niedziela, 1 września 2019

Parkrun Gdańsk-Południe #164


Jest jeszcze jeden wpis, który po prostu muszę zrobić w tym niedzielnym 'kombo wpisów'. Wpis o sobotnim parkrunie. Widzę od dwóch dni szczęśliwego człowieka. Spotykam niby przypadkiem, ale jednak coś w tym musi być. Kto nim jest - o tym na końcu, kiedy poznamy bohatera sobotniego dnia.

* * *

Moje treningowe "imadło" nie pozwala mi ścigać się na parkrunie. No ale nie każdy parkrun to wyścigi, tak samo jak nie każdy prostokąt to kwadrat. Tym razem ponownie sobota miała mi upłynąć na interwałach poprzedzonych 8-mio kilometrowym OWB1.

Nie zaspałem, poranek był pod kontrolą i tak wymierzyłem czas aby podjechać samochodem na start (tak tak! samochodem te 800 metrów!), pobiec swoje 8 km a potem zrobić interwały na parkrunie.

Nie wiedziałem tylko jednego... czy ktoś będzie mi dziś pomagał, czy będę koordynatorem, ewentualnie będę pełnił inną kluczową rolę uniemożliwiającą start. 

A jak wiadomo koordynator ma naprawdę sporo przywilejów poza tzw. protokołem. Za mundurem panny sznurem...


....w takim wypadku swoje interwały zrobiłbym po prostu po biegu.

Zaparkowałem przy śmietniku mniej więcej o 8-mej i ruszyłem na dwie ósemki po parkrunowych stawach. Startowe Kalenji na nogach, żonobika i komóreczka w dłoni...

8:42 - spojrzałem na godzinę i zrezygnowałem z dokręcania ostatniego kilometra rozruchu. Przy starcie kręciła się już dość spora grupa biegaczy a wszystkie parkrunowe graty, czyli flagi, maszty, bannery, plecaki z kamizelkami, tokeny... itd były w bagażniku! Dlatego właśnie przyjechałem samochodem  :)

Biegaczy było dużo. Ponad 100. Ale wolontariuszy też, więc mogłem spokojnie pobiec swoje interwały. Wiem, jak bardzo to wkurza jak ktoś obok ciebie biega interwały a ty robisz bieg ciągły. Ja robię to drugi tydzień z rzędu. Przepraszam :/ Może warto pomyśleć o takiej kamizelce, np. różowej z napisem "INTERWAŁY" aby nikt nie stresował i/lub nie śmiał się z takiego pomyleńca co pierwsze 40 sekund wyrwał ile fabryka dała :)

Po pierwszej serii robię look po skosie lekko w tył i patrzę a tam Staszek Skwiot. Możecie mi uwierzyć lub nie, ale to widać, to jest wypisane  na twarzy. Twarz Staszka była wymalowana tylko jednym kolorem, jednym zdaniem. Czytałem je bardzo dokładnie, a brzmiało ono: "BIEGNĘ PO ŻYCIÓWKĘ"

Co było dalej ze mną, nie jest już istotne. Dobiegłem na 11-stym miejscu realizując trening 10x40/80 sekund. Ważniejsze było to do wydarzyło się na mecie.

Staszek Skwiot w swoim 121 biegu parkrun (ładna okrągła liczba 11 do kwadratu) pobiegł swoją nową życiówkę - 22:16!! 

Nie może być innego bohatera dnia :) Brawo!

Tyle mi brakuje a pokonam Kaszkura!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy