że biegnąc 5:15 min/km musisz cały czas aktywnie hamować, czasem biegniesz bezmyślnie, a czasem zdarza się, że nawet do takiego tempa musiałem uruchamiać głowę. Tym razem 3 km rozgrzewki wchodziły pomiędzy bezmyślnie a uruchamianiem głowy. Nie była to jakaś szczególna perspektywa do szałowego treningu.

No i w końcu odpaliłem te kilometrówki. I szok. Z całkowicie zwyczajnego samopoczucia weszły mi w 3:36, 3:39, 3:45, 3:43, 3:46 i 3:36. Żadna z nich nie była wyciśnięta na siłę, nie zostawiłem również za dużo potu i nie powiększyłem długu węglowego planety zbytnią emisją CO2. Tak samo jak obojętnie weszła rozgrzewka, tak samo obojętnie zrobiły się te kilometrówki.

W każdym razie dla mnie, jako uzurpatora do łamania 180 minut w Poznaniu, taki trening był dość wyraźnie budujący. Mimo całej obojętnej otoczki.

Dziś 10 km na spokojnie. Pomiędzy pracą a popołudniem z rodziną. Zamiast jednego albumu zrobiłem sobie playlistę, trochę The Moody Blues, Led Zeppelin, The Beatles, Electric Light Orchestra i Camel. Trening, który nic nie zmienia.

Po nim przyszedł spokój. Nic nie jestem w stanie już zmienić. Mogę tylko myśleć i oceniać szanse.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy