niedziela, 19 maja 2019

Kryzys 42-latka


Kiedyś, całkiem niedawno, napisałem, że moje życiówki są nudne. To prawda, jestem na fali. Po 7 latach biegania zatoczyłem pętlę i zamiast uciekać w leśne ścieżki i truchtać w biegach ultra, gdzie nikt naprawdę nie wie jaki rezultat jest dobry a jaki średni, wróciłem na asfalt po to, aby zrobić tutaj wyniki, które będą mogły być wyryte na mojej trumnie.

- Na Twoim miejscu robiłbym to samo - powiedział Adam Baranowski.

Tak Adam, dziękuję, wiem :) Jestem od Ciebie 11 lat starszy i staram się o tym nie myśleć... jeszcze. Bo jedna myśl cały czas jest gdzieś we mnie.... kryzys 42-latka.

Zwykło się mówić, że kryzys przychodzi tuż po 40-tce. Dla biegacza taką okrągłą liczbą jest raczej 42. Podobno wtedy trzeba kupić sobie nowy sportowy samochód lub miejsce w garażu aby zimą nie zrzucać śniegu ręką, albo przynajmniej sprzęt audio z trochę wyższej półki. Jeżeli ktoś dodatkowo nie trafił w życiu z kobietą, może szukać także ekscytacji i na tym polu. Ja jestem tym szczęśliwym człowiekiem, że moje zmartwienia po "czterdziestcedwójce" ograniczają się tylko do trzech elementów:

  • jak zapewnić sobie emeryturę przed 50-tką,
  • czy mój tor audio jest dość dobry i jak go zmodyfikować,
  • z jakimi rekordami na 5/10/21/42 położę się w trumnie.

Drugi punkt jest w pewnym sensie pochodną pierwszego, ale ten trzeci żyje swoim życiem. Czy w tym kontekście moje życiówki wciąż są nudne? Absolutnie nie są nudne. Mnie po prostu nie stać już czasowo na odkładanie ich na potem. Nawet jeżeli będę je jeszcze poprawiał przez 5 lat, a 2h59min w maratonie złamię w 2024-tym to będę wracał myślą do wcześniejszych lat i zastanawiał się, czy mogłem zrobić coś lepiej, aby stoper zatrzymał się jeszcze kilka minut wcześniej?

Możecie nazywać mnie cyfronem, który jedzie dbać o swojego jeżyka na głowie do fryzjera w Chojnicach, ale moja prawda jest taka, że każda z moich życiówek może okazać się ostatnia. Nie dlatego, że znów nabiorę kilogramów, albo nie będzie chciało mi się dość intensywnie trenować. Ale dlatego, że po prostu będę zbyt stary. A tego niestety nie zmienię.

Pozwólcie więc, że będę starał się właśnie teraz biegać najszybciej jak potrafię. Będę teatralnie zachęcał Adama Baranowskiego do ścigania się w parkrunie, będę dyskutował językiem rywalizacji, która nakręca mnie to urywania kolejnych sekund z każdego biegu, będę egoistycznie wykorzystywał każdego, kto będzie mnie gonił, uciekał, albo będzie pisał, że moje plany są niemożliwe do wykonania.

Prawdziwy kryzys 42-latka przyjdzie wtedy, kiedy życiówki przestaną być nudne, bo ich już po prostu nie będzie...  Czy chciałbym mieć wyryte 19:01/5km na trumnie? 18 z przodu byłoby ładniejsze... a 17:43 - przepiękne!

* * *

PS. Potrzebuję kilku komentarzy tu lub na FB, lekko poddające w wątpliwość, że 17:43 jest w moim zasięgu. Będę wiedział kogo sobie wizualizować podczas najcięższych treningów.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy