sobota, 17 sierpnia 2019

Dzień 20 - parkrun Gdańsk-Południe #162


Po zeszłotygodniowym parkrunie miałem kaca przez 3 dni. To dość osobliwe uczucie, bo przecież sierpień z zasady jest miesiącem bez alkoholu i traktuję to bardzo poważnie. Serio. Kaca miałem moralnego, bo... Adamowi Baranowskiemu było bardzo przykro, że nie przyszedłem popatrzeć na jego wielki powrót, nie było szampana, nie było konfetti, nie było nawet wpisu na blogu i Adam musiał go sobie napisać sam.

No ale nie mogłem. Naprawdę. Już się tłumaczyłem.

Przez kolejne dni większość rozmów ze znajomymi rozpoczynała się tak:



Albo tak:


Trudno, stało się. Muszę z tym żyć i więcej Adama nie zawieść. Na przykład dziś, gdyby po raz drugi chciał zrobić mi niespodziankę i się pojawić.

Samo ściganie się w parkrunie odpuszczam jeszcze na 10 tygodni. Jestem pochłonięty skrupulatną realizacją planu treningowego pod maraton w Poznaniu. Chcę ten plan potraktować bardzo dosłownie, tylko z jedną jedyną modyfikacją - na Kaszubską Poniewierkę. Resztę lecę równo z rozpiski. A w soboty mam interwały. 

6 km easy, potem 10 x 40/80 sek + 2 km schłodzenia. 

Jakby nie patrzeć, można i taki trening fajnie ubrać w parkrunowe szaty. 6 km to rozgrzewka przed biegiem. 10 x 40/80 sek = 20 minut. Jeżeli się dobrze sprężyć wychodzi mniej więcej czas i dystans parkruna. Potem można pomóc na przykład przy skanowaniu i truchcikiem wrócić do domu.

Nie jestem chyba pierwszy, co realizuje taki plan na parkrunie. 2 lata temu, kiedy Kamil przygotowywał się do maratonu także robił interwały na parkrunie. Kilka razy ścigałem się także z Damianem, którego przyspieszanie i zwalnianie przyprawiało mnie o niezły ból głowy. Nigdy nie wiesz, czy ten kto dogania Ciebie za plecami naprawdę tak szybko biegnie, czy to tylko szybki odcinek. Adrenalina +10.

Jak pomyślałem tak zrobiłem. Wyszedłem, kręciłem 6 km na małym bajorku i kiedy 10 minut przed startem udałem się na miejsce zbiórki na przesmyku spotkałem... Państwa Baranowskich!!! Ucieszyłem się jak dziecko, zatrzymałem, nawet wyłączyłem zegarek.

- Idziecie na parkrun? - zapytałem z nadzieją
- Eeeeee - powiedział Adam
- NIE! - odpowiedziała Agnieszka
- Ale czemu? - drążyłem
- BO BIEGNIEMY DO PRUSZCZA!!!


Włączyłem zegarek i smutno udałem się na start.


Bieganie interwałów na parkrunie jest jednak fajne. Z tego względu, że wychodzi bardzo bardzo solidny trening. Biegając tydzień temu tę samą jednostkę w samotności średnie tempo pary 40/80 wynosiła około 4:20 min/km. Dziś, kiedy było dodatkowe spięcie i jakiś podświadomy, niewyłączalny element rywalizacji te same pary 40/80 wpadały w tempie o 20 sek szybszym. Ostatecznie takim pół Gallowayem dobiegłem na 4-tym miejscu z czasem 20:43.

  • A wygrał dziś Przemek Trzaska z czasem 3 sekundy poniżej 18 minut.   
  • 6 osób poprawiło swoje życiówki
  • Przyszło 5 debiutantów w lokalizacji, z czego 3 osoby absolutnie po raz pierwszy w życiu na pakrunie.
  • Tomek Bagiński chciał dziś pobić rekord trasy z podczepionym dronem z funkcją "follow me", ale za bardzo wiało i po prostu porobił zdjęcia i został managerem tokenów :)

Komplet dzisiejszych rezultatów jest tutaj.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy